5 października 2023

Filip Obara: Szkoda, że w Polsce rząd jest rządem jedynie na miesiąc przed wyborami…

Już niebawem wybory. Władza warszawska nagle zaczyna zachowywać się tak, jak na władzę przystało. Broni interesów i dobrego imienia Polaków, zamiast podlizywać się Ukrainie i klękać przed urzędnikami z Brukseli. Jednak, zamiast się cieszyć, uświadamiamy sobie, jakie to smutne. Pokazuje to bowiem, że politycy doskonale wiedzą, jak powinni pełnić swoje obowiązki, ale z jakiegoś powodu poza okresem przedwyborczym nie chcą tego robić…

Gdy amerykański konserwatysta zaczyna chwalić prezydenta Andrzeja Dudę za asertywność wobec Ukrainy, to wiedz, że coś się dzieje… Właściwie, wiadomo, co się dzieje: idą wybory! 

Nagle władza potrafi postawić się Unii Europejskiej i zaczynamy wierzyć, że premier Mateusz Morawiecki naprawdę wysłał ultimatum do Brukseli w sprawie zakazu importu ukraińskiego zboża. Nagle w retoryce rządu pomoc Ukrainie nie może być już ważniejsza niż interes Polski i byt Polaków. Nagle nawet samozwańczy „rzecznik sprawy ukraińskiej”, prezydent Andrzej Duda, doprowadza do tego, że podczas szczytu ONZ w Nowym Jorku fotoreporterzy nie mają okazji uchwycić w obiektywie jego kordialnych uścisków z Włodzimierzem Żeleńskim. 

Ale nie zapominajmy o dwóch rzeczach. Po pierwsze, to wszystko skończy się, wraz z wyborami. Po drugie, chwilowe deklaracje, choćby najrozsądniejsze, nie są w stanie anulować wszystkiego, co było dotychczas, a Polakom przywrócić miliardów wydanych z ich kieszeni na „przyjaźń” z Ukrainą.

Tu warto przywołać dwie wypowiedzi. Jedna pochodzi ze sfery polityki i jest to wypowiedź obrazkowa, jakże wymowna, w ramach której w wizualnej formie paragonu Konfederacja wystawiła Ukrainie rachunek za koszty przymusowo poniesione przez Polaków. Druga to vox populi, a więc jeden z komentarzy na forum naszego portalu, w którym ktoś o wymownym nicku „ktoś” pisze à propos Dudy i Żeleńskiego: Ich przyjaźń kosztowała nas 100 mld. Nie mogą się przyjaźnić w wolnym czasie na swój koszt? Wolałbym prezydenta, który dbałby o moje i innych Polaków interesy, a nie o interesy UA.

Nie ma co ukrywać, że taki nastrój dominuje wśród naszych czytelników (a przynajmniej tych, którzy odzywają się w komentarzach), a z perspektywy logiki i zdrowego rozsądku trudno byłoby inaczej oceniać aktualne wydarzenia na scenie politycznej.

Takie „wyłomy” w systemie zdarzają się zresztą nie tylko w Polsce i nie tylko przy okazji wyborów. Wystarczy przywołać przykład wicepremiera Włoch, Matteo Salviniego, który jest obecnie sądzony za to, że chciał bronić granic swego państwa przed najazdem nielegalnych imigrantów.

Warto dobrze zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje. Pokazuje to skalę degradacji standardów politycznych w Europie. Obrona granic oraz zachowanie porządku i bezpieczeństwa to podstawowe i nieodzowne obowiązki władzy. Po to władza istnieje. Według odwiecznego porządku zapisanego w naturze rząd mógłby nie zajmować się niczym innym i byłby rządem jak najbardziej legalnym, sprawiedliwym i dobrym.

Zapomnieliśmy dziś o zdrowych zasadach porządkujących rzeczywistość i dlatego mamy do czynienia z postawieniem porządku publicznego na głowie. Włoski wicepremier nie robił przecież nic innego, tylko próbował realizować zadania bezpośrednio wynikające z faktu, że lud powierzył mu władzę. To tak, jakby sądzić dozorcę budynku za to, że miotłą przeganiał grasujące szczury. Gdyby coś takiego się wydarzyło, większość obserwatorów miałaby na tyle zdrowego rozsądku, by przecierać oczy ze zdumienia nad podobnym kuriozum, jak w przypadku niedawnej sytuacji, w której rządowy aparat represji rzucił się na dziewczynkę, która sprzedawała owoce, by zarobić na wycieczkę…

Dlaczego brakuje nam tego zdrowego rozsądku w odniesieniu do polityki? Niech tym razem będzie to pytanie retoryczne…

Tymczasem przywołajmy inny przykład. Po wojnie domowej wywołanej we Francji przez naturalizowane (przynajmniej formalnie) dzieci nielegalnych imigrantów można mieć nadzieję, że dojdzie nareszcie do zmiany nastrojów społecznych. Natknąłem się wręcz na opinię, że większość Francuzów popiera część postulatów Marine LePen, jednak nie głosują na nią, bo… nie wypada. Musieliby przyznać, że to lewica i ich konstytucyjnie laicka Republika odpowiadają za postawienie świata na głowie i stworzenie bezpośredniego zagrożenia w kraju.

Wracając na polskie podwórko, musimy nie bez zażenowania stwierdzić, że robienie farsy z powagi państwowego majestatu to, można powiedzieć, odwieczna śpiewka systemu okrągłostołowego. Wszak już w roku 1995 wyśpiewał to Kazik w piosence Czy wy nas macie za idiotów

Na koniec zauważmy, że – o, ironio – również w wyłomach zdarzają się wyłomy i tak w okresie przedwyborczej frenezji, jak zwrócił uwagę Łukasz Warzecha, wypływają informacje z trzeciej ręki o przekazywaniu Ukrainie „Rosomaków”. Działo się to na niejasnych warunkach, o czym Polacy dowiedzieli się od administracji Stanów Zjednoczonych, nie zaś od rządu w Warszawie, który powinien przed nami zdawać rachunek z tego, jak wydaje nasze pieniądze.

A skoro odwoływałem się wcześniej do vox populi, to może Państwo mają jakieś pomysły, jak zachęcić naszą władzę, by nie tylko w okresie przedwyborczym czuła się władzą?

Filip Obara

Oenzetowski szczyt celów zrównoważonego rozwoju: mocno w stronę globalnego zarządzania

Państwo a Naród. Dla kogo jest niepodległość?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(23)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie