Filipiński Sąd Najwyższy uznał uchwaloną w 2012 r. ustawę o „świadomym rodzicielstwie i zdrowiu reprodukcyjnym” za zgodną z konstytucją kraju. Zdaniem sędziów kontrowersyjna ustawa „nie jest niekonstytucyjna”. To znaczący sukces filipińskich zwolenników rewolucji obyczajowej. Według komentatorów do jego odniesienia przyczyniły się finansowe zachęty administracji Baracka Obamy.
Jak informuje Oliver M. Tuazon na łamach mercatornet.com, omawiane prawo to coś więcej, niż legalizacja antykoncepcji, która miała miejsce już 10 lat temu. Zgodnie z nowym prawem środki antykoncepcyjne zostały uznane za usługę publiczną, a „kontrola narodzin za oficjalną ideologię”.
Wesprzyj nas już teraz!
Obecnie rządowe centra zdrowotne mają zapewniać darmową antykoncepcję, a pracownicy publicznej służby zdrowia szkolić się pod kątem edukacji seksualnej w szkołach. Nad ustawą debatowano na Filipinach przez 13 lat. Zdaniem komentatorów jej uchwalenie i niedawne zatwierdzenie przez Sąd Najwyższy nie jest bez związku z działaniami Baracka Obamy. Amerykański prezydent przeznaczył rządowi Filipin grant w wysokości 454 mln dolarów, co mogło przyspieszyć decyzję.
Populacja Filipin wzrosła z 27 mln w 1960 r. do 76 milionów w 2000 r. i 92 mln w 2010 r. Wielu filipińskich polityków obawia się tego wzrostu. Jak jednak zauważa mercator.net, nie zwracają oni uwagi na to, że kontrola populacji może na dłuższą metę doprowadzić do problemu starzenia się społeczeństw, który ma obecnie miejsce w krajach Zachodu.
Źródło: mercatornet.com
mjend