Uri Kaufman, autor wielu publikacji na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie pisze na łamach „Foreign Affairs” w artykule z 20 października br. pt. „The Real Lessons of the Yom Kipur War”, że Izrael potrzebuje nowego spojrzenia na wywiad.
Autor porównując sytuację obecnego ataku Hamasu z 7 października z wojną Jom Kipur z 1973 r., czyli walką Izraela z połączonymi siłami Egiptu i Syrii, snuje analogie i wskazuje: tak jak w 1973 r. mieszkańcy Izraela byli w szoku, że kraj nie był przygotowany do wojny, tak teraz są w szoku, że zawiodły służby wywiadowcze. Stąd postulat nowego spojrzenia na wywiad.
W 1973 r. przyszły izraelski premier Menachem Begin oburzał się w Knesecie po ataku sił Egiptu i Syrii i pytał: „dlaczego nie dostarczono sprzętu wojskowego na granicę?”. Wówczas podczas 18-dniowej wojny zginęło ponad 2000 izraelskich żołnierzy. Dramatycznie spadło zaufanie do armii.
W tym roku po ataku Hamasu 7 października podniósł się alarm w Izraelu, dlaczego wywiad nie przewidział tego zdarzenia i dlaczego granica ze strefą Gazy nie była odpowiednio pilnowana.
Wesprzyj nas już teraz!
Chociaż wojna Jom Kippur „różniła się w oczywisty sposób od dzisiejszego pożaru Izraela i Hamasu”, bo była to wojna prowadzona pomiędzy suwerennymi państwami i armiami konwencjonalnymi, to jednak istnieją pewne podobieństwa. Obie zszokowały Izraelczyków i obie były prowadzone w okresie „zdumiewającego dobrobytu gospodarczego”. Władze Izraela tak wtedy, jak i teraz brały pod uwagę ewentualny atak, ale „w polityce kraju dominowała względna pewność siebie, jeśli chodzi o zabezpieczenie granic”.
Kaufman snuje opowieść o tym, jak Izrael w latach 70. czuł się względnie bezpieczny. Jednakże późniejsze śledztwo wykazało, iż „wojsko błędnie oceniło, że wojna w 1973 r. była nieprawdopodobna w oparciu o to, co działo się w Kairze – innymi słowy, w oparciu o najnowocześniejszą technologię nadzoru, która pozwoliła podsłuchiwać dyskusje toczone na wysokim szczeblu, a rażąco ignorowała oczywiste oznaki gromadzenia się egipskiej armii w pobliżu Kanału Sueskiego” – czytamy.
Autor sugeruje, że być może nie wyciągnięto lekcji z tej wojny i raportu, jaki wówczas powstał po śledztwie specjalnie powołanej komisji.
Izraelski wywiad nie docenił następcy Nassera w Egipcie, który zmarł nagle na atak serca w 1970 r. Jego miejsce zajął Sadat, ale służby izraelskie sugerowały, że nowy przywódca Egiptu ma „niski poziom intelektualny” i jest „słaby”.
Sadat zaś szybko wyprowadził ich z błędu i „pokazał, że nie jest słabeuszem. W obliczu nieudanej próby zamachu stanu w 1971 r., bankructwa gospodarki i korpusu oficerów pragnących pomścić stratę Egiptu w 1967 r., Sadat doszedł w 1973 r. do wniosku, że musi iść na wojnę. Zrobił jednak to, czego Nasser nigdy nie zrobił: utrzymał względny spokój na granicy, odsunął na bok zawziętych oficerów i powołał kompetentną grupę generałów, na czele której stał Saad Shazly, młodszy, ale wysoko ceniony żołnierz zawodowy”- czytamy.
To Shazly wraz z grupą „starannie dobranych oficerów” dokonał „trzeźwej oceny mocnych i słabych stron egipskiej armii”. Opracowali oni dobrze przemyślany plan wojny przeciwko Izraelowi. Uznano, że nie trzeba głęboko wchodzić w terytorium wroga, ale wystarczy zadać wyniszczające ciosy. Liczono, że presja międzynarodowa zmusi Izrael do wycofania się do granic sprzed 1967 roku.
Plan opierał się na elemencie zaskoczenia i czerpał z doświadczenia sowieckich służb wywiadowczych sprytnie oszukujących zachodnie agencje wywiadowcze jak np. w 1968 r. gdy szykowano najazd na Czechosłowację.
Egipcjanie mieli mobilizować i demobilizować armię wzdłuż Kanału Sueskiego ponad 20 razy między 1 stycznia 1973 r. a 1 października 1973 r.
Tylko garstka ludzi wiedziała, że 6 października armia otrzyma rozkaz przeprawy przez kanał. „Spośród 8 000 żołnierzy egipskich, których Izrael później schwytał, tylko jeden oświadczył, że wiedział o planowanym ataku więcej niż dzień wcześniej. Praktycznie cała reszta dowiedziała się o tym tego samego ranka” – zauważa Kaufman.
Izrael nie tylko nie docenił wywiadu, ale także zdolności armii egipskiej do prowadzenia współczesnej wojny. Jeden z generałów wskazywał, iż arabskim żołnierzom brakuje „inteligencji i zdolności adaptacji oraz szybkiej reakcji”.
Artykuł Kaufmana relacjonuje także, w jakich okolicznościach do wywiadu izraelskiego zgłosił się w1969 roku Ashraf Marwan – sekretarz prezydenta Anwara Sadata i zięć Nasera, który za swoje usługi otrzymał od Izraelczyków 24 miliony dolarów w przeliczeniu na dzisiejsze dolary.
Przekonywał on, że Egipcjanie nie zaatakują dopóki nie pozyskają zaawansowanych myśliwców, stąd armia Izraela przeznaczyła prawie 50 proc. swojego budżetu obronnego na nowoczesne myśliwce. Również Egipt zabiegał o dostawy odrzutowców z Moskwy, ale mieli je otrzymać dopiero pod koniec 1974 roku. Izraelscy planiści uznali więc, że będą bezpieczni przez jakiś czas i oszacowali, że częste szkolenia wojskowe armii egipskiej nie zapowiadają wojny.
Niektórzy izraelscy urzędnicy martwili się jednak taką pewnością innych planistów, wskazując, że mają stosunkowo niewiele danych, by móc z taką stanowczością prorokować, że nie będzie wojny przynajmniej do jakiegoś tam roku.
Izraelczycy mieli tak bardzo przywiązać się do „koncepcji” egipskiego szpiega, że zlekceważono nawet ostrzeżenia króla Jordanii Husseina z 1973 r. o tym, że Egipt z Syrią przygotowuje się do ataku na Izrael. 30 z 45 „oznak wojny” zidentyfikowanych przez Mossad także nie dawało do myślenia planistom wojskowym.
Kaufman widzi analogię „między dynamiką, która doprowadziła do wojny Jom Kippur, a obecną sytuacją”. Pisze, że Hamas zastosował taktykę podobną do egipskiej np. częste rozproszone ćwiczenia szkoleniowe, wielokrotne przemieszczanie się bojowników wzdłuż granicy Izrael-Gaza, niedocenienie przez Izrael zdolności planowania i zdolności wojskowych Hamasu do unikania inwigilacji. O ataku na Izrael miała wiedzieć „garstka starszych przywódców Hamasu”.
Władze Izraela powołają komisję śledczą, której prace najprawdopodobniej zakończą się licznymi dymisjami.
Autor sugeruje, że „izraelscy urzędnicy mogli zbyt wcześnie dojść do wniosku, że skutecznie zneutralizowali najpoważniejsze ryzyko ze strony wroga i, co ważniejsze, źle zrozumieli motywy swego przeciwnika”.
Analityk pisze, że w następstwie tego, co stało się 7 października mogą pojawić się okoliczności, które pozwolą na uregulowanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego, jak niegdyś po wojnie z Egiptem, gdy Izrael oddał Półwysep Synajski, a Egipt uznał państwo Izrael.
Sugeruje, że ktoś będzie musiał przejąć władzę w Gazie, o ile „izraelska operacja tam obali Hamas”. I być może zostaną wprowadzone wielonarodowe siły arabskie, na czele których stanie Egipt i Arabia Saudyjska, które byłyby odpowiedzialne za utrzymanie bezpieczeństwa w strefie Gazy. Kaufman liczy, że obecny kryzys pozwoli odrzucić „stare, złe założenia”, by wreszcie móc uregulować sytuację w regionie.
Źródło: foreignaffairs.com
AS