Larry Diamond z Hoover Institution i Instytutu Studiów Międzynarodowych im. Freemana Spogli na Uniwersytecie Stanforda radzi, jak zakończyć „recesję demokratyczną” na świecie. Wskazuje na łamach magazynu „Foreign Affairs” w artykule zatytułowanym „How to end the democratic recession”, że potrzebny jest nowy podręcznik walki z autokracją.
W jego opinii, chociaż „Globalne perspektywy dla demokracji są niejasne, jeśli nie wręcz przygnębiające”, szerzy się „ekstremizm polityczny, polaryzacja i brak zaufania” w demokracjach liberalnych o długiej tradycji, to jednak „za chmurami widać przebłyski słońca”. Bangladesz jest jednym z krajów, które pokazują, jak należy działać, aby zmusić „autokratów” do dymisji.
Autor pisze, że „nagła rezygnacja i ucieczka premier Bangladeszu Sheik Hasiny na wygnanie, przyciągnęły niewielką uwagę świata, tymczasem „jej obalenie może okazać się znaczące”. Hasina, córka przywódcy niepodległościowego i pierwszego prezydenta Bangladeszu, pełniła funkcję szefa rządu od 1996 do 2001 r. Ponownie została premierem w 2008 r. i przez kolejne trzy kadencje w ciągu następnych 15 lat rządziła z coraz większą bezwzględnością. Przejęła kontrolę nad sądami, agencjami rządowymi i policją, wykorzystując je do uciszania mediów, prześladowania przeciwników politycznych i kontrolowania prywatnych biznesów. Kobieta podeptała normy konstytucyjne do tego stopnia, że opozycja bojkotowała wybory.
Wesprzyj nas już teraz!
Sytuacja zmieniła się w tym roku. W styczniu 2024 r., Hasina, przygotowując się do rozpoczęcia czwartej z rzędu kadencji, spotkała się z licznymi protestami społecznymi. Sytuacja pogorszyła się w czerwcu br., gdy premier zapowiedziała przywrócenie systemu kwotowego w ubieganiu się na stanowiska rządowe, który, faworyzował bazę polityczną Hasiny. W rezultacie strajki rozpoczęli studenci. Przeciwko nim premier wysłała wojsko i policję. W wyniku zamieszek zginęło setki cywilów, a ponad 20 tys. osób zostało rannych. Aresztowano ponad 10 tys. osób. Brutalna reakcja rządu zmobilizowała społeczeństwo, przekształcając początkowo niewielki ruch protestacyjny (wszczęty wydawałoby się z błahej przyczyny) w ogólnokrajową kampanię nieposłuszeństwa obywatelskiego przeciwko tyranii i korupcji. Hasina straciła poparcie wojska i musiała uciec do Indii.
W Bangladeszu nie udało się aż tak zinstytucjonalizować „autokracji” jak w Chinach, Iranie czy Rosji i dlatego, zdaniem autora opinii w „Foreign Affairs”, można wykorzystać tamtejsze doświadczenia do zwalczania „wielu reżimów autokratycznych, które pojawiły się w ostatniej dekadzie” i „podążały drogą podobną jak Bangladesz”.
Do tych krajów autor zaliczył np. Salwador, Węgry, Nikaraguę, Serbię, Tunezję, Turcję czy Wenezuelę. W innych krajach użyto „podobne narzędzia” do „degradacji demokracji” np. Gruzja, Honduras, Indie, Indonezja, Filipiny czy Sri Lanka. Nieliberalne praktyki osłabiły także jakość demokracji i poparcie społeczne dla demokracji w Botswanie i na Mauritiusie, najstarszych systemach wielopartyjnych w Afryce. Podobnie rzecz ma się w Mongolii i Republice Południowej Afryki, czy Meksyku.
Te państwa nie rozwinęły jeszcze „w pełni” dyktatury, ale – jak sugerują politolodzy Steven Levitsky i Lucan Way – dołączyły one do „konkurencyjnych, autorytarnych reżimów”. W tego typu rządach, elity sprawujące władzę nie przestrzegają norm konstytucyjnych, które pozwalają na wolne wybory i rozliczalność rządu, ale również społeczeństwo nie toleruje całkowitej eliminacji swobód jednostki, pluralizmu, wielopartyjnych wyborów, czy możliwości zmiany władzy. Do tego grona należały przez jakiś czas Kenia, Nigeria i Tanzania, a obecnie nalezą Pakistan i Tajlandia, które mają nieco skomplikowaną sytuację wskutek możliwości weta politycznego ze strony sił zbrojnych.
Autor widzi słabe punkty „autokracji” w Wenezueli, Turcji i Tajlandii. Chwali „oszałamiające zwycięstwa opozycji w wyborach” w Polsce i Gwatemali, które „przyniosły przywrócenie praktyk demokratycznych”. Pewien zwrot wyborczy widać w Malezji. Dlatego snuje wizję, że „zdeterminowane wewnętrzne fronty opozycji, wspierane przez większą społeczność liberalnych demokracji, mogą odwrócić trend globalnego cofania się demokracji”.
By „odnieść sukces, będą musiały zmierzyć się z czynnikami napędzającymi trend antydemokratyczny, osłabić filary podtrzymujące fałszywą demokrację autorytarnego populizmu i zastosować wnioski z poprzednich udanych kampanii przeciwko autorytarnym władcom”. Chodzi o to, aby opozycja „zaczęła stosować się do podręcznika zmian demokratycznych”, aby odwrócić trwający od 2006 r. trend cofania się demokracji.
W jaki sposób należy to zrobić. Przede wszystkim organizując „kolorowe rewolucje”, podsycając wewnętrzne ruchy protestacyjne, dostarczając przez inne demokracje liberalne środki wsparcia dla protestów, cenzurując przekazy w mediach społecznościowych, które ułatwiły powstanie „nieliberalnych partii populistycznych”.
„Dzisiejsi autokraci dochodzą do władzy, głównie przy urnach wyborczych i utrzymują ją, zachowując fasadę konkurencyjnych wyborów. Spośród około 30 krajów, które utraciły demokrację od 2006 roku, wszystkie z wyjątkiem trzech (kraje sahelijskiego zamachu stanu – Burkina Faso, Mali i Niger) realizowały ten schemat. Posiadanie głosów daje autokratom prawo do legitymizacji, ale czyni ich także bezbronnymi. Wybory, które organizują, mogą być głęboko niesprawiedliwe, a urzędujący autokrata i tak może przegrać, i zostać zmuszony do opuszczenia urzędu. Aby jednak przywrócić demokrację w drodze wyborów, krajowi obrońcy demokracji i ich zwolennicy za granicą muszą być w stanie rozpoznać autorytarny populizm i zrozumieć, jak on działa” – pisze Diamond.
I wylicza, że „populiści są antyinstytucjonalni”, „dyskredytują istniejące instytucje gospodarcze i polityczne, a nawet samą konstytucję, jako zgniłe struktury zgniłej elity. Następnie demontują instytucjonalne zabezpieczenia i zbroją władzę państwową”.
Na poziomie społecznym populiści mają odrzucać pluralizm, „wielorakie sposoby myślenia i wiary”, prześladują innych za „wiarę, ideologią, pochodzenie narodowe czy tożsamość seksualną”.
Populizm ma także „charakter personalistyczny i hegemoniczny”. „Przywódcy są wybawicielami swoich krajów przed siłami zła, należy im przyznać niezwykłą, nieskrępowaną władzę. Wybory nie są już instrumentami politycznej odpowiedzialności i przymusu, ale raczej plebiscytami mającymi na celu odnowienie wiarygodności przywódców i ich politycznych monopoli”.
„Nieuchronnie autorytarny, populistyczny reżim staje się nietolerancyjny, ksenofobiczny i skorumpowany”, bardziej fanatyczny i żeruje na środkach publicznych.
W tej walce z populistami kluczową rolę ma odgrywać „demaskowanie ich próżności, dwulicowości i sprzedajności” oraz pokazanie, że „populizm” „nie jest obroną narodu, ale oszustwem wobec ludzi”. Dlatego dziennikarze i opozycjoniści muszą tropić korupcję, raportować o wszelkich nadużyciach. Do tych celów należy wykorzystać organy regulacyjne, agencje audytowe, sądownictwo, policję, służbę cywilną i władzę ustawodawczą. „Elementy społeczeństwa obywatelskiego, takie jak izby adwokackie, związki zawodowe, grupy studenckie oraz inne organizacje zawodowe i obywatelskie, mogą być ważnymi sojusznikami w tej sprawie. Opór jest skuteczniejszy, jeśli zostanie zmobilizowany wcześnie; im dłużej autorytarni populiści utrzymują się u władzy, tym bardziej łamią ograniczenia instytucjonalne. Jednym z powodów, dla których partie nieliberalne nie obaliły w pełni demokracji w Polsce ani początkowo w Meksyku, inaczej niż na Węgrzech, w Turcji czy Wenezueli, było to, że nie zdobyły wystarczającej większości w parlamencie lub w drodze bezpośredniego głosowania w sprawie zmiany konstytucji. Pozostała wystarczająca niezależność sądów i instytucji, (…). To ograniczenie zostało zniesione w Meksyku wraz z czerwcowymi wyborami, kiedy partia Lópeza Obradora zdobyła wystarczającą liczbę mandatów w Kongresie, aby przeforsować zmianę konstytucji. Gdy projekt autorytarny podbije instytucje kraju, opór wewnątrz państwa nie będzie już możliwy. Aby go pokonać, konieczna będzie mobilizacja mas”.
Mobilizując masy, autor zaleca, by starać się o to, aby protesty były pokojowe, by działać „w uzasadnionych granicach instytucjonalnych”. Jednak „najbardziej obiecującą drogą” odwrócenia upadku demokracji jest zdobycie władzy w wyniku wyborów.
Mobilizacja opozycji i „kolorowe rewolucje”, które „doprowadziły do przemian demokratycznych po spornych wyborach na Filipinach w 1986 r., a następnie w Serbii w 2000 r., Gruzji w 2003 r., Ukrainie w latach 2004–2005 i Kirgistanie w 2005 r.” nie wystarczą. Potrzebny jest w niektórych przypadkach zewnętrzny nacisk ze strony liberalnych demokracji.
Równie ważna jest presja medialna, szerokie apele polityczne, mobilizujące większą bazę elektoratu, zabiegając nawet o wyborców, którzy w przeszłości popierali autokratę. Zabiegając o szerokie poparcie, przekaz nie powinien polaryzować, raczej należy kierować się „empatią i pokorą, witając zróżnicowane kulturowo, etnicznie i ideologicznie segmenty społeczeństwa, aby przyłączyły się do sprawy demokratycznej”.
Autor podał przykład kampanii tureckiej opozycji w wyborach samorządowych w 2019 i 2024 r., które realizowały strategię „radykalnej miłości”, czyli „wyraźnego odrzucenia retoryki nienawiści i podziału rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju”. W kampaniach należy skoncentrować się na kwestiach istotnych dla zwykłych wyborców, takich jak „poprawa wyników gospodarczych kraju, położenie kresu korupcji i świadczenie usług, które poprawią życie obywateli”. Trzeba uderzyć w nutę patriotyzmu i wzmocnić dumę narodową z demokracji. Naturalnie, ci, którzy chcą zdobyć władzę muszą prezentować wizję „lepszej przyszłości”. Kampanie powinny być kreatywne, pełne energii, radości itp.
Liberalne demokracje muszą także bardziej zaangażować się „dyplomatycznie”. Brazylia, Stany Zjednoczone oraz demokracje w Ameryce Łacińskiej i Europie powinny skoordynować swoje wysiłki, by m.in. zaoferować Maduro nieściganie w zamian za przekazanie władzy w Wenezueli.
„Liberalne demokracje na świecie muszą wzmocnić swoją zewnętrzną obronę i ściślej współpracować, aby utrzymać przewagę gospodarczą, militarną i technologiczną, która pozbawia antydemokratycznych przeciwników możliwości dominowania w globalnej polityce i podcinania pozycji rywali” – pisze autor opinii w „Foreign Affairs”.
„Jednocześnie, jak podkreślają niedawne zyski wyborcze ekstremistycznych sił populistycznych zarówno prawicowych, jak i lewicowych we Francji i Niemczech, przywódcy demokratyczni nie mogą zaniedbać swojej wewnętrznej obrony. Zarówno wschodzące, jak i dojrzałe demokracje potrzebują strategii, aby przeciwstawić się syreniemu śpiewowi nieliberalnego populizmu” – przestrzega autor, dodając, że także rządzący długo w demokracjach liberalnych muszą wreszcie prowadzić „skuteczną politykę zwalczania przestępczości i terroryzmu, zarządzania granicami narodowymi, łagodzenia podziałów społecznych i zapewnienia szerokiego dostępu do możliwości gospodarczych i bezpieczeństwa”.
Ważną kwestią w walce z „autokracjami” pozostaje cenzura i zwalczanie „dezinformacji oraz tajnych wpływów”. Autor uważa, że „w żadnym kraju nie można przekreślić możliwości przemian demokratycznych”.
Z kolei „skoordynowana strategia międzynarodowego zaangażowania na rzecz wspierania wolnych wyborów mogłaby stępić marsz nieliberalnego populizmu, wzmocnić społeczeństwa obywatelskie, pomóc przywrócić witalność demokracji w kluczowych krajach i przynieść największe żniwo przemian demokratycznych od początku globalnej recesji demokratycznej”. Dodaje, że „kiedy demokracja odzyska dynamikę, nawet ugruntowane dyktatury znajdą się pod presją”.
Jeśli zaś nie podejmie się batalii o rozkwit demokracji, to „alternatywą jest ciągły autorytarny dryf w kierunku świata rosnącej polaryzacji, represji, konfliktów i przemocy”. Świata „zdominowanego przez Chiny, Rosję, Iran i mniejsze autokracje”, które nie dbają o prawa człowieka i praworządność. Ale co najistotniejsze, świata „wrogiego interesom i wartościom nie tylko Stanów Zjednoczonych, lecz także ludzi miłujących wolność na całym świecie” – ostrzega Diamond.
Źródło: foreignaafaris.com
AS