8 lipca 2021

„Foreign Affairs”: zbuntowani młodzi przyniosą trwałą demokrację w Afryce

(Prof. Zachariah Mampilly Źródło: YuoTube)

Zbuntowani młodzi ludzie nie są zagrożeniem — są kluczem do reform demokratycznych – podkreśla prof. Zachariah Mampilly, kierownik katedry spraw międzynarodowych w Marxe School of Public and International Affairs na uniwersytecie stanowym Nowego Jorku. Uczony liczy, że afrykańska młodzież zmiecie ze sceny politycznej autorytarnych przywódców.

Autor zauważa, że  wielkim problemem Afryki są starzejący się i oderwani od rzeczywistości przywódcy. Ma nadzieję, że młodzi buntownicy będą jednak zdeterminowani i zdołają odsunąć „starców” od władzy.

Wspomina np. bunt młodych z września zeszłego roku przeciwko rządom w Kamerunie prezydenta Paula Biyi, który przewodzi zachodnioafrykańskiemu krajowi od 1982 roku. Zeszłoroczne demonstracje zostały brutalnie stłumione, a sam Biyi będzie ponownie mógł ubiegać się o reelekcję za trzy lata  dzięki zniesieniu ograniczeń kadencji w 2008 r.

Wesprzyj nas już teraz!

Autor wskazuje, że przeciętny afrykański przywódca ma 63 lata, podczas gdy populacja kontynentu – najmłodsza na świecie – liczy sobie zaledwie około 20 lat (mediana).

Mampilly liczy, że fala afrykańskich protestów, która rozpoczęła się wraz z powstaniami Arabskiej Wiosny w Tunezji, Egipcie i Libii, trwała w Senegalu, Malawi oraz innych regionach, doprowadzi do upadku wielu starych przywódców.

Udało się już pozbyć prezydenta Zimbabwe Roberta Mugabe i prezydenta Sudanu Omara al-Baszira, którzy mieli odpowiednio 93 i 75 lat w momencie utraty władzy.

Następni w kolejce są: Alpha Condé z Gwinei (81), Teodoro Obiang z Gwinei Równikowej (78), Yoweri Museveni z Ugandy (76) i Ismail Omar Guelleh z Dżibuti (73). Mimo protestów wciąż pozostają na urzędach. Nawet tam, gdzie starsi przywódcy ustąpili lub zmarli podczas sprawowania urzędu, tak jak w Zimbabwe i Algierii, ich następcy często pochodzili z tego samego pokolenia.

Profesor spodziewa się w najbliższych latach nasilenia przemocy i niestabilności w Afryce. Ma też nadzieję, że zbuntowani młodzi ludzie wywalczą „demokratyczną przyszłość kontynentu”.

„Za kulisami młodzieżowe ruchy protestacyjne kładą podwaliny pod ewentualne przemiany, stawiając na pierwszym miejscu długą, ciężką pracę budowania poparcia dla demokracji” – czytamy.

Ci młodzi ludzie mieliby „zapoczątkować oddolny proces demokratyzacji, który pogłębi płytkie systemy wyborcze zrodzone z poprzednich epok społecznych niepokojów i poprowadzi do prawdziwej demokracji”.

Najmłodszy i najszybciej rozwijający się kontynent zamieszkuje obecnie około 60 procent populacji, która ma mniej niż 25 lat, a mediana wieku to około 20 lat. Dla porównania w Azji i Ameryce Południowej mediana wieku wynosi 32 lata, podczas gdy w Europie i Ameryce Północnej zbliża się do 40 lat.

Gdy Europa i Ameryka szybko się starzeje i kurczy, Afryka nadal rośnie. Do 2050 r. populacja kontynentu ma się podwoić do około 2,5 miliarda ludzi. Do tego czasu co czwarta osoba na świecie będzie mieszkać na Czarnym Lądzie, w porównaniu z jedną na sześć obecnie.

„Niektórzy światowi przywódcy sugerują, że uparcie wysokie wskaźniki dzietności w wielu krajach afrykańskich zwiastują przyszłość przemocy, chaosu i niestabilności – wszystko zaostrzone przez zagrożenie zmianami klimatycznymi. Na przykład w 2017 roku prezydent Francji Emmanuel Macron oskarżył o nieszczęście kontynentu kobiety mające 7 lub 8 dzieci. Uczeni również podsycali obawy przed młodzieżową bańką, sugerując, że trendy demograficzne okażą się destabilizujące, zwłaszcza w krajach o niskich dochodach, które nie są w stanie włączyć młodych ludzi do formalnego rynku pracy. Wzrost gwałtownych protestów w całej Afryce w ciągu ostatniej dekady wydaje się potwierdzać te obawy. Ale demografia to nie fatum” – czytamy.

Autor sugeruje, że to nie młoda populacja Afryki jest prawdziwym zagrożeniem dla przyszłości kontynentu, lecz trzymający się władzy starzy, autorytarni przywódcy.

Dodaje, że w latach 40. i 50. XX wieku ruchy protestacyjne na całym kontynencie pomogły w rozbiciu reżimów kolonialnych. Jednak powstałe w ich następstwie państwa wkrótce uległy „autorytarnym rządom”. Przywódcy protestów porzucili swoje demokratyczne ideały albo zostali usunięci w wyniku wojskowych zamachów stanu. W latach 80. i 90. miała miejsce druga fala demonstracji, która „ponownie wydawała się zwiastować demokratyczny świt”.

Na całym kontynencie protestujący Afrykanie wsparci przez Zachód ogłosili „nową erę globalnej demokracji”, naciskając na reformy demokratyczne. Mimo wprowadzenia wielopartyjnych wyborów, niewiele z państw zdołało wykształcić silne społeczeństwa obywatelskie lub zbudować „inkluzywne, egalitarne instytucje”. Od tego czasu nawet niektóre zdobycze demokratyczne uległy erozji wskutek manipulacji konstytucjami przez rodzimych przywódców.

„Te niepowodzenia zrodziły cynizm wobec powszechnych protestów. Niektórzy analitycy krytykowali względną dezorganizację, decentralizację i ideologiczną niespójność wielu ruchów protestacyjnych, a także gotowość niektórych protestujących do użycia przemocy. I chociaż niektórym z powstań ludowych udało się usunąć zasiedziałego lidera, inne załamały się w wyniku wewnętrznych walk lub wygasły w obliczu rządowych represji. Nawet tam, gdzie autokratyczni przywódcy zostali obaleni, zbyt często zostali zastąpieni przez innych członków tego samego reżimu lub przez nowych przywódców, którzy są równie niezaangażowani w demokrację” – ubolewa profesor.

Jednak nie chce spisywać na straty młodych demokratów Afryki, sugerując, że często potrzeba lat, a nawet dziesięcioleci, by rewolucja przyniosła istotną zmianę jak np. w Indii.

„Historia sugeruje również, że geopolityka może odgrywać rolę w określaniu sukcesu lub porażki ruchów społecznych. W następstwie II wojny światowej afrykańscy przywódcy antykolonialni byli w stanie wykorzystać swoje doświadczenia w walce o demokrację za granicą przeciwko europejskiemu imperializmowi w kraju. W podobny sposób amerykańscy działacze na rzecz praw obywatelskich wykorzystali na swoją korzyść ideologiczną rywalizację z czasów zimnej wojny, wskazując na hipokryzję globalnego przesłania wolnościowego Stanów Zjednoczonych, by domagać się wewnętrznych reform politycznych. W obu przypadkach aktywiści połączyli mobilizację polityczną w kraju z moralną perswazją za granicą, aby zbudować poparcie dla swoich ruchów, ostatecznie katalizując szeroko zakrojone przemiany polityczno-społeczne” – zauważa wykładowca nowojorskiej uczelni.

Chociaż globalny klimat dla dzisiejszej fali afrykańskich protestów jest niepomyślny, to jednak autor żywi nadzieję, iż „ruch demokratyczny” zwycięży.

Zwraca uwagę, że starzejący się przywódcy zyskali wsparcie ze strony Chin, które są obecnie największym partnerem handlowym Afryki. Przywódców wzmacniają także: Rosja, Indie i państwa Zatoki Perskiej.

Jednak „oddolna mobilizacja młodych” – jak wykazały najnowsze badania – może wytworzyć głębsze formy demokracji niż przelotne wysiłki elit. Socjologowie Mohammad Kadivar, Adaner Usmani i Benjamin Bradlow przeanalizowali 108 przemian demokratycznych, które miały miejsce w latach 1950-2010 i stwierdzili, że „jednym z najbardziej spójnych i przekonujących wyjaśnień zasadniczej demokratyzacji jest długość nieuzbrojonej prodemokratycznej mobilizacji przed transformacją”.

Przedłużająca się mobilizacja przed przemianami politycznymi miałaby służyć pogłębianiu demokracji na wiele sposobów. „Protestujący i aktywiści konfrontują się z możliwościami i wyzwaniami, uczą się poprzez doświadczenie, jak budować ruchy, które są włączające, partycypacyjne i reagujące na potrzeby zwykłych ludzi. Ci weterani, ukształtowani dzięki zaangażowaniu w walkę demokratyczną, często pozostają głęboko zaangażowani w proces polityczny po upadku starego reżimu. Na przykład w Sudanie ruch ludowy, który obalił Bashira w 2019 roku, starał się wywierać presję na tymczasowych przywódców kraju, mimo że niektórzy jego członkowie weszli do rządu. Przy różnych okazjach protestujący wracali na ulice, aby przypomnieć nowym władzom o żądaniach ich ruchu rewolucyjnego. Na dłuższą metę tego rodzaju demokratyczne zaangażowanie może stanowić skuteczną przeciwwagę dla wojska, które obecnie utrzymuje przewagę w trwającym procesie transformacji kraju” – czytamy.

Długo kształtujące się ruchy protestacyjne w Burkina Faso i Tunezji miały pomóc w trwałych przemianach demokratycznych.

Nawet tam, gdzie doświadczeni aktywiści nie wchodzą formalnie w skład rządu, przyczyniają się do „bardziej energicznego i niezależnego społeczeństwa obywatelskiego, co z kolei może pomóc w zapewnieniu, że nowy porządek demokratyczny nie zostanie przechwycony przez elity polityczne lub gospodarcze”.

Przykładowo w Senegalu przedstawiciele ruchu Y’en a Marre, który pomógł udaremnić trzecią kadencję prezydenta Abdoulaye Wade’a w 2012 roku, nie weszli do rządu, lecz kontynuowali mobilizację wśród miejskiej i wiejskiej biedoty w kraju, by zapewnić, że następca Wade’a, Macky Sall, pozostanie zaangażowany w proces demokratyczny.

Kiedy na początku tego roku wybuchła kolejna runda antyrządowych protestów w związku z zapędami autorytarnymi Salla, Y’en a Marre ponownie wyszedł na ulice. Sytuacja powtórzyła się w przypadku Demokratycznej Republiki Konga.

Afrykańscy demonstranci nie ufają międzynarodowo usankcjonowanym wyborom. Uważają, że tylko poprzez protesty uliczne oraz pomaganie w zaspokojeniu podstawowych potrzeb zwykłych ludzi, będą w stanie walczyć z zapędami autorytarnymi elit, będących u władzy.

To ta „nowa elita” demonstrantów, budująca także silne organizacje oddolne, ma w przyszłości rządzić krajami afrykańskimi. Przynajmniej taką nadzieję ma prof. Zachariah Mampilly.

 

Źródło: foreignaffairs.com

AS

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Po osiągnięciu celu na 2024 rok nie zwalniamy tempa! Zainwestuj w rozwój PCh24.pl w roku 2025!

mamy: 32 506 zł cel: 500 000 zł
7%
wybierz kwotę:
Wspieram