Czy amerykańscy i europejscy eksperci słusznie zakładali jeszcze 18 miesięcy temu, że przejście na „czystszą” i „bardziej ekologiczną energię” nie tylko pomoże w walce ze „zmianami klimatycznymi”, ale także „położy kres kłopotliwej geopolityce starego porządku energetycznego?” Jason Bordoff i Meghan L. O’Sullivan sugerują w majowo-czerwcowym wydaniu magazynu „Foreign Affairs”, że to założenie było błędne.
Analiza znalazła się w obszernym eseju zatytułowanym The Age of Energy Insecurity. Bordoff jest dyrektorem Centrum ds. Globalnej Polityki Energetycznej w Szkole Spraw Międzynarodowych i Publicznych Uniwersytetu Columbia oraz współzałożycielem i dziekanem Columbia Climate School. Podczas rządów Baracka Obamy był specjalnym asystentem prezydenta i Starszym Dyrektorem ds. Energii i Zmian Klimatu w sztabie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Wesprzyj nas już teraz!
Z kolei prof. O’Sullivan to dyrektor Belfer Center for Science and International Affairs w Harvard Kennedy School. W administracji George’a W. Busha pełniła funkcję specjalnego asystenta prezydenta oraz zastępcy doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego w Iraku i Afganistanie.
Autorzy opracowania uważają, że transformacja energetyczna, której próbuje się dokonać, wygeneruje „nowe konflikty i zagrożenia w krótkim okresie”. Już na samym początku wspólnej analizy zaznaczyli, że nawet najwięksi optymiści i rzecznicy tak zwanego zielonego ładu zdają sobie sprawę, że transformacja energetyczna (zmierzanie ku zeroemisyjności) będzie niezwykle trudna, a zeszłoroczna agresja Rosji tylko to potwierdziła. Ujawniła ona także „ryzyko, jakie stwarza rozdrobniona, w dużej mierze nieskoordynowana walka o opracowanie nowych źródeł energii i odzwyczajenie świata od starych źródeł kopalnych”.
Na nowo rozgorzała walka o kluczowe dla przyszłości bezpieczeństwo energetyczne. Autorzy proponują jego nową definicję. Miałoby zostać oparte na czterech zasadach: dywersyfikacji, odporności, integracji i przejrzystości. Analitycy zaznaczają, że „wydarzenia ostatniego półtora roku w dramatyczny sposób ujawniły, w jaki sposób transformacja energetyczna i geopolityka są ze sobą powiązane. Dynamika, która kiedyś była postrzegana jako teoretyczna lub hipotetyczna, jest teraz konkretna i oczywista nawet dla przypadkowego obserwatora”.
Bordoff i O’Sullivan przyznają, iż zanim nastąpi transformacja, tradycyjni producenci ropy i gazu wzmocnią się, odnotowując rekordowe wpływy ze sprzedaży surowców kopalnych, które jeszcze długo będą miały ogromne znaczenie. Zauważają, że Europa zmuszona była wydać w ciągu ostatnich 18 miesięcy oszałamiającą kwotę 800 miliardów euro na ochronę firm i gospodarstw domowych przed wyższymi kosztami energii. Natomiast „zależność światowa od Rosji w zakresie energii początkowo osłabiła globalną reakcję na inwazję: przez wiele miesięcy rosyjskie przepływy ropy były zwolnione z europejskich sankcji. Do dziś UE nie usankcjonowała sprzedaży rosyjskiego gazu; w rzeczywistości jej członkowie nadal importują znaczne ilości rosyjskiego skroplonego gazu ziemnego. Napięte rynki energii pozwoliły na gwałtowny wzrost przychodów z rosyjskiej ropy i gazu oraz dały Moskwie potencjalną możliwość na podzielenie nowo zjednoczonej Europy”.
Z kolei niedopasowanie podaży i popytu na ropę doprowadziło do skoku cen surowca do najwyższego poziomu od 14 lat. Chociaż Amerykanom wydawało się, że stare wzorce postepowania już minęły, znowu musieli „błagać” Arabię Saudyjską o zwiększenie produkcji ropy.
Teraz „wielu amerykańskich urzędników martwi się jednak, że przyspieszona transformacja energetyczna będzie musiała wiązać się z większą zależnością od Chin, biorąc pod uwagę ich dominację w łańcuchach dostaw czystej energii”.
Kryzys energetyczny ostatnich 18 miesięcy pogłębił przepaść między krajami bogatymi i biednymi. Coraz więcej państw rozwijających się zaczęło zdecydowanie sprzeciwiać się naciskom na odejście od paliw kopalnych ze względu na wysokie koszty życia. Jednocześnie żądają one od krajów rozwiniętych rekompensat za szkody spowodowane ich działaniami. Ujawniło się to w szczególności podczas listopadowej konferencji klimatycznej ONZ w Egipcie, gdzie prezydent Joe Biden liczył na docenienie za przyjęcie historycznego krajowego prawa klimatycznego. Stwierdził jednak, że biedniejsze państwa bynajmniej nie były pod wrażeniem i „zamiast tego pytały, dlaczego Stany Zjednoczone nie finansują w większym stopniu przystosowania się do zmian klimatu i czystej energii poza swoimi granicami”.
Amerykańscy eksperci spodziewają się znacznie poważniejszego kryzysu energetycznego w Europie w tym roku w związku z ograniczeniem dopływu gazu rosyjskiego. W ubiegłym roku uchroniła nas przed brakiem gazu ciepła zima i wciąż płynące dostawy błękitnego paliwa z Rosji. W tym roku europejskie magazyny mogą nie zostać zapełnione.
Podobnie zabraknie ropy przy szacowanym dwukrotnym wzroście zapotrzebowania na surowiec. Jednocześnie zmniejszyły się możliwości wpływania na Arabię Saudyjską. Rijad ukierunkowuje się na współpracę z Chinami i Rosją.
Na bezpieczeństwo energetyczne mają wpływ trzy główne czynniki: powrót rywalizacji mocarstw w coraz bardziej wielobiegunowym świecie, wysiłki wielu krajów zmierzające do dywersyfikacji ich łańcuchów dostaw oraz realia związane ze „zmianami klimatycznymi” – sugerują autorzy artykułu na łamach „Foreign Affairs”.
Zarówno USA, jak i Chiny przebudowują łańcuchy dostaw w stopniu niespotykanym od dziesięcioleci. Jednak Stany Zjednoczone oraz inne kraje jeszcze długo będą uzależnione od Pekinu w zakresie minerałów krytycznych oraz innych komponentów i technologii tak zwanej czystej energii. Tym samym świat będzie narażony na wstrząsy wywołane przez Państwo Środka, które niedawno zasugerowało możliwość ograniczenia eksportu technologii energii słonecznej, materiałów i know-how w odpowiedzi na ograniczenia, które Waszyngton nałożył w zeszłym roku na eksport wysokiej klasy półprzewodników i maszyn do Chin.
Wpłynęłoby to na branżę „zielonej energii”. Niedawne pośrednictwo Pekinu w doprowadzeniu do zbliżenia saudyjsko-irańskiego wzmocniło jego rolę w regionie Zatoki Perskiej oraz status globalny. Zwiększa to niepewność w gospodarce światowej. Stanowi wyzwanie dla bezpieczeństwa energetycznego. Eksperci obawiają się wzrostu protekcjonizmu i wojen handlowych.
Sytuacja pogarsza się także z powodu problemów z energetyką wodną. Na przykład w 2022 roku Kalifornia straciła połowę produkcji w tym sektorze z powodu suszy. Podobnie Brazylia była prawie zmuszona do racjonowania energii elektrycznej.
Wraz z postępem dekarbonizacji świata, ponieważ „system energetyczny mniej zależny od węglowodorów będzie w większym stopniu zależny od elektryczności; najtańszym sposobem na dekarbonizację sektorów, takich jak transport i ciepłownictwo, będzie wykorzystanie energii elektrycznej zamiast silników benzynowych lub kotłów na gaz ziemny. Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje, że jeśli świat ma osiągnąć cel zerowej emisji dwutlenku węgla netto do 2050 r., 50 procent światowego zużycia energii będzie musiało być pokrywane przez energią elektryczną w porównaniu z zaledwie 20 proc. obecnie. I prawie cała ta energia będzie musiała być produkowana ze źródeł o zerowej emisji dwutlenku węgla, co stanowi wzrost z zaledwie 38 procent obecnie” – czytamy.
Dekarbonizacja spowoduje większe ryzyko dla infrastruktury służącej do wytwarzania, przesyłu i dystrybucji energii elektrycznej. Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu ONZ przewiduje, że do 2100 r. średnia światowa prędkość wiatru może spaść o 10 procent wraz ze spadkiem różnic w temperaturach, które generują wiatr.
Wraz z postępem transformacji i odchodzeniem konsumentów od paliw kopalnych pojawią się nowe słabości i zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego. Światowa produkcja nadal będzie koncentrować się w krajach, które mogą produkować tanią „czystą energię”. Wiele tych państw znajduje się w Zatoce Perskiej.
IEA szacuje, że nawet gdyby świat osiągnął zeroemisyjność do 2050 r., udział globalnych dostaw ropy od producentów OPEC wzrośnie z około jednej trzeciej obecnie do mniej więcej połowy.
BP przewiduje jeszcze większą globalną zależność od tych producentów, szacując, że do 2050 r. będą oni odpowiadać za blisko dwie trzecie światowej podaży ropy, a popyt na ten surowiec przez dziesięciolecia ma pozostać na bardzo wysokim poziomie.
Autorzy artykułu w „FA”, eksperci od tak zwanej czystej energii wskazują, że dywersyfikacja w przypadku „czystej energii” będzie jeszcze trudniejsza niż w przypadku paliw kopalnych. Związane jest to z technologią i komponentami, w szczególności krytycznymi minerałami potrzebnymi do produkcji baterii i paneli słonecznych, które są jeszcze bardziej skoncentrowane niż ropa naftowa. I tak Australia – jako największy na świecie dostawca litu – odpowiada za około połowę światowych dostaw tego pierwiastka. Wiodącym dostawcą kobaltu jest Demokratyczna Republika Konga, a pierwiastków ziem rzadkich – Chiny. Razem odpowiadają one za około 70 procent tych zasobów. Dla porównania, najwięksi światowi producenci ropy naftowej — Stany Zjednoczone, Arabia Saudyjska i Rosja — odpowiadają za zaledwie 10 do 15 procent globalnej podaży.
Jeśli weźmie się pod uwagę przetwarzanie i rafinację minerałów, to same Chiny odpowiadają obecnie za około 60 do 90 procent dostaw. Chińskie firmy produkują ponad trzy czwarte akumulatorów do pojazdów elektrycznych i podobny odsetek tzw. płytek i ogniw wykorzystywanych w technologii energii słonecznej.
W przypadku energii atomowej decydującą rolę odgrywa Rosja, skąd pochodzi uran i paliwo jądrowe.
Eksperci obawiają się częstszych ataków cybernetycznych w związku z postępującą cyfryzacją i elektryfikacją gospodarki oraz znacznie większej niestabilności z powodu OZE. Charakteryzują się one dużą zmiennością wytwarzania energii i istnieją ogromne problemy z jej magazynowaniem, przez co znacznie trudniejsze będzie stabilizowanie sieci.
Szacuje się, że „elastyczność – mierzona jako ilość, którą reszta systemu musi dostosować, aby poradzić sobie ze zmianami popytu oraz produkcji energii słonecznej i wiatrowej – wzrośnie ponad czterokrotnie do 2050 r., jeśli wszystkie kraje wypełnią swoje zobowiązania klimatyczne”. Do tej pory sieci stabilizowano dzięki elektrowniom węglowym lub gazowym. Jednak „wraz z postępem transformacji liczba takich elektrowni – a tym samym ich zdolność do pełnienia funkcji ochronnych – będzie się stopniowo zmniejszać”.
Dlatego należy spodziewać się częstych przerw w dostawach energii i ludzie będą zmuszeni zmienić swoje wzorce konsumpcji, uruchamiając pralki, zmywarki i suszarki do ubrań w nocy, skręcając kaloryfery itd.
Autorzy apelują do urzędników, by unikali wcześniejszego wycofywania z eksploatacji źródeł energii elektrycznej opalanych paliwami kopalnymi, które mogą zrównoważyć sieć i zapewnić niezawodność, zanim nie pojawią się alternatywy „w pełni zdolne do zapewnienia niezbędnego poziomu usług”.
Zaznaczają, że „odporny system musi również być w stanie przetrwać nieoczekiwane wstrząsy i przerwy w dostawach energii”.
Uważają, że przynajmniej przez kilka następnych dziesięcioleci bezpieczeństwo energetyczne będzie można zwiększyć wskutek większej integracji sieci różnych państw. Jednak „utrzymanie i kultywowanie współzależności w dzisiejszym środowisku jest trudniejsze niż kiedykolwiek”.
Problemem pozostaje zwiększenie obrotów minerałami krytycznymi, które musiałyby się potroić, aby osiągnąć zerową emisję netto do 2050 r. Nie ma też koordynacji przepływu danych dotyczących handlu paliwami niskoemisyjnymi, takimi jak wodór i amoniak, których produkcja musi rosnąć wykładniczo.
Autorzy konkludują, że tak naprawdę z powodu obecnej transformacji energetycznej należy spodziewać się większego zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego, więcej kłopotów, niedogodności dla obywateli, więcej nieporozumień między państwami, konfliktów. Ale decydenci polityczni powinni „zrozumieć nowe zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego i zmodernizować swoje zestawy narzędzi, by im przeciwdziałać”. Opowiadają się za ścisłą integracją sieci energetycznych i większą koordynacją polityki energetycznej.
Źródło: foreignaffairs.com
AS