Papież Franciszek zrobił coś, na co nie zdobyli się Pius XI i XII, Jan XXIII, Paweł VI, Jan Paweł II i Benedykt XVI. Poświęcił Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi w jedności ze wszystkimi biskupami świata. To fakt, wobec którego część tradycjonalistycznego środowiska oniemiała, widząc jak niezbadane są wyroki Boskie. Jednak naiwnością byłoby zamknięcie oczu na całą otoczkę tego aktu, której nie można nazwać inaczej niż – hipisowską. Ale choć Franciszek zrobił tak wiele i zaskoczył konserwatystów, to przecież nie przestał być sobą.
Jakiś czas temu pisałem tekst „Kościół rozmarzony”: Franciszek dośpiewuje nowe zwrotki „Imagine”. Cytowałem wówczas rozproszone wypowiedzi urzędującego papieża, nie sądząc, że będzie mi dana wątpliwa przyjemność rozbierania na części pierwsze już nie kolejnej zwrotki, a wręcz całkiem nowej arii, której nie powstydziłby się autor komunistycznego songu z lat 60-tych – John Lennon.
Nie mam bynajmniej ani satysfakcji ani „frajdy” z takiego ujęcia tematu, jak ktoś mógłby sądzić. Jest to smutne dla katolickiego publicysty, że pisząc o akcie poświęcenia, który dokonał się w Watykanie, jest zmuszony (dla zachowania uczciwości hermeneutycznej) sięgać do kodu kulturowego z czasów rewolucji obyczajowej. Ale co zrobić, kiedy takie mamy czasy.
Wesprzyj nas już teraz!
O Maryjo, Matko Boga i nasza Matko, uciekamy się do Ciebie w tej godzinie cierpienia. Jesteś naszą Matką, miłujesz nas i znasz nas: nic, co nosimy w sercu, nie jest przed Tobą ukryte. Matko miłosierdzia, tak wiele razy doświadczyliśmy Twojej opatrznościowej czułości, Twojej obecności, która przywraca nam pokój, ponieważ Ty zawsze prowadzisz nas do Jezusa, Księcia Pokoju – tak zaczyna się akt poświęcenia „nas samych, Kościoła i całej ludzkości, a szczególnie Rosji i Ukrainy”. I tu nie ma się do czego przyczepić.
Ale przejdźmy do drugiego akapitu: My jednak zgubiliśmy drogę do pokoju. Zapomnieliśmy o nauce płynącej z tragedii minionego wieku, o poświęceniu milionów poległych podczas wojen światowych. Zlekceważyliśmy zobowiązania podjęte jako Wspólnota Narodów i wciąż zdradzamy marzenia narodów o pokoju oraz nadzieje ludzi młodych. Staliśmy się chorzy z chciwości, zamknęliśmy się w nacjonalistycznych interesach, pozwoliliśmy, by sparaliżowały nas obojętność i egoizm.
Cztery zdania – i zaczyna się istna przepaść dwuznaczności! Zgubiliśmy drogę do pokoju? A kiedy nią szliśmy? Brzmienie tego akapitu zdaje się odchodzić od wspomnianego wcześniej Księcia Pokoju, a zmierzać w kierunku słodkiej utopii, którą karmiły nas rządy i organizacje ponadnarodowe pod II wojnie światowej. Zdradzamy marzenia narodów o pokoju?Jedyne państwa, które zachowały pokój w swoich granicach podczas ostatniej wojny światowej to te, które były najlepiej uzbrojone, wszak już mądrość starożytnych uczy, że si vis pacem – para bellum. Nie wiara w poszanowanie dla marzeń jest gwarancją pokoju, lecz dobrze wyposażona i wyszkolona armia. Zamknęliśmy się w nacjonalistycznych interesach? Oczywiście, nacjonalizm pojęty jako imperialna agresja jest godny potępienia, ale stosowanie chrześcijańskiego porządku miłości w dbaniu o interes narodowy jest wpisane w DNA katolickiego państwa. O tym akt nie wspomina, a inne wypowiedzi papieża Franciszka zdają się wprost temu przeczyć.
Ale „najlepsze” zaczyna się w kolejnym zdaniu: Woleliśmy lekceważyć Boga, żyć w naszym fałszu, podsycać agresję, niszczyć życie i gromadzić broń, zapominając, że jesteśmy opiekunami naszego bliźniego i wspólnego domu, który dzielimy. Tu akurat mamy jednoznaczne przeciwstawienie sobie dwóch zjawisk: zbrojeń prowadzonych przez państwa i troski o dom oraz bliźnich. Tymczasem nie tylko zdrowy rozsądek (patrz: si vis pacem), ale i etyka katolicka mówią coś wręcz przeciwnego. Państwo posiada bezwzględny obowiązek prowadzenia zbrojeń właśnie dla obrony swoich obywateli, czyli z pobudki, jaką jest miłość bliźniego i odpowiedzialność za wspólny dom. Radykalny, hipisowski wręcz, pacyfizm tego fragmentu wpisuje się w stan umysłu skażonego liberalizmem współczesnego człowieka. Gdy sięgniemy w przeszłość, zobaczymy, że nie tylko państwo uznawało swój obowiązek zbrojeń, ale i wszystkie klasy społeczeństwa. Szlachta posiadała bezpośredni obowiązek obrony ojczyzny, mieszczaństwo miało swoje miejsca na basztach podczas ataków, a nawet chłopstwo nie było wyjęte spod tego obowiązku, otrzymując od pana również broń palną dla obrony dobra wspólnego, o czym przypomniał niedawno ks. prał. Roman Kneblewski na kanale Tuba Cordis.
Sytuacja najlepiej uzbrojonych państw podczas II wojny światowej potwierdza tę prawidłowość, podobnie jak obecne realia w Stanach Zjednoczonych, gdzie największa przestępczość panuje w tzw. gun-free zones. Nie wspominając już o wszystkich gorzkich konstatacjach, do których skłania nas tragiczna rzeczywistość na Ukrainie i refleksja na temat stanu naszego własnego państwa…
Dalej: Poprzez wojnę rozszarpaliśmy Ziemski ogród, grzechem zraniliśmy serce naszego Ojca, który pragnie, abyśmy byli braćmi i siostrami – mniejsza o to, czym jest „Ziemski ogród”, ale zdaje się, że znów mamy tu do czynienia z nieobcą Franciszkowi koncepcją powszechnego braterstwa. (…) Zabrakło nam wina nadziei, zniknęła radość, rozmyło się braterstwo. Zagubiliśmy człowieczeństwo, zmarnowaliśmy pokój. Staliśmy się zdolni do wszelkiej przemocy i wszelkiego zniszczenia – narracja wskazuje wyraźnie, że utraciliśmy owo braterstwo, a także zdolność do zaniechania przemocy. Ale kiedy świat – nawet katolicki – żył w niezachwianym braterstwie i wolny od skłonności do przemocy? Nigdy, z wyjątkiem ułudy ostatnich kilkudziesięciu lat i to nie wszędzie, bo wojny przecież trwały, tylko nie na naszym podwórku. Zdaje się więc, że znów mamy tu odniesienie raczej do czysto naturalnego porządku, który proponuje ONZ, a nie do nadprzyrodzonego pokoju, którego dawcą jest nasz Pan Jezus Chrystus.
A teraz właściwy akt poświęcenia: My zatem, Matko Boga i nasza Matko, uroczyście zawierzamy i poświęcamy Twojemu Niepokalanemu Sercu siebie samych, Kościół i całą ludzkość, a zwłaszcza Rosję i Ukrainę. Przyjmij ten nasz akt, którego dokonujemy z ufnością i miłością; spraw, aby ustały wojny, i zapewnij światu pokój. Niech „tak”, które wypłynęło z Twojego Serca, otworzy bramy dziejów dla Księcia Pokoju; ufamy, że poprzez Twoje Serce, nastanie jeszcze pokój. Tobie więc poświęcamy przyszłość całej rodziny ludzkiej, potrzeby i oczekiwania narodów, niepokoje i nadzieje świata.
Niewątpliwie pada formuła zawierzenia i tu nie ma wątpliwości, dlatego uważam, że akt się dokonał i należy spodziewać się jego owoców. Czy rozmiękczenie tego aktu przez umieszczenie Rosji wyłącznie jako elementu poświęcenia całej ludzkości (w skład której przecież i tak Rosja wchodzi!) rzuca cień na wypełnienie warunków postawionych w objawieniach fatimskich – to pytanie otwarte, ale nie należące do tych rozważań.
Domykając wątek „lennonowski”, nie sposób uchylić się od bijącego w oczy paradoksu. Oto poświęcenie, które miało być wprost wymierzone w błędy Rosji, jakie opanowały cały świat, sam przepełniony jest błędami pacyfizmu, naturalizmu i globalizmu. Ale być może – i taką mam nadzieję – jest w tym także paradoks mądrości Bożej, która nawet z aktu uczynionego przez pierwszego otwarcie lewicowego papieża potrafi wyprowadzić nadprzyrodzone dobro dla świata.
Filip Obara