Kwartalne sprawozdanie ministerstwa francuskiej edukacji mówi o 627 otrzymanych ze szkół raportach dotyczących naruszeń zasad „świeckości szkoły”. Rzecz dotyczy w większości „manifestacji” swojej religii przez muzułmanów. Francuska oświata boryka się z rozmaitymi problemami, a jednym z nich jest właśnie islam. Chodzi tu zarówno o islamskie chusty uczennic, problemy z jedzeniem halal na stołówkach, czy nawet kłótnie na wielu lekcjach o ich tematykę, jeśli ta zahacza o historię czy kulturę islamu.
Tymczasem szkoła ma pełnić we Francji bardzo ważną rolę integracyjną i radzi sobie z tym coraz gorzej. Ciekawym przykładem jest tu nowy minister edukacji mianowany w maju tego roku Pap Ndiaye. Jako, że sam jest reprezentantem „wielokulturowej” Francji i obrońcą ruchu Black Lives Matter, uznano, że będzie mu łatwiej nawiązywać kontakt z coraz bardziej wielokulturową szkołą. Barykadą ma być jednak zasada laicyzmu szkoły.
Wesprzyj nas już teraz!
W wywiadzie dla „Le Parisien” minister poinformował, że do jego ministerstwa zgłoszono 627 raportów o atakach na „świeckość” podległych mu placówek. Chodzi o dane kwartalne, które wkrótce mają być publikowane co miesiąc. Pap Ndiaye komentował te liczby jako „ogólnie stabilne” w porównaniu poprzednim kwartałem. Wyraźnie jednak wzrosło noszenie „ostentacyjnych symboli religijnych” (22 procent wszystkich zgłoszeń). Najczęściej chodzi tu o noszenie przez uczennice czarnych abaji, z wyglądu przypominających szaty bez rękawów. Co ciekawe, abaja była najbardziej popularna wśród… Beduinów, a w miastach arabskich jest noszona raczej przez starsze osoby.
Były też raporty dotyczące „nawracania” kolegów i koleżanek, a także „prowokacje słowne”. Dla przykładu na szkolnym konkursie oratorskim w regionie paryskim, siedmiu uczniów wygłosiło przemówienia atakujące „wartości laicyzmu Republiki”. Przewodnicząca regionu Ile-de-France Valérie Pécresse, zawiesiła nawet dotacje dla Ligi Edukacyjnej (Ligue de l’enseignement), która konkurs organizowała.
I na koniec rzecz ilustrująca chyba najlepiej problemy publicznej szkoły we Francji. Okazuje się, że nowy minister edukacji Pap Ndiaye posyła swoje dzieci do… prywatnej i elitarnej szkoły (École alsacienne w 6. dzielnicy Paryża). Tygodnik „Valeurs” komentował ten fakt słowami: „szkoła publiczna jest jak turbina wiatrowa – wszyscy ją lubią, ale nie na swoim podwórku”.
Bogdan Dobosz