Rząd francuski próbuje o raz trzeci przeforsować tak zwaną ustawę bioetyczną. Rozpoczęła ona swoją parlamentarną podróż jesienią 2019 roku. W poniedziałek 7 czerwca rozpoczęło się w parlamencie już trzecie jej czytanie, które zaplanowano na 5 dni. Poprzednie wersje zmieniał Senat. Teraz komisja odrzuciła wszystkie jego poprawki i zmiany i mamy znowu do czynienia z progresywnym duchem spełniania podstawowego postulatu lobby LGBT o wprowadzeniu sztucznego zapłodnienia dla par lesbijskich i samotnych kobiet.
W nowym czytaniu czas wystąpień przedstawicieli ugrupowań politycznych został ograniczony. 24 czerwca ustawa znowu wróci do Senatu. Tym razem prezydent Macron zapowiedział, że senackie poprawki już nie przejdą. W ostatnich dniach specjalna Komisja Bioetyczna Zgromadzenia Narodowego wyeliminowała z tekstu praktycznie wszystkie zmiany dokonane podczas drugiego czytania w izbie wyższej. To „powrót do punktu wyjścia” – twierdzi stowarzyszenie Manif Pour Tous, które sprzeciwia się pozbawianiu z góry dzieci prawa do posiadania ojca.
Wesprzyj nas już teraz!
„Władza wykonawcza wykazuje katastrofalny brak poczucia priorytetów i odpowiedzialności, zwłaszcza w czasach kryzysu zdrowotnego” – napisali w liście otwartym opublikowanym przez „La Croix” politycy centroprawicowych Republikanów. Pod apelem podpisało się 80 deputowanych.
7 i 8 czerwca miały też miejsce manifestacje pod parlamentem. Większość Francuzów nie rozumie tego pośpiechu wdrażania progresywizmu, ale dla Macrona jest to spełnienie obietnicy złożonej środowisku LGBT, a wybory się zbliżają. Decydują więc względy ideologiczne.
Protesty organizuje stowarzyszenie „Manifa dla wszystkich”. Przypomina, że nie istnieje pojęcie „prawa do posiadania dziecka”. Dziecko jest podmiotem, a nie przedmiotem i ono też ma prawa. M.in. prawo do posiadania… ojca. Oponenci więc retorycznie pytają: czy brak ojca dla dziecka jest „postępem”?
Wydaje się jednak, że rząd prowadzi swoisty wyścig z czasem i chce przegłosować ustawę „bioetyczną” jeszcze przed wakacjami. Rzecz dziwna, bo nie ma wątpliwości, że „in vitro dla wszystkich” nie jest sprawą pilną, zwłaszcza po osiemnastu miesiącach „walki z pandemią” i spustoszeniach w gospodarce oraz systemie zdrowotnym kraju.
Pośpiechu nie rozumieją też sami Francuzi. Niedawny sondaż IFOP pokazał, że dostęp do zapładniania in vitro lesbijek i samotnych kobiet jest uznawany za ważny postulat tylko przez 15 procent ankietowanych. Dla ponad 62 procent respondentów priorytetem są działania związane z walką z terroryzmem, sprawnością systemu opieki zdrowotnej, zatrudnieniem, bezpieczeństwem i edukacją.
Bogdan Dobosz