Algierski prawnik wystawił Francji postkolonialny rachunek na kwotę 100 miliardów euro, Algier oficjalnie żąda zwrotu „wszystkich archiwów”. Półwieku po zniszczeniu francuskiej Algierii, metropolia otrzymuje dodatkowe rachunki.
Zrobiło się o nich głośno, kiedy prawnik i wykładowca akademicki Seddik Larkeche napisał list do prezydenta Emmanuela Macrona, w którym stwierdza, że Francja „nie będzie w stanie uwolnić się od obowiązku” zrekompensowania Algierii „zbrodni” popełnionych podczas kolonizacji. Larkeche jest prekursorem żądania odszkodowania finansowego za „zbrodnie kolonialne” w Algierii, które francuska Rada Konstytucyjna w pewien sposób zaakceptowała 9 lutego 2018 roku. Rada uznała wtedy np. „równe traktowanie ofiar wojny algierskiej”, w tym „prawo do emerytury dla algierskich ofiar cywilnych”. Na stopie wstawionej w uchylone drzwi może się nie skończyć.
Wesprzyj nas już teraz!
Odpowiedzialność za okres kolonialny została przecież uznana najpierw przez socjalistycznego prezydenta Francois Hollande’a, a później przez prezydenta Emmanuela Macrona. Jeszcze jako kandydat na prezydenta w roku 2017 nazwał nawet kolonizację „zbrodnią przeciwko ludzkości” i „prawdziwym barbarzyństwem”. Profesor Seddik Larkeche wysłał mu więc „list otwarty” w tej sprawie. 19 grudnia list opublikował algierski dziennik El Watan.
Profesor pisze w nim, że „nie można uznać zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych w Algierii przez Francję, a jednocześnie odwrócić się od zadośćuczynienia za doznane szkody”. Seddik Larkeche uważa, że odszkodowanie powinno być znacznie wyższe i wystawia rachunek za okres 130 lat. Szacuje wysokość takiego odszkodowania na sumę sięgającą nawet 100 miliardów euro.
Według niego ta kolosalna suma obejmuje m.in. rekompensatę za „kradzież skarbu Dey of Algiers”, oszacowanego na 4 miliardy euro, ale przede wszystkim zapłatę za „zbrodnie i zabicie kilkuset tysięcy ludzi w latach 1830-1962, także za kradzież milionów hektarów ziemi i analfabetyzm prawie całej populacji”. Dla Seddika Larkeche’a zadośćuczynienie to „kwestia godności i tożsamości Algierczyków, która nigdy nie zostanie wymazana ze zbiorowej pamięci tego narodu”. Naukowiec radzi Francji, aby „podążała ścieżką, którą poszły wielkie demokratyczne narody”. Pada przykład odszkodowań ze strony Niemiec, ale także Włoch, które w 2008 roku zrekompensowały straty Libii. Rzym przekazał 3,4 miliarda euro za kolonizowanie tego kraju od 1911 do 1942 roku. Larkech podaje też przykłady rekompensat Anglii dla Kenii, USA i Kanady dla Indian, czy Australii dla Aborygenów. Francja ma wziąć z nich przykład.
O wkładzie cywilizacyjnym Francji i o tym, że metropolia do kolonii bardziej dopłacała, niż czerpała z nich zyski, o mordowanych Francuzach i współpracujących z nimi Arabami, adwokat „taktownie” milczy. Porównanie czasów kolonizacji do okupacji też nie jest sensowne. Swoją drogą ówczesna Algieria była tak samo francuska jak arabska. Francuzów (Pied-Noir) i tysiące współpracujących z nimi Kabylów i Harkis, Front Wyzwolenia Narodowego po prostu wymordował lub przepędził. Na fakturze wystawionej przez Larkecha nie figurują…
We wrześniu 1962, kiedy Paryż uznał niepodległość Algierii, tysiące jego mieszkańców poczuło się zdradzonych, bo to był także od pokoleń i ich kraj. Oran, Bône i Sidi-bel-Abbès straciły połowę mieszkańców. Urzędy, policja, sądy i sklepy w trzy miesiące przestały funkcjonować. Łączna liczba uchodźców, tylko do Francji, wyniosła 1,5 miliona osób i były to często osoby, które czuły się od urodzenia Algierczykami. Niewielka część Europejczyków, która tam pozostała, straciła majątki w wyniku nacjonalizacji rolnictwa i gospodarki w 1963 roku. Tyle w kwestii wystawiania historycznych faktur.
Inny problem, to pojawienie się żądania oddania Algierii „wszystkich archiwów”, które dotyczą tego kraju i znajdują się we Francji. Paryż dokonał już zwrotu ich części, a w metropolii pozostały tylko archiwa dotyczące władz kolonialnych. Jednak dyrektor algierskich archiwów Abdelmadjid Chikhi wezwał Francję do oddania wszystkich dokumentów. Władze francuskie stoją na stanowisku, że archiwa dotyczące historii kolonialnej to własność Republiki, a część nawet nie została odtajniona.
Dyrektor archiwów algierskich rości sobie prawo do całości archiwów. Chikhi razem z francuskim historykiem Benjaminem Storą, stoją na czele francusko-algierskiej komisji ds. „pamięci o kolonizacji i wojnie algierskiej” powołanej latem tego roku, która ze względu na pandemię, ma dopiero zacząć swoją działalność. Chociaż Paryż podkreśla, że pewne zasoby „są niezbywalne i nie podlegają zwrotowi”, Algier uważa, że sprawa „nie została jeszcze zamknięta”. Raport wspólnej komisji spodziewany był w styczniu 2021 roku, ale na żaden kompromis się nie zanosi. Historia kolonialna zaczyna się zamieniać w rodzaj biznesu. Normalnie można by się „targować”, zwłaszcza, że algierski FLN ma na koncie całkiem pokaźną liczbę zbrodni, a Francuzi pozostawili tu infrastrukturę miejską, szpitale, szkoły, drogi i właściwie ten kraj stworzyli. Jednak jak się uznaje jednowymiarowo dawną „misję cywilizacyjną” za „zbrodnię przeciw ludzkości” to i pozycja przetargowa jest wyjątkowo słaba.
Bogdan Dobosz