Kandydaci na prezydenta Francji mają już nowe plakaty i hasła. Le Pen wzywa: „Wybierz Francję”, Macron – „Razem, Francja!”. Początek kampanii przed II turą wyborów prezydenckich należał jednak do kandydatki Frontu Narodowego.
Emmanuel Macron udał się po ogłoszeniu wyników na bankiet do „La Rotonde”, a następnego dnia wziął sobie wolne. Le Pen była bardziej pracowita i wczesnym świtem, niedługo po ogłoszeniu oficjalnych wyników, pojawiła się na największej giełdzie towarowej Francji w podparyskim Rungis.
Wesprzyj nas już teraz!
Dalej było dla Macrona jeszcze gorzej. Jego sztab wymyślił wizytę kandydata w likwidowanych zakładach Whirpool w Amiens w Pikardii. W 2018 zakład ma zostać zamknięty, a jego produkcja zostaje przeniesiona do Polski, a konkretnie do Łodzi.
Delokalizacja przemysłu jest od dawna ważnym tematem kampanii. Le Pen w swoim programie ma nawet „reindustrializację kraju”. W Amiens pracę straci 300 ludzi, ale już teraz zamyka się tam wiele firm usługowych i podwykonawczych. Wizyta Macrona miała pokazać, że nie unika on trudnych wyzwań. Spotkanie zorganizowano w siedzibie regionalnej izby przemysłowej i wzięli w nim udział jedynie wyselekcjonowani przedstawiciele związków zawodowych. Sytuacja wydawała się bezpieczna, a Macron w typowym dla siebie języku mówił, że przyjechał, „by wysłuchać pracowników i reagować odpowiedzialnie, bez demagogii”. Dodawał, że FN nie rozwiązuje problemów, ale je tylko wykorzystuje”.
Tymczasem w tym samym momencie pod bramą strajkujących zakładów pojawiła się Marine Le Pen. Wizyta była utrzymywana w tajemnicy do ostatniej chwili. Oświadczyła, że przyjechała na wieść o tym, że jej kontrkandydat nie zaplanował spotkania ze strajkującymi pracownikami. Została przyjęta dość entuzjastycznie. Zawiadomiony o wizycie Macron tweetował tymczasem o „politycznym wykorzystywaniu nieszczęścia” i „10 minutach (Le Pen) przed kamerami na parkingu”, kiedy on przez „półtorej godziny pracował ze związkowcami”.
Wypadało to blado, więc sztab Macrona zadecydował, że kandydat ostatecznie także pojawi się pod bramą zakładów. Przywitały go jednak gwizdy i okrzyki „Marine prezydentem!”. Pytani o początek przebiegu kampanii Francuzi wystawili więc oceny dość jednoznaczne.
Na tym dobre wiadomości dla kandydatki „Blue Marine” się kończą. Charakterystyczna jest tu np. reakcja mediów, które od razu tłumaczyły jak to starcie kandydatów zrozumieć. W telewizyjnej stacji BFM wywiązał się taki oto dialog dziennikarza i ekspertów: – Macron dał sobie radę, prawda? – Dla mnie wyszedł z tego zwycięsko. – 1:0 dla Marine Le Pen? – Nie, nie, najwyżej remis i nic więcej. Scenka ta zdaje się mówić więcej o przebiegu kampanii, niż socjologiczne analizy.
Bogdan Dobosz