Islam był we Francji przez lata traktowany jako sojusznik w walce o ograniczanie tradycyjnych wpływów Kościoła, szczególnie w lewicowej koncepcji wielokulturowego społeczeństwa. Z czasem jednak sam stał się problemem, którego wymiar dotyczy podważenia norm naszej cywilizacji.
Wszystko zaczęło się od tego, że mer Grenoble z Partii Zielonych (EELV), Eric Piolle zbliżył się ostatnio do nurtu „islamo-lewicy” i wydał zezwolenie na korzystanie z miejskich basenów przez muzułmanki w kostiumach kąpielowych zwanych „burkini”. Te okrywają szczelnie ciało i spełniają wymóg islamskiej skromności. Decyzję poparła 16 maja rada miasta, chociaż przeciw głosowało nawet 13 radnych rządzącej koalicji. Taki pozornie lokalny konflikt wywołał ogólnokrajową debatę. Stoi za nią m.in. pojęcie sekularyzacji, czy interpretacji wprowadzonej niedawno ustawy o walce z islamistycznym separatyzmem.
Wesprzyj nas już teraz!
We Francji od dawna ściera się nurt „twardego” laicyzmu, który chce wyrugować wszelkie oznaki religii z przestrzeni publicznej i który uznaje „laickość” za wartość samą w sobie, z koncepcją bliższą tolerancji w stylu amerykańskim, czyli wolności i współżycia religii, ale nad Sekwaną wyraźnie oddzielonych od państwa. Nie ma też co ukrywać, że o ile dzieje „laicyzmu republikańskiego” były historią zwalczania od czasów rewolucji Kościoła katolickiego, to ostatnie dziesięciolecia wyznacza już konfrontacja z islamem, który bezpardonowo wdziera się we wszystkie segmenty życia publicznego (szkoła, szpitale, handel, administracja, itd.).
Islam był przez lata traktowany jako sojusznik w walce o ograniczanie tradycyjnych wpływów Kościoła, szczególnie w lewicowej koncepcji wielokulturowego społeczeństwa. Z czasem jednak sam stał się problemem, którego wymiar dotyczy podważenia nawet norm naszej cywilizacji. Stąd wzięły się i napięcia polityczne. Silny nurt „islamogoszyzmu” (lewicy traktującej muzułmanów jako rodzaj nowego rewolucyjnego proletariatu) nagle znalazł się w ogniu krytyki. Na tym tle sytuuje się również ostatnia „afera basenowa” w Grenoble.
Mer miasta Eric Piolle jest krytykowany nawet w szeregach swojej partii EELV. Z kolei szef regionu Owernia-Rodan-Alpy, z partii centroprawicowej Republikanie, Laurent Wauquiez zawiesił dotacje przyznane Grenoble. Wojna o burkini zatacza teraz coraz szersze kręgi medialne. Według Wauquieza, mer Eric Piolle „definitywnie zerwał z laicyzmem” i „wartościami Republiki”, a wsparł swą decyzją o autoryzacji „burkini” tendencje „islamskiego separacjonizmu”. Krytycy mówią o zawarciu przez polityka Zielonych paktu z politycznym islamem w celu uzyskania poparcia wyborczego. Przeciwko jest nie tylko prawica, ale część lewicy, zwłaszcza feministki, które uważają, iż narzucanie „religijnych” strojów kobietom jest ograniczaniem ich praw i godzi w emancypację niewiast.
Zareagowało także państwo. Prefekt departamentu Isère Laurent Prévost poinformował, że zwróci się do sądu administracyjnego w Grenoble z polecenie MSW Géralda Darmanina, by ten zablokował decyzję mera. Powołał się tu na przepisy z ustawy z sierpniu 2021 r. o tzw. separatyzmie islamskim. Zakazuje ona naruszania zasad laicyzmu i mówi o „neutralności służby publicznej”. Z kolei David Lisnard ze Stowarzyszenia Burmistrzów Francji (AMF) także wezwał, by sprawą zajęły się sądy administracyjne i definitywnie rozstrzygnęły, czy islamski strój kąpielowy narusza zasadę świeckości Republiki, czy też nie.
Można tu przypomnieć, że jeszcze w 2016 roku centroprawicowy mer miasta Cannes próbował wydać zakaz noszenia „burkini” na plażach, ale wówczas sądy jego dekret zawiesiły. Od tej pory jednak sporo się we Francji zmieniło. Po zamachu terrorystycznym na nauczyciela wprowadzono ustawę przeciw „islamizmowi” w przestrzeni publicznej. W dodatku, w przeciwieństwie do plaż, merostwa zawsze miały możliwości zakazu noszenia takich strojów na miejskich basenach uzasadniając to wymogami higieny i bezpieczeństwa. Na dziś prawie wszystkie gminy we Francji zabraniają używania strojów „burkini”.
Dodajmy, że głos w sprawie kontrowersyjnego stroju na basenach zabrała we Francji nawet masoneria, która uzurpuje sobie prawo do „pilnowania świeckości” państwa. Mer Grenoble Piolle spotkał się tu z krytyką Wielkiego Wschodu. Loża twierdzi, że polityk Zielonych „odwrócił zasady republikańskie” i „gwarantuje wolność kilku muzułmańskim aktywistkom”, co jest „obrazą dla wszystkich, którzy od lat walczą o równość”. Wolnomularze mówią w tej kwestii o „seksizmie” i „patriarchalnym” podejściu islamu. Nazywają działania mera projektem „sprzecznym z wolą emancypacji kobiet, którą popiera Republika”.
Historia pozornie marginalna, pokazuje podziały w środowisku „postępu”. Polityk Zielonych jest przecież aktywistą progresywnym, a w rządzonym przez siebie Grenoble zakazał np. podawania na oficjalnych imprezach i w stołówkach szkolnych tradycyjnej potrawy francuskiej foie gras z tuczonych gęsi i kaczek. Piolle jest zwolennikiem wszelkich progresywnych społecznie projektów, promuje ideologię LGBT, forsuje najdziwniejsze miejskie eko-projekty. Jednak w obliczu znacznej mniejszości islamskiej, która wspiera go wyborach, wybiera właśnie nurt tzw. islamogoszyzmu.
Tak, czy inaczej wywołał m.in. nową debatę nad zasadami laicyzmu. Wracamy tu do źródła i pytania już o same fundamenty rozdziału religii państwa? Czy chodzi tu o wiek XVIII i oświeceniowe idee zwieńczone rewolucją francuską, czy też o nowotestamentalny podział na zasadzie – „oddaj Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga”?
We Francji sprawy te reguluje słynna ustawa z 1905 roku, wywiedziona z ducha rewolucji i rządów polityków związanych wówczas z masonerią. Już jednak interpretacja rozdziału państwa i religii przechodziła nad Sekwaną wielokrotnie ewolucję. Pierwotnie skierowana na ograniczanie wpływów katolicyzmu (zwłaszcza przez lewicę), obecnie jest konfrontowana z islamem i tu specjalnych sukcesów nie odnosi.
Lewica traktowała wcześniej islam jako sprzymierzeńca w walce z katolikami. Pierwsze przesilenie nastąpiło w roku 1989, kiedy to wybuchła afera uczennic z Creil. Chodziło o używane w szkole publicznej chusty islamskie. Trzy noszące je dziewczęta zostały zawieszone. Dyrektor szkoły deklarował, że chce „ograniczyć nadmierne eksponowanie ich przynależności religijnej”. Został zaatakowany przez wielu polityków, a np. wiceprzewodniczący organizacji SOS Racisme, Malek Boutih uznał wtedy działania szkoły za „skandaliczne”. Jego zdaniem w imię laickości nastąpiła ingerencja w „prywatne życie ludzi”. Mówił też o chęci „umieszczenia islamu w getcie” i wspierał to oskarżeniami o rasizm. Znalazł wsparcie wielu polityków lewicy. Tak zaczęły się pierwsze poważniejsze tarcia z islamem.
W XXI wieku mieliśmy liczne uzupełnienia „prawa z 1905 roku”, np. w postaci ustawy o zakazie noszenia ostentacyjnych znaków w szkole (2004 i chusty islamskie), czy zakazu noszenia burek (rok 2010, ale ustawa była motywowana „egzekwowaniem porządku publicznego”). We Francji powstało w 2007 roku „Obserwatorium Sekularyzacji”, jako ciało doradcze podporządkowane premierowi. W 2021 roku rząd zdecydował się z kolei nawet na osobne wprowadzenie ustawy o „separatyzmie islamistycznym”.
Od tej pory panuje spore zamieszanie w interpretowaniu „neutralności państwa”. Jedni chcą zepchnąć religię wyłącznie do sfery prywatnej, inni zgadzają się na jej „dyskretną” obecność w przestrzeni publicznej. Byłaby to powtórka z bojów toczonych przeciw katolikom w pierwszej połowie XX wieku, gdyby nie to, że demografia i pewne procesy społeczne pracują na rzecz islamu.
Lewica nie chce jednak rezygnować z wizji muzułmanina jako „nowego proletariusza”. Posługują się tu terminem tzw. islamofobii, którą przypisują prawicy i mają tu wsparcie np. świata arabskiego. Macron musiał się zresztą na arenie międzynarodowej tłumaczyć z ustawy o walce „separatyzmem islamistycznym”. Tymczasem coraz bardziej widoczny jest wzrost już nie samej obecności np. zasad prawa koranicznego w życiu publicznym, ale także politycznego islamizmu (setka kandydatów zgłoszona w wyborach parlamentarnych). Francja staje się powoli krajem, gdzie nawet kwestia kostiumu kąpielowego bywa problemem państwowym, a polityka kolejnych rządów jedynie oddala perspektywę spełnienia się np. wizji Michela Houellebecqa z jego powieści „Uległość”.
Bogdan Dobosz