We Francji w niedzielę 20 czerwca obywa się I runda wyborów regionalnych. To ważny sprawdzian przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi i niejako test dla Zjednoczenia Narodowego (RN) – partii Marine Le Pen. Stoi ono przed szansą uzyskania władzy w regionie PACA (Prowansja, Alpy, Lazurowe Wybrzeże).
Spodziewana jest niska frekwencja (tylko 40 proc.), a sondaże pokazywały, że prawie w żadnym regionie nie ma „pewniaków”. Obowiązujące nadal przepisy pandemiczne ograniczyły znacznie kampanię. Do tego dochodzi ładna pogoda, piłkarskie EURO i zmęczenie społeczne.
Najwięcej do stracenia mają centroprawicowi Republikanie. Ich elektorat uciekł częściowo do prezydenckiej partii Macrona – LREM, a częściowo do formacji Le Pen – RN. Podobne problemy mają socjaliści, których pozycja w sojuszu z Zielonymi spadła z roli lidera koalicji do… wasala ekologów.
Najciekawiej zapowiada się walka w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże. W sondażach prowadzi lista RN pilotowana przez Thierry’ego Marianiego. To były polityk centroprawicowego UMP (obecnie Republikanie), który sprzeciwił się w swojej partii wykluczaniu jakiejkolwiek współpracy z Marine Le Pen. To zarazem były minister z czasów prezydenta Sarkozy’ego. Jego zwycięstwo byłoby sygnałem, że Marine Le Pen potrafi przebić „szklany sufit” bojkotu przez wszystkie partie i może osiągnąć sukces w wyborach prezydenckich. Przeciwnikiem tej listy jest centroprawica i Republikanie prowadzeni przez Renauda Museliera. Wspiera go prezydencka partia LREM, a liderzy list lewicy, którzy nie mają szans (16 proc. w sondażach) zapewne w przypadku II tury też poprą Museliera. W 2015 roku duże szanse wygranej w regionie miała Marion Maréchal – w II turze zorganizowano jednak „republikańską zaporę” od lewicy po centrum, dzięki której udało się jej wygraną uniemożliwić.
Na razie trwa w tym regionie bezpardonowa walka głosy, a media sprzyjające władzy nie stronią od pomówień i fake newsów. Thierry Mariani został np. oskarżony, że nie mieszka w regionie i ma tylko fikcyjny adres dla kandydowania. Jednak sąd w Awinionie w środę 16 czerwca odrzucił wniosek o usunięcie go z list wyborczych złożony przez Republikanów. Rywale nie przebierają w środkach, bo taki zarzut pochodził z satyrycznego tygodnika… „Le Canard enchaîné”.
Wesprzyj nas już teraz!
Następnego dnia, 17 czerwca, w gazecie „Nice Matin” ukazało się oskarżenie, że kandydat popierany przez Zjednoczenie Narodowe jest opłacany przez lobby naftowe z… Azerbejdżanu. Z czego żyje Mariani, oprócz dochodów z PE (jest eurodeputowanym)? – pytał dziennik. Powoływał się przy tym na… „źródło rządowe”. Sztab Marianiego nie tylko zaprzeczył, ale napisał w oświadczeniu o „rynsztokowej kampanii”.
Inny przykład manipulacji medialnych dotyczył sprawy napaści na kandydata RN i jednego z aktywistów tej partii, którzy naklejali plakaty wyborcze w Arles. Zostali zwyzywani, pobici i oblani benzyną, a klasa polityczna zachowała w tej sprawie dość wymowne milczenie. Tymczasem lokalny dziennik napisał nawet, że pobicie to fake news i sugerował powiązania jednej z ofiar – Enzo Aliasa – z… neonazistami z Niemiec. Autorem okazał się dziennikarski stażysta sam powiązany z… Partią Zielonych. W rzeczywistości Enzo Alias musiał uciekać z miejsca zdarzenia w obawie przed spaleniem żywcem i miał urazy głowy. Jego pomocnik trafił do szpitala ze złamaniem nogi i wstrząsem mózgu.
Także w lokalnej debacie wyborczej wszyscy kandydaci „grali” przeciw prawicowemu liderowi sondaży. Kampania w regionie PACA pokazała, co czeka całą Francję w przypadku wyrównanych szans kandydatów w wyborach prezydenckich.
Z kolei w regionie Hauts-de-France zapowiada się ciekawe wyzwanie dla polityka centroprawicowych Republikanów – Xaviera Bertranda. Ma być kandydatem partii w wyborach prezydenckich, ale porażka naraża jego karierę polityczną i przyszłość. W 2015 roku w pierwszej turze przegrał tu z Marine Le Pen, a swoje zwycięstwo zawdzięczał w II turze taktycznemu wycofaniu się lewicy. Sytuacja jest podobna jak w PACA. Xavier Bertrand ma w sondażach 33 proc., jego rywal ze Zjednoczenia Narodowego Sébastien Chenu – 32 proc., 11 proc. ma lista LREM, a wspólna lista zjednoczonej lewicy na czele z Zieloną Karimą Delli – 20 proc. W tym regionie lewica też wejdzie do dogrywki w II turze, ale raczej nie wycofa się na rzecz Bertranda, więc możliwe są różne scenariusze.
W Ile-de-France (region stołeczny) faworytką jest szefowa tego regionu Valérie Pécresse (lewe skrzydło Republikanów). Lewica jest tu mocno podzielona i odrębne listy mają Zieloni (Julien Bayou), socjaliści (Audrey Pulvar) i Zbuntowana Francja (LFI) Melenchona. Do tego dochodzą listy Jordana Bardelli (RN) i Laurenta Saint-Martina (LREM). W tym regionie narodowa prawica jest słaba i dwucyfrowy wynik będzie sukcesem.
Z perspektywy Paryża najciekawsza jest konkurencja trzech list lewicy. Najnowszy sondaż (Opinion Way) dawał Zielonym 13 proc., przed listami PS i LFI – po 10 proc. To dla lewicy dodatkowy „sondaż” i rodzaj „prawyborów” na to, która partia wystawi wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich. Dobry wynik i wygrana w I turze Pecresse dawałaby z kolei także i jej szansę na zostanie kandydatką w tychże wyborach popieraną przez polityczne centrum.
W regionie Grand-Est (Alzacja, Lotaryngia i Szampania-Ardeny) też toczy się wojna prawicy z centroprawicą. W 2015 roku I turę wygrał tu Florian Philippot z RN – partii Le Pen. Teraz startuje z własną listą (Wolność) i może liczyć na 8 proc. Oficjalny kandydat RN to Laurent Jacobelli, któremu sondaże dawały 25 proc. Największe szanse na zwycięstwo daje się tu liście Partii Republikanie, której przewodzi dotychczasowy szef regionu Jean Rottner (27 proc. w sondażach w I turze). Lista LREM ma tu 14 proc.
Według Ipsos, gdyby w II turze znalazły się 4 listy (muszą osiągnąć ponad 10 proc.) to 27 czerwca także i tu w teorii mogłaby wygrać partia Marine Le Pen.
Lista RN ma też spore szanse w Bourgogne Franche-Comté. Pilotuje ją Julien Odoul i prowadziła w sondażach z wynikiem 28 proc., znacznie wyprzedzając listę dotychczasowej prezydent regionu Marie-Guite Dufay z koalicji socjalistów i komunistów (21 proc.). Tyle samo miała lista centroprawicy Gillesa Platreta. Lista prezydenckiego LREM zajmowała czwarte miejsce z wynikiem 16 proc. W II turze zapewne jednak wszystkie listy połączą się przeciw narodowcom.
Francja jest podzielona na 12 regionów. Po wyborach w 2015 roku 5 kontrolowali socjaliści z lewicowymi koalicjantami (Nowa Akwitania, Oksytania, Bretania, Bourgogne Franche-Comté i Centre-Loire Valley). Pozostałe Republikanie. Obecnie w ich rękach pozostały tylko 3. Po wygranej Macrona – niektórzy szefowie regionów przeszli po prostu do jego obozu.
Do niedawna mieli m.in. Hauts-de-France, strategiczny region stołeczny – Ile-de-France, PACA, Owernię-Rodan-Alpy. Kiedy jednak lider Republikanów Laurent Wauquiez przesunął pozycje partii w prawo, Xavier Bertrand (Hauts de France) i Valérie Pécresse (region stołeczny) zdystansowali się od formacji i opuścili szeregi republikanów.
O ile LREM weszła w posiadanie regionów metodą „zakupu” ich prezydentów, to z dużych partii Zieloni i RN nie rządzą do tej pory w żadnym z nich. Wpływy Europe Écologie-les Verts (EELV) jednak rosną i w koalicjach lewicy Zieloni zaczynają dominować.
Zjednoczenie Narodowe ma szansę wygranej w I turze w 7 regionach, a w 4 może zająć drugie miejsce. W II turze będzie już bardzo trudno powtórzyć sukces i zdobyć chociaż jeden bastion. Najbliżej tego są w PACA, co pokazuje, że w przypadku połączenia sił prawicy wygrałaby ona w całej Francji. Możliwy sukces tej partii mocno niepokoi rząd. MSW Gérald Darmanin oświadczył 10 czerwca w Dijon, że wygrana RN w regionach byłaby „znakiem szatańskim”.
Bogdan Dobosz