Deputowany z Partii Zbuntowana Francja (LFI) Alexis Corbiére pojawił się na antenie France Info 9 marca i podzielił wiedzą, którą zyskał jako członek komisji ds. obrony. Bez skrępowania zaczął opowiadać, jaką broń Paryż dostarczał na Ukrainę… Deputowani posiedli te informacje na tajnym posiedzeniu i nie mieli prawa ich ujawniać. Wyraźnie wydano instrukcje zachowania poufności, ale niektórzy tłumaczą deputowanego, że na tej części posiedzenia po prostu był nieobecny.
Kiedy w radiowym studiu zaczęły padać nazwy konkretnych broni, zdumieli się nawet prowadzący program dziennikarze. Te informacje są we Francji poufne. Poseł LFI w końcu się zreflektował i zaczął się tłumaczyć, że operuje informacjami, które posiadł z… mediów. Informacje takie pozyskał jednak prawdopodobnie 1 marca na posiedzeniu parlamentarnej komisji obrony w czasie niejawnego wysłuchania szefa sztabu ministerstwa sił zbrojnych Martina Briensa. Posłowie, w tym i Corbière, zostali poinformowani o szczegółach dostaw broni na Ukrainę.
Nie wiadomo na ile to głupota deputowanego, a na ile premedytacja. Jego partia o nazwie Zbuntowana Francja, której przewodzi Jean-Luc Melenchon, jest przeciwko obecności Francji w NATO i chociaż potępiła rosyjską agresję, to jest np. przeciwna jakiejkolwiek ingerencji francuskiej w ten konflikt. Melenchon obiecywał nawet w kampanii wyborczej, że jeśli wygra, to wstrzyma jakąkolwiek militarną pomoc dla Ukrainy. Sam Corbiére to były aktywista Rewolucyjnej Ligi Komunistycznej, później działacz socjalistyczny, a obecnie w LFI.
Wesprzyj nas już teraz!
Rzecznik rządu Gabriel Attal nazwał zachowanie deputowanego, który jest członkiem komisji obrony, za „nieodpowiedzialne”. Sam odmówił jednak podania wykazu broni dostarczanej przez Francję na Ukrainę. Kilka krajów europejskich, w tym np. Czechy, Niemcy, czy Belgia, nie miały z tym problemu. Attal wyjaśnił sprytnie, że „komunikowanie tego, czego potrzebuje Ukraina, to także przekazywanie Rosji informacji o tym czego Ukrainie brakuje”. Jest w tym sporo logiki, z tym, że być może w taki sposób Paryż chce ukryć, że jego pomoc ma charakter raczej symboliczny…
Warto tu przypomnieć słynne mapki TV BFM i „Le Figaro”, na których Francja figurowała jako kraj niosący pomoc humanitarną i wojskową. Z kolei Polska była na tych mapach „białą plamą”, czyli krajem, który nie niesie żadnej pomocy. Informacje sprostowano, ale niesmak pozostał.
Tymczasem warto zwrócić uwagę, na to, co Francja rzeczywiście dostarczyła na Ukrainę. Jeśli wierzyć w to, co „chlapnął” poseł skrajnej lewicy, to nie chodzi tu o jakieś tajemnice obronne; ale po prostu nie ma się czym chwalić… W sumie nie było to nic imponującego, bo chodziło tylko o „kamizelki kuloodporne i kilka pocisków przeciwpancernych”. Być może niechcący Corbiére pokazał, że ta „pomoc”’ jest dość uboga.
„Niedyskrecja” posła potwierdzają inne spekulacje. Wynika z nich, że Francja rzeczywiście wysłała hełmy i kamizelki kuloodporne oraz pociski przeciwpancerne Milan z zasobów armii francuskiej w ilości „kilkudziesięciu” sztuk. Ta pomoc popłynęła dopiero po 28 lutego, czyli 4 dniach agresji, kiedy stało się jasne, że Putin szybko Ukrainy nie zajmie.
„Milan” (Missile d’infanterie leger antichar) to przeciwpancerny pocisk kierowany drugiej generacji produkcji francusko-niemieckiej. Jest produkowany od 1972 i obecnie jest zastępowany przez pociski Trigat i Spike. To broń już nie najnowsza i było to raczej „wietrzenie magazynów”. Jeśli informacje posła LFI są prawdziwe, to Paryż do liderów pomocy raczej nie dołączył, ale przecież francuska „odwaga” od czasów II wojny stała się niemal „przysłowiowa”.
Na plus Francji należy jednak zaliczyć dość powszechną zmianę nastawienia społecznego. Zarówno Francuzi jak i ich politycy przestali być prorosyjscy, poza nielicznymi i raczej marginalnymi wyjątkami. Dotyczy to także „grillowanej” u nas Marine Le Pen. Złudzenia prawicy wobec Putina, który jawił im się jako alternatywa dla USA i niemal „obrońca ładu moralnego” oraz chrześcijaństwa rozwiały się razem z podmuchami wybuchów rosyjskich rakiet na Ukrainie.
Bogdan Dobosz