30 stycznia 1948 roku w godzinach popołudniowych Mahatma Gandhi, najważniejsza postać świata politycznego Indii, przebywał w ogrodzie swego domu w Delhi, odbierając hołdy ze strony czcicieli. W pewnej chwili stanął przed nim młody mężczyzna. Z uszanowaniem złożył Gandhiemu pokłon, następnie wyszarpnął z zanadrza pistolet i trzykrotnie wypalił w pierś polityka.
Tak zginął człowiek, który pozostawił po sobie wyidealizowaną legendę autorytetu moralnego, przenikliwego myśliciela i wizjonera, zagorzałego pacyfisty. W istocie jednak Gandhi był złożoną postacią, u której chwalebne poszukiwanie dobra kontrastowało z licznymi przywarami. Zarówno jego cnoty moralne, jak i polityczna przenikliwość, również deklarowany pacyfizm jawią się jako mocno problematyczne.
Wesprzyj nas już teraz!
Wierny sługa Korony
Mohandas Karamchand Gandhi przyszedł na świat w 1869 roku w indyjskim Gudżaracie, w bogatej rodzinie kupieckiej.
W młodości wyjechał do Londynu studiować prawo. Trafił tam na adeptów teozofii, zafascynowanych duchowością Wschodu. Do tamtej chwili Gandhi, mimo iż wychował się w rodzinie pobożnych hinduistów, nie był osobą zbyt religijną. To właśnie pod wpływem europejskich okultystów Mohandas przypomniał sobie o swych duchowych korzeniach.
Ukończył pomyślnie studia, jednak po powrocie do ojczyzny nie odniósł spodziewanych sukcesów. Młody prawnik przeniósł się więc do Afryki Południowej, gdzie zasłynął pierwszymi obywatelskimi akcjami antydyskryminacyjnymi.
W roku 1915 ostatecznie powrócił do Indii, na dobre angażując się w politykę. Po kilku latach objął nieformalne przywództwo nad Indyjskim Kongresem Narodowym, największą tamtejszą partią polityczną, zrazu walczącą o większą samorządność Indii, przeciwstawiającą się podziałom etnicznym, kastowym i religijnym.
W owym czasie Gandhi występował jako lojalny poddany Korony brytyjskiej. Dla dzisiejszych pacyfistów może to być wstrząsem, ale ich idol ochotniczo zaciągał się na służbę w angielskim wojsku, i to podczas trzech wojen. Dowodził indyjskimi oddziałami medycznymi w konflikcie burskim i podczas tłumienia powstania Zulusów. Gdy wybuchła I wojna światowa akces Gandhiego w szeregi armii został oddalony z powodu złego stanu zdrowia. Wobec tego oddał się z zapałem akcji mobilizacyjno-werbunkowej wśród Hindusów. W liście do przyjaciela wyznał z niemałą dozą obłudy, że osobiście nie byłby w stanie zabić żadnej żywej istoty, jednakże głośno namawiał swych rodaków do walki z bronią w ręku za interesy Londynu.
Miłość i bunt
Na frontach Wielkiej Wojny wciąż jeszcze grzmiały działa, gdy Mohandas dokonał nieoczekiwanej wolty.
On, jeszcze niedawno anglofil, uznał, że cywilizacja europejska to „dzieło szatana”, na co dowodem miała być tocząca się wojna. Gandhi jął głosić potrzebę miłości – „rośliny wyrastającej z braku przemocy”. Było to zadziwiające przeobrażenie człowieka, który dopiero co zagrzewał swych ziomków do zgłaszania się na front.
Tymczasem w ojczyźnie Mohandasa działy się doniosłe rzeczy. Brytyjczycy zaczęli przekazywać część władzy przedstawicielom indyjskich elit. Zaostrzyło to apetyty upolitycznionej części mieszkańców subkontynentu. W 1919 r. wybuchły krwawe zajścia wywołane przez radykałów. Władze odpowiedziały surowymi represjami. W Amritsarze pewien nierozgarnięty generał angielski kazał żołnierzom indyjskim strzelać do tłumu demonstrantów. Wieść o masakrze jeszcze bardziej zaogniła sytuację.
Gandhi doskonale odnalazł się w tym tyglu. Pozując na człowieka pokoju, potępił przemoc po obu stronach. Zarazem pchnął Indyjski Kongres Narodowy do konfrontacji z władzami, stale eskalując żądania. W końcu zaczął domagać się niepodległości Indii.
Mohandas uznał się za reprezentanta całego narodu (potem wręcz za „Ojca narodu”) – czy jednak można było mówić o jednym narodzie indyjskim?
W owym czasie Indie Brytyjskie (obejmujące obszar dzisiejszych Indii, Pakistanu, Bangladeszu i Sri Lanki) zamieszkiwało jakieś 400 milionów ludzi, z tego ćwierć miliarda hinduistów (podzielonych na 3000 kast), 90 milionów muzułmanów, 6 milionów sikhów, nadto miliony chrześcijan, buddystów i przedstawicieli najróżniejszych religii. Kraj obejmował włości 500 niezależnych maharadżów i książąt. 80% ludności zamieszkiwało w 500 tysiącach wiosek, często odciętych od świata. W obiegu były 23 języki urzędowe i 200 dialektów. Istny kocioł kipiący od namiętności etnicznych, rasowych i religijnych, które wielokrotnie znajdowały ujście w krwawych zamieszkach.
Ahimsa
Gandhi wykazał wiele sprytu oraz doskonałą znajomość brytyjskiego systemu prawnego. Wiedział, że jeśli uda mu się utrzymać bunt w granicach legalizmu, to cała machina państwowa będzie na jego usługach, broniąc jego prawa do buntowania się.
Wezwał swych zwolenników do biernego oporu, odwołując się do ahimsy (dosł. niestosowania przemocy) – zasady moralnej obecnej w hinduizmie, dżinizmie i buddyzmie, nakazującej poszanowanie wszelkich form życia.
Gandhi rzucił hasło bojkotu towarów zagranicznych, rezygnacji z państwowych etatów, zerwania kontaktów z urzędami brytyjskimi, instytucjami i sądami. Dla wzmocnienia siły protestów często ogłaszał głodówki, co dało nadzwyczajne efekty. Spanikowani przedstawiciele „zbrodniczych władz kolonialnych” natychmiast spieszyli z kolejnymi ustępstwami, nie chcąc, by liderowi buntowników stała się krzywda.
Skuteczność ahimsy wywołała wielkie wrażenie wśród rzesz naiwniaków na Zachodzie. Z rzadka dały się słyszeć głosy sceptycyzmu. George Orwell zauważył, że Gandhi podjął walkę ze „staroświeckim i chwiejnym despotyzmem, który traktował go w dość rycerski sposób”, by podsumować przenikliwie: – Trudno sobie wyobrazić, jak można stosować metody Gandhiego w kraju, w którym przeciwnicy reżimu znikają w nocy i więcej nikt o nich nie słyszy.
Adolf Hitler był szczerze ubawiony, gdy dowiedział się o kłopotach potężnego imperium z ekscentrycznym prawnikiem z Indii. W 1937 r. wódz III Rzeszy na spotkaniu z ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, lordem Halifaksem, dobrotliwie doradzał Anglikom, jak powinni rozwiązać problem indyjskiego nacjonalizmu: – Zastrzelić Gandhiego, a jeśli to nie wystarczy, by zmusić ich do posłuszeństwa, zastrzelić tuzin członków Indyjskiego Kongresu Narodowego. A jeśli i to nie wystarczy, zastrzelić dwustu, i tak dalej, aż zapanuje porządek.
Anglicy, nieco zszokowani tym iście niemieckim pragmatyzmem, nie skorzystali z rady. Ich kraj nie mógł wygrać z Gandhim, jeśli chciał pozostać wierny swoim zasadom.
Wielka (?) Dusza
Zwolennicy mówili na Gandhiego Bapu – Ojciec, choć stał się bardziej znany jako Mahatma (Wielka Dusza). Był człowiekiem pełnym sprzeczności. Chętnie wypowiadał wzniosłe treści, które nijak nie przystawały do jego życia osobistego.
Był piewcą miłości, ale z nieskrywaną pogardą odnosił się do własnej żony. Poniżał ją, każąc jej wynosić nocniki z nieczystościami po jego gościach. Swego syna wydziedziczył, bo ten nie uzgodnił z nim ożenku.
Bapu głosił pochwałę prostoty, a stale otaczała go świta pomocników, służących i kobiet zwanych „sekretarkami”. Bogaci kupcy i książęta składali się na finansowanie tego dworu o widowiskowej skromności. Jak wyznał kwaśno jeden ze sponsorów:
– Utrzymywanie Gandhiego w biedzie kosztuje ciężkie pieniądze!
Mahatma żądał od swych czcicieli, by maksymalnie ograniczali współżycie ze swymi małżonkami, co miało służyć samodoskonaleniu. Sam mając 37 lat ogłosił decyzję o celibacie, jednak pod koniec życia, gdy zbliżał się już do osiemdziesiątki, jął domagać się od kobiet (w tym również od żon swych przyjaciół), aby spały z nim nago – ponoć by pomóc mu w „eksperymentach nad samokontrolą”. W naszym i nie tylko naszym kręgu kulturowym uznano by to za fantazje obleśnego starucha, jednak wyznawczynie Mahatmy posłusznie spełniały zachcianki „Ojca narodu”.
Gandhi z pogardą odnosił się do europejskiej medycyny, przeciwstawiając jej osiągnięcia znachorów Wschodu. Kiedy jego żona ciężko zachorowała na zapalenie płuc, zabronił podania jej zastrzyku penicyliny, stanowiącego ostatnią deskę ratunku. Kilkanaście godzin później nieszczęsna kobieta zeszła z tego świata. Zupełnie inaczej było, gdy Mahatma sam chorował na malarię bądź gdy przytrafiło mu się zapalenie wyrostka robaczkowego – wówczas skwapliwie oddawał się pod opiekę angielskich lekarzy.
Dobre rady dla świata
Popularność wśród sporej części Hindusów, również wyrazy hołdu składane przez lewicowych dziennikarzy z Zachodu, którzy odkryli w nim nową maskotkę, najwyraźniej uderzyły Mahatmie do głowy.
Poczuł się mężem stanu światowego formatu, powołanym do udzielania rad i pouczeń przywódcom mocarstw. Jego wypowiedzi z lat 30. i 40. często wywołują uśmiech politowania.
Radził Czechom i Żydom, by popełnili zbiorowe samobójstwo, zamiast opierać się III Rzeszy. Brytyjczyków namawiał do kapitulacji, do złożenia broni wobec Niemców i Włochów, do porzucenia własnych domów i dobrowolnego poddania się kaźni. Starał się sabotować wysiłek wojenny Wielkiej Brytanii, za co w końcu został przejściowo internowany.
Inni indyjscy radykałowie poszli na otwartą współpracę z państwami Osi, wystawiając oddziały u boku Japończyków, Niemców i Włochów. Ochotników pozyskiwali z obozów jenieckich oraz z ośrodków diaspory indyjskiej w Azji i Afryce. Zdołali zwerbować kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy – jednak w tym samym czasie 2,5 mln mieszkańców Indii stanęło do walki u boku Brytyjczyków, ignorując sążniste protesty Gandhiego.
Na gruzach imperium
Wielka Brytania przetrwała wojenny kryzys, jednakże elity polityczne utraciły wolę utrzymania zamorskich włości.
Rzesza wiernych żołnierzy indyjskich, przelewających krew za Albion na frontach II wojny światowej miała prawo czuć się zdradzona. To nie z nimi chciał teraz rozmawiać Londyn. Na scenę polityczną powrócili znów Gandhi i jego towarzysze.
– Kiedy Anglicy odejdą, w Indiach nie będzie więcej zatargów społecznych – wieszczył najbliższy współpracownik Mahatmy, Jawaharlal Nehru.
Londyn rzeczywiście ogłosił zamiar wycofania. Niemal natychmiast przedstawiciele muzułmańskiej społeczności Indii zażądali osobnego państwa. Gandhi, Nehru i inni prominenci Kongresu byli tym zdumieni, co dobrze ilustruje ich niezorientowanie w rzeczywistych nastrojach w kraju.
Zaraz potem nastąpiła eksplozja przemocy, o skali niespotykanej we współczesnej historii subkontynentu. Hinduiści, muzułmanie, sikhowie masakrowali się nawzajem w potwornych rzeziach. Propagator ahimsy z osłupieniem obserwował, jak miasta i wioski spływały krwią. Nie tak wyobrażał sobie świt niepodległości. Pakującym walizki Brytyjczykom oświadczył:
– Muszę ze wstydem spuścić głowę.
Gandhi próbował godzić zwaśnione strony z marnym skutkiem. Znów ogłosił głodówkę protestacyjną, jednak bojówkarze szalejący na ulicach nie wykazali wrażliwości właściwej dawnym „białym ciemiężycielom”. W końcu, gdy nabab miasta Maler Kotla ogłosił gotowość rozstrzeliwania 10 muzułmańskich zakładników w zamian za każdego zamordowanego hinduistę, zdesperowany Mahatma poparł tę inicjatywę. Idea ahimsy wylądowała na śmietniku historii.
Umiarkowane szacunki dla tego okresu mówią o 200 do 600 tysiącach zamordowanych (choć pesymiści przebąkują nawet o trzech milionach ofiar); 10 milionów uchodźców porzuciło swe siedziby, uciekając przed pogromami. Wkrótce śmierć dosięgła samego Mahatmę.
Dziedzictwo
Zabójcą Gandhiego okazał się fanatyczny hinduski nacjonalista Nathuram Godse. Obwinił swą ofiarę o konszachty z muzułmanami, nazwał ją „przekleństwem Indii”. Podsumowując polityczną karierę „Ojca narodu” stwierdził:
– Nie przyniosła nam nic poza nędzą i cierpieniem.
Godse, skazany na śmierć i stracony, do dziś ma w Indiach wiernych czcicieli gotowych bronić jego postępku.
Podział kraju na muzułmański Pakistan i w większości hinduistyczne Indie nie zakończył niepokojów. Oba kraje stoczyły ze sobą trzy wielkie wojny, nie licząc mnóstwa potyczek granicznych i kampanii dywersyjnych. Nadto w obydwu wybuchały niezliczone wewnętrzne rebelie. W 1971 roku kolejna fala rzezi i pogromów w Pakistanie Wschodnim (od 1 do 3 milionów zamordowanych) doprowadziła do secesji tej prowincji i utworzenia niepodległego Bangladeszu. Ogromna liczba mieszkańców subkontynentu indyjskiego udowodniła ofiarą życia, że były im całkowicie obce marzenia Gandhiego i aktywistów Kongresu o wielkich, niepodzielnych Indiach.
***
Kim więc był Mahatma Gandhi?
Przede wszystkim wypada uznać go za mistrza PR-u, umiejętnie tworzącego wokół siebie legendę świątobliwego i nieomylnego mędrca. Do dzisiaj wielu widzi w nim osobę bez skazy, wręcz świętego. To nie żart – politykier namawiający wrogów Hitlera do kapitulacji i samobójstwa bywa przeciwstawiany „krwiożerczym chrześcijanom” jako autorytet moralny; człowiek który akceptował rozstrzeliwanie zakładników jest dziś ikoną ruchu pacyfistycznego.
W II stuleciu ery chrześcijańskiej grecki pisarz i filozof Lukian z Samosat w dialogu „Łgarz albo niedowiarek” przedstawił zabawną historię Eukratesa, nieudolnego ucznia czarnoksiężnika. Pechowy adept czarnej magii uwolnił złowrogie moce, nad którymi nie potrafił zapanować i ściągnął na siebie widmo zagłady. Podobnie Gandhi uruchomił procesy społeczne, nad którymi stracił kontrolę, przynosząc śmierć tysiącom ludzi.
U Lukiana historia miała szczęśliwe zakończenie – w ostatniej chwili zjawił się czarnoksiężnik, ratując głównego bohatera. Mahatmie nie pomógł żaden cudotwórca. Swoje życie poświęcił walce z Imperium Brytyjskim, jednak zginął z ręki rodaka, który przelicytował go swym radykalizmem. Zabiły go te same demony, jakie pomógł wypuścić na świat.
Andrzej Solak