17 października 2018

Gasnący kult Jowisza

(PHOTOPQR / L'EST REPUBLICAIN/MAXPPP / FORUM)

Francuski prezydent Emmanuel Macron od początku swojej kadencji zyskał trochę złośliwy przydomek Jowisza. Zaczęło się od pełnego przepychu zaprzysiężenia na dziedzińcu Luwru, pełnego zresztą masońskiej symboliki.

 

39-letni polityk przebojem wdarł się na szczyty władzy i miał być nową nadzieją Francji. Po rządach Hollande’a socjaliści osiągnęli dno niepopularności, a pewny kandydat na prezydenta Francois Fillon został utrącony metodą „haków”. Były minister finansów, kandydat pozornie spoza tradycyjnego układu politycznego, ale wspierany przez kręgi finansowe, czyli Macron w II turze spotkał się z Marine Le Pen, a jako że w takiej konfrontacji obowiązuje republikańska zasada „wszystkie ręce na pokład” – wygrać już musiał.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Szybko doprowadził do rozbicia tradycyjnej sceny politycznej, przyciągając do swojego ruchu La Republique en Marche (LREM) część socjalistów, centrum i centroprawicy. Prezydenckie zaplecze zostało uzupełnione „czynnikiem obywatelskim”, czyli znanymi ludźmi, ale bez doświadczenia politycznego, co zresztą odbije się później czkawką na działalności parlamentarnej tej partii. W wyborach parlamentarnych LREM zdobył 308 miejsc, a jego aliant, czyli MoDem Bayrou (Ruch Demokratyczny) – 42. Premierem rządu został były polityk centroprawicowego UMP Edouard Philippe. Nakreślono ambitne plany, zabrano się za reformy i dość szybko okazało się, że trzecia droga nie istnieje.

 

Po 16 miesiącach władzy sondaże popularności prezydenta dołują i są gorsze od tych, jakie miał w tym samym czasie sprawowania urzędu wspomniany socjalista Francois Hollande. Według Kantar Sofres, w maju tego roku wskaźnik nieufności do Macrona osiągnął 55 procent, na przełomie września i października brak zaufania deklarowało już 60 proc. respondentów, a ocenę pozytywną jego działań wystawiał tylko niespełna co piąty badany. Jest źle, może być gorzej…

 

Za dużo reform zabija reformy

Ekonomiczne działania obozu prezydenckiego wydają się dość racjonalne. Problem jednak w inercji systemu. Nawet zasadne postulaty szybko rozbijają się o rzeczywistość. Miała być obniżka podatków dla pobudzenia gospodarki, doszły rozmaite nowe daniny, nakładane zwłaszcza przez samorządy lokalne dla wyrównania utraconych dochodów. Miała być reforma gospodarki, pojawiły się protesty związkowców. Delikatna reforma uniwersytetów wywołała ich okupację i próbę powtórki maja 1968, zainicjowaną przez lewicowych studentów. Miało być usprawnienie kolei, a kończy się na chaosie w SNCF i oburzeniu bardzo silnych syndykatów branżowych. Pewne reformy jednak poczyniono (reforma kodeksu pracy), z tym, że ekonomiści mówią, że pierwsze tego skutki pojawią się najwcześniej w roku 2022.

 

W sumie program Macrona można streścić tezą, że przygotował dla każdego coś… niemiłego. Pomysł ograniczenia szybkości na drogach lokalnych z 90 do 80 km/h wkurzył kierowców, kryzys SNCF (kolei) –  jej pasażerów. Lewica uważa jego reformy za niszczenie modelu socjalnego, prawica ma pretensje do zmian obyczajowych. Macron zadarł nawet z armią, dymisjonując szefa sztabu generała Pierre’a de Villiersa w lipcu 2017 r., po tym jak ten skrytykował budżet przeznaczony na obronność.

 

Dla komunistów Macron to król Ubu, proamerykański liberał ekonomiczny, przyjaciel bankierów, globalista. Dla konserwatystów jego rządy oznaczają zapowiedź katastrofy społecznej, gospodarczej i kulturowej. Macron nie rozwiązał bolączek dotyczących emigracji, bezpieczeństwa wewnętrznego, sytuacji na przedmieściach dużych miast. Narodowcy oskarżają go o „ultraliberalizm” (bankier Rotszylda). Sebastienne Chenu, rzecznik FN twierdzi, że pogarsza się sytuacja bezpieczeństwa, relacji międzynarodowych, nie spada bezrobocie. Prezydent wprowadza natomiast reformy, których Francuzi wcale nie oczekują, jak np. zmiany we wspomnianym SNCF.

 

Były już polityk prawicy Philippe de Villiers z Wandei w pewnym momencie poparł Macrona. Dziś się z tego wycofuje i podkreśla, że działania prezydenta różnią się od składanych w rozmowach osobistych deklaracji. Zamiast rozwoju Europy opartej na współpracy narodów, Macron oskarża o „populizm” premiera Węgier i staje po stronie federalistów, „posypując solą rany europejskich podziałów”. Tymczasem to, co Macron nazywa „populizmem”, jest zdaniem de Villiersa po prostu „krzykiem ludzi” o normalność.

 

Kłopoty z zapleczem

Obecnie Francja przygotowuje się do rekonstrukcji rządu. Jest to poniekąd ucieczka do przodu przed dołującymi sondażami, ale też pewna konieczność. Z rządu odeszli MSW Gerard Collomb i minister ekologii, niezwykle popularny celebryta – Nicolas Hulot. Ów przedstawiciel dość skrajnego nurtu ekologicznego, po prostu poległ w zetknięciu z interesami gospodarczymi (m.in. problem odejścia od energii atomowej). Kilku innych ministrów zamieszanych jest w afery. Ostatnio głośno jest o szefowej resortu transportu Elisabeth Borne, której zarzuca się konflikt interesów (udzielona koncesja na autostradę A79 dla grupy Eiffage, w której była wcześniej dyrektorem).

 

Dochodzi do tego mało efektywna praca parlamentu. Na jaw wychodzi brak doświadczenia wielu deputowanych, ale także brak spoistości programowej. W LREM, który trochę przypomina „Front Jedności Narodu” z czasów PRL, znajdziemy ludzi o różnych orientacjach światopoglądowych i odmiennych doświadczeniach społecznych. Ujawniają się różnice polityczne, brak dyscypliny i pojawia się frakcyjność działań.

 

Afery

Największe osłabienie francuskiego prezydenta i spadek jego notowań wywołała z pewnością tzw. afera Alexandra Benalli. Został on oskarżony o pobicie uczestników demonstracji, która miała miejsce 1 maja 2018 r. Ubrany w kask policyjny i z policyjną opaską wyciągnął z tłumu kobietę, a później brutalnie bił jeszcze leżącego mężczyznę. Krewki Benalla okazał się fałszywym policjantem, a w rzeczywistości był jedynie dość samozwańczym ochroniarzem prezydenta. Opozycja zaczęła pytać, co taki człowiek robi w najbliższym otoczeniu głowy państwa? Dlaczego był uzbrojony w Glocka, miał stałą przepustkę do senatu, czy klucze od willi Macronów w nadmorskim kurorcie Le Touquet? Niejasna była tu rola MSW Gerarda Collomba, któremu zarzucono, że nie panuje nad służbami. Pisano wtedy o możliwych dodatkowych związkach ministra i Benalli, ponieważ obydwaj są członkami… masonerii. Sugerowano też możliwość intymnych związków Macrona z ochroniarzem. W najlepszym wypadku była to amatorszczyzna działań nowotworzonego LREM, który na początku zatrudnił Benallę do ochrony Macrona jeszcze jako kandydata na prezydenta, co umożliwiło dość niezwykły awans wywodzącego się z Maroka „Pierwszego Ochroniarza Republiki” . Sprawa trafiła do senackiej komisji, prokuratury, ale przede wszystkim dała dużo paliwa opozycji do krytykowania prezydenta. 71 procent ankietowanych Francuzów mówiło wtedy o szoku.

 

Niektórzy byli jednak jeszcze bardziej zszokowani po wizycie w Pałacu Prezydenckim z okazji „święta muzyki” grupy raperów ze środowiska LGBT. Poprzebierani za kobiety transwestyci w fatałaszkach rodem z sex shopów pozowali sobie do zdjęć z parą prezydencką. Macron był wyraźnie szczęśliwy.

Podobny uśmiech szczęścia błąkał się na ustach prezydenta na spotkaniu z czarnoskórymi gangsterami na Antylach. Na St. Martin Macron pozował do selfie z roznegliżowaną parą dwóch młodych mężczyzn, z których jeden w dodatku pokazywał do obiektywu znany gest z wyciągniętym palcem środkowym, powszechnie uznany za obelżywy.

 

Prezydentom Francji zarzucano często, pewien odziedziczony jeszcze po cesarstwie, niemal bizantyjski styl sprawowania władzy. Za Mitteranda ukrywano przez cały okres jego rządów fakt posiadania nieślubnej córki. Życie prywatne prezydentów okryte było tajemnicą, Francuzi widzieli ich jedynie na pałacowych salonach i w oficjalnych gabinetach. Wizerunek prezydentów na Olimpie popsuł trochę Sarkozy, który wszedł w rolę niemal celebryty (ślub z Carlą Bruni, narodziny ich dziecka, itp.). Hollande starał się być dyskretny, ale zdjęcia prezydenta jadącego na skuterze do nowej kochanki i tak przeciekły do mediów. Macron obłapiający się z Murzynami sięgnął tu jednak dna.

 

Polityka zagraniczna

Wróćmy jednak do spraw poważniejszych, chociaż to właśnie powyższe skandaliki obyczajowe najbardziej przyczyniły się do spadku popularności obecnego prezydenta. Swój „europejski” program Emmanuel Macron przedstawił na Sorbonie, gdzie mówił m.in. o wspólnej obronie europejskiej, wspólnej walce z „międzynarodowym terroryzmem”, działaniach na rzecz integracji migrantów, ochronie środowiska, cyfryzacji, ale przede wszystkim opowiedział się za przebudową strefy euro i wprowadzeniem do UE tzw. dwóch prędkości integracji. Dobrą wiadomością dla Pałacu Elizejskiego był upadek pomysłu utworzenia w Niemczech tzw. koalicji jamajskiej. Projekt Macrona dotyczący reformy strefy euro był źle postrzegany zwłaszcza przez niemieckich liberałów z FDP i ich szefa Christiana Lindnera. Zresztą sama Merkel też woli zachowywać pewien dystans wobec francuskich pomysłów.

 

Macron walczy też z Węgrami, Polską i Włochami. Jego zdaniem, to „populiści” są obecnie największym zagrożeniem dla UE. Jednocześnie nie dostrzega, że zagrożenie stanowi raczej masowa migracja, a ów „populizm” jest tu jedynie reakcją samoobronną wielu krajów. W analizie brytyjskich konserwatystów Macron jako „samozwańczy zbawiciel Europy” ze swoją przewrotnością, nadpobudliwością, narcyzmem, słabością charakteru i niespójnością działań zniszczy społeczną, kulturową oraz ekonomiczną tkankę kraju. Pod koniec tego „tragicznego sześciolecia” – prognozują konserwatyści – Francja utarci swoją tożsamość i kulturę, która od stuleci była jej chlubą i wartością. Rozdarty konfliktami naród, który odwróci się od swojego dziedzictwa i tożsamości, korzeni grecko-rzymskich i chrześcijańskich wartości, zniszczy swoje podstawy. Analiza prognozuje w związku z tym nawet możliwość przyszłego… Frexitu, za który odpowiedzialność poniesie Macron.

 

W działaniach Macrona rzeczywiście widać pewną chwiejność. Potrafi przyjmować w Wersalu Putina niczym cara, by zaraz po tym krytykować Rosję. Donald Trump jest podejmowany jako gość specjalny w święto narodowe, odbiera wspólnie z Macronem defiladę na polach Elizejskich. Później jednak gospodarz wzywa do większej samodzielności unijnej i stwierdza, że nie powinniśmy już liczyć na Stany Zjednoczone, a w ONZ wygłasza nawet mowę, której każdy element stanowi polemikę z amerykańskim przedmówcą.

 

Klimat i populiści

Te dwa tematy wydają się dość stałym motywem działań Macrona. W czasie przemówienia w Quimper w Breatnii mówił o „o odradzającej się w Europie zarazie nacjonalistycznego trądu” i „populistycznej fali”, która zagraża naszemu kontynentowi: „widzimy ich rozprzestrzeniających się po Europie jak trąd, w krajach, w których sądziliśmy, że już nie można będzie ich zobaczyć ponownie”. W tym kontekście, Macron wskazał , że szczególna rola spoczywa tu na elitach politycznych, dziennikarskich i ekonomicznych. Swoją tyradę Emmanuel Macron zakończył wezwaniem „do walki” z odradzającym się nacjonalizmem, z zamykaniem granic, strachem. Powołując się na rzekome zasady republikańskie, pośrednio, ale w mocnych słowach, opowiedział się za projektem wielokulturowej Europy.

 

Adresatem tej wypowiedzi były Stany Zjednoczone, ale też Włochy, które mają dość niekontrolowanego napływu emigrantów i Europa Wschodnia. Marine Le Pen pytała wówczas „Jak Prezydent Republiki Francuskiej może traktować rządy europejskich krajów jako „trąd”?!” I dodawała – „USA, Rosja, Wielka Brytania, Włochy, Grupa Wyszehradzka… Czy on chce wkurzyć cały świat?”.

 

W ONZ Macron odebrał tytuł „Mistrza Ziemi”. Nagroda była związana z jego poparciem dla walki z ociepleniem klimatu. Powiązanie tego faktu z dymisją ministra Hulota, który nie dał rady przeprowadzić swoich ekologicznych wizji, stało się jednak przyczyną wielu kpin z planetarnego „Mistrza”.

 

Macron a masoneria

Loże masońskie Francji pokładały od początku w nowym prezydencie sporo nadziei. Teraz jednak nawet niektórzy masoni wyrażają troskę o jego możliwe „odchylenie prawicowo-klerykalne”. Poszło o udział Macrona w Krajowej Konferencji Biskupów Francji, gdzie obiecał „naprawić relacje pomiędzy Kościołem a państwem”. Pojawiło się też jego kilka deklaracji o dziedzictwie i tożsamości Francji. Najwyraźniej zaniepokoiło to kilka lóż, zwłaszcza spod znaku mocno antyklerykalnego Wielkiego Wschodu. Ich zdaniem jakakolwiek próba odejścia od radykalnie antykościelnej interpretacji ustawy o laickości państwa z 1905 roku to „powrót klerykalizmu i implikacji religijnych do polityki”. Wielki Wschód Francji uważa, że niektóre działania prezydenta prowadzą do wprowadzenia katolicyzmu na salony polityczne, co jest sprzeczne z duchem laickości Republiki.

 

Wielki Mistrz Foussier na „święcie” paryskich komunardów nie krył zawodu Macronem. Jego zdaniem, „w zmieniających się czasach każdy wyłom w ustawie o rozdziale Kościoła i państwa musi martwić, bo przyczynia się do dekonstrukcji świeckiej budowli republikańskiej, zwłaszcza gdy pojawia się na najwyższym poziomie państwowym”. „Laicyzm jest spoiwem republikańskim i ochroną przeciw zakusom totalitaryzmu i obskurantyzmu” – dodawał Wielki Mistrz, który apelował do prezydenta, by ten nie pozwolił na „powrót do klerykalizmu w Republice”.

 

Po wyborze Macrona miał on poparcie większości lóż wolnomularskich. Od maja 2017 dochodzi jednak do pewnych tarć pomiędzy nimi na tle stosunku do religii, niektórych deklaracji prezydenta i definiowania zasady laickości państwa. O ile stanowisko Wielkiego Wschodu wydaje się tu skrajnie antyklerykalne, to już deistyczna Wielka Loża Francji i Wielka Loża Narodowa (GLNF i GLDF) są znacznie bardziej otwarte, a wielki mistrz tej pierwszej Philippe Charuel deklaruje, że jego obediencja popiera „edukację, tolerancję i dialog”. Relacje z lożami odpowiadają zresztą w pewien sposób stosunkom prezydenckiej partii LREM z lewicą (Wielki Wschód) i centrum (GLNF), chociaż nie zawsze kolor fartuszków pokrywa się tu także z barwami partii politycznych.

 

Wstrzemięźliwość Macrona w realizacji masońskich postulatów wynika jednak z politycznego pragmatyzmu. Właśnie niskie notowania społeczne nie pozwalają mu tu na wprowadzanie rewolucyjnych zmian. Stąd próba złagodzenia relacji z Kościołem, chociaż nie niesie ona żadnych koncesji ze strony prezydenta (o czym będzie jeszcze poniżej). Macron stara się nawet złagodzić radykalne ekscesy miejscowych „bezbożników”, którzy walczyli z krzyżami i pomnikami. Niezadowolone pozostają też środowiska LGTB. Co prawda zapowiada się legislacja „sztucznego zapłodnienia dla wszystkich”, która obejmie pary lesbijskie (PMA), ale już wynajmowanie kobiet do rodzenia dzieci dla par homoseksualnych (GPA) zostało odłożona na później. Pewien zastój panuje także we wprowadzaniu we Francji eutanazji. Te bardzo kontrowersyjne pomysły byłyby z pewnością przyczyną dużych protestów. Stosuje się tu więc łagodniejszą metodę… salami. Pewne mocno lewicowe grupy i radykalne środowiska nie są jednak z tego zadowolone.

 

Macron za to przyspiesza pewne pomysły rodem z rue Cadet (siedziba Wielkiego Wschodu), tam gdzie jest to możliwe bez wywoływania dodatkowych społecznych napięć. Tu można wymienić takie pomysły jak np. chęć obniżenia wieku obowiązkowej edukacji już od do lat trzech (więcej już się nie da, bo trzeba by dostarczać zapewne do szkół smoczki i pieluchy). Jest to konsekwentny ciąg działań, mający na celu całkowitą kontrolę państwa nad wychowaniem dzieci i odbieranie tej funkcji rodzinie.

 

Macron a sprawa polska

Niejaki Szymon Grela, przedstawiany jako socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge i analityk Fundacji Kaleckiego prognozował w ub. roku: „Macron często krytykuje polskie władze. Rząd PiS nazwał zdrajcami Europy, a Jarosława Kaczyńskiego sojusznikiem Putina. Zapowiadał, że będzie dążyć do ukarania Polski. Ale nie to jest najgorsze. Francuz ma ambitne plany przebudowy Unii Europejskiej. Jeśli dojdą do skutku, nasz kraj znajdzie się na politycznym aucie, a nasza gospodarka mocno oberwie”. Rzeczywiście wojenkę z Polską Macron zaczął jeszcze jako kandydat na prezydenta. Poszło wtedy o zakłady Whirpool przenoszone z Francji do Polski. Później była jeszcze dyrektywa o pracy delegowanej, która uderzała mocno w polskich pracowników i próba ataku na transport samochodowy, który zdominowała nasza część Europy. Obecne rządy w Warszawie postrzegane są jako „ultrakonserwatywne” i „populistyczne”. Dawny „trójkąt weimarski”, czyli współpraca francusko-niemiecko-polska rozleciał się jak domek z kart. Z tym, że przepowiednia p. Greli raczej się nie sprawdza. Pozycja Macrona słabnie, a jego wielkie plany reformy Europy podzielą zapewne los reform wewnętrznych.

 

Macron a Kościół

Najpierw było spotkanie w Kolegium Bernardynów w Paryżu prezydenta Emmanuela Macrona z katolikami Francji. Zorganizował je episkopat, a przewodniczący Konferencji Biskupów Francji, abp Georges Pontier w obliczu prób legalizacji „PMA dla wszystkich” mówił o zagrożeniach i „komercjalizacji ciała”. Wyraził też zastrzeżenia Kościoła wobec legalizacji eutanazji. Prezydent Macron bezpośrednio na te zastrzeżenia nie odpowiedział i ograniczył się do wielu pięknie brzmiących frazesów o potrzebie współpracy, które jednak w napiętej sytuacji społecznej miały raczej za zadanie wygasić konfrontacyjne postawy.

 

Media mocno na wyrost donosiły: „Bezprecedensowe wystąpienie prezydenta Francji na forum konferencji episkopatu”, „Emmanuel Macron spotkał się z francuskimi biskupami. Chce poprawy relacji”, „Prezydent Macron zachęca katolików do angażowania się w sprawy społeczne”, „Macron wyciąga rękę do katolików?”.

 

Mistyfikacja i próba uwodzenia katolików czy rzeczywiście przełom? Odpowiedzi na to pytanie udziela analiza samego przemówienia prezydenta. Zawiera ono wiele elementów ciekawych, niesłyszanych przez ostatnie lata rządów lewicy, ale raczej nie przełomowych. Wśród sympatycznie brzmiących dla katolickiego ucha słów są jednak i wyraźnie wyznaczone granice katolickiego zaangażowania. Samo uznanie jakiejś duchowości człowieka, przy jednoznacznie antropocentrycznej wizji świata i moralności bardziej przypomina etykę masońską niż zbliżenie prezydenta, zadeklarowanego agnostyka, do chrześcijaństwa.

 

Macron ma np. swoiste pojęcie „świętości”, bliższe ogólnej idei masońskiego „braterstwa”. Tłumacząc, że nie łamie idei laicyzmu wyjaśnia, że „mamy męczenników i bohaterów wszystkich wyznań, w tym ateistów. Uważam, że laickość nie polega na zaprzeczaniu duchowości w imię doczesności, ani na wymazywaniu sacrum z aspektu społecznego”.

 

Mówił także wprost o niestabilności obecnej struktury społecznej, która nie pozwała na wykluczanie katolików (przy stabilności może być już jednak różnie). Prezydent Francji zauważył, że „eurodeputowani odrzucili chrześcijańskie korzenie Europy, ale historyczna oczywistość czasami nie potrzebuje zapisów. Nie korzenie są dla nas ważne, bo równie dobrze mogą być martwe. Liczą się ich żywotne soki, a katolicki sok wciąż może jeszcze ożywiać nasz naród”. Dość ładnie, z tym, że owe „korzenie” wycięła jednak właśnie Francja.

 

Macron zwrócił się do katolików o trzy dary, których potrzebuje od nich Republika („dar waszej mądrości, dar waszego zaangażowania i dar waszej wolności”). Użył też w przemówieniu zaskakującego jak na Francję zwrotu „życie dziecka mającego się narodzić”, ale na tym jego gesty się wyczerpały. Zakres współpracy państwa i Kościoła został ograniczony przede wszystkim do tematu… emigracji. Macron powołał się tu nawet na papieża Franciszek i arystotelesowską cnotę równowagi w „roztropności”, która ma przyświecać poczynaniom Francji w tej materii („realistyczny humanizm”).

 

Pole wspólnej działalności wg prezydenta to czynniki wywołujące zjawisko masowej emigracji „zachwianie równowagi na świecie: konflikty polityczne, ubóstwo ekonomiczne i społeczne, wyzwania klimatyczne”. Na emigracji, ochronie środowiska i działalności charytatywnej rola Kościoła jeszcze się nie kończy. Stwierdzenie prezydenta Macrona, że „w tej charakterystycznej dla Kościoła wolności słowa jest coś, co może oświecić nasze społeczeństwo: wola Kościoła, by zainicjować i podtrzymać wolny dialog z islamem”, to już prawdziwe novum wyznaczone misji katolików. Macron dodał nawet, że „nie ma zrozumienia islamu bez pośrednictwa duchownych, nie ma między religijnego dialogu bez religii”.

 

Dalej były już właściwie tylko ostrzeżenia –„słyszę rygorystyczny głos Kościoła dotyczący fundamentów człowieczeństwa” i rodziny, ale… „Stoimy wobec społeczeństwa, w którym formy rodzinne zmieniają się radykalnie, a status dziecka jest niekiedy niejasny. Francuzi pragną zakładać tradycyjne komórki rodzinne, ale ich wzorce rodzinne są mniej tradycyjne. Zasady głoszone przez Kościół stają w konfrontacji z złożonymi realiami życia”. Macron przywołuje tu przykład „codziennego” stykania się kapłanów i katolickich organizacji „z rodzinami rozbitymi, homoseksualnymi, rodzinami stosującym aborcję, czy in vitro, z rodzinami podzielonymi w wierze”. I dalej dość ważny fragment: „Kościół niestrudzenie towarzyszy ludziom w tych delikatnych sytuacjach i próbuje pogodzić różne zasady i realia. Nie twierdzę, że praktyka (doświadczenie) znosi lub unieważnia stanowisko Kościoła. Mówię tylko, że tu też musicie znaleźć granice”. Macron ma też wątpliwości co do braku nieograniczonego przyrostu naturalnego i braku kontroli narodzin („produkcja żywych istot nie może rozciągać się w nieskończoność, nie podważając samej idei człowieka i życia”). Koresponduje to z jego zaangażowaniem „klimatycznym”. Ostatnio AFP udowadniała Francuzom, że najlepszym sposobem ograniczania emisji dwutlenku węgla, 60 razy skuteczniejszym od np. wymiany samochodu na bardziej ekologodziną hybrydę, jest… rezygnacja z posiadania dziecka.

 

Na tym jednak nie koniec. Macron powiedział katolikom wprost, że „głos Kościoła nie może być nakazem”, a sam Kościół jako instytucja może tylko… zgłaszać swoje wątpliwości. Granice wolności Kościoła zostały więc nakreślone dość jasno. Poza mglistą koncepcją uznania jakiejś duchowości człowieka, nie padła pod adresem wierzących ani jednak konkretna obietnica. Mieliśmy za to do czynienia z wyznaczeniem zakresu społecznego zaangażowania katolików do tematów emigracji, ekologii, czy dialogowania z islamem.

 

Prezydent Macron wybrał się też do Watykanu. Według oficjalnego komunikatu, Franciszek i Macron omówili przede wszystkim kwestie… emigracji, zmian klimatycznych, laicyzmu, dialogu międzyreligijnego i Europy. Było to więc powtórzenie „dialogu” kolegium paryskiego. Macron znalazł u Franciszka poparcie w sprawie emigrantów, chociaż motywy takiej współpracy są zupełnie inne (miłość bliźniego z jednej strony, a projekt wielokulturowej Europy z drugiej). Francuski prezydent skonfrontowany z twardą postawą sprzeciwu wobec dalszego przyjmowania migrantów także na zachodzie Europu szuka tu sojuszników. Stąd pojawiające się nawet opinie o cynicznej „grze” Macrona z Watykanem. Kontekstem dla wizyty Macrona w Stolicy Apostolskiej była bowiem polityka międzynarodowa i chęć wykorzystania Franciszka w grze przeciw nowemu „populistycznemu” rządowi Włoch.

 

Jowisz

Jowisz był w mitologii rzymskiej bogiem nieba, burzy i deszczu, ojcem bogów. Nadany Macronowi taki właśnie przydomek Jupitera dziś pozostaje czystą ironią. Zapętlony w swoich reformach polityk, z niekarną armią członków partii i z wyraźnymi problemami wizerunkowymi przestał być nową nadzieją Francuzów i wschodzącą gwiazdą nowej epoki politycznej. Wszystko wskazuje na to, że będzie to kolejny niezbyt udany prezydent, który ma tu nawet szansę przebić niepopularnością swojego socjalistycznego poprzednika.

 

Bogdan Dobosz

 

 

 

Zobacz także:

 

Bogdan Dobosz „Emiraty Francuskie”

 

Emiraty Francuskie

Czy Francja stała się już republiką islamską?

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij