W „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst Pospieszalski w nowej roli. Co były propagandzista TVP robi w galerii sztuki współczesnej. Lewicowemu publicyście nie spodobał się fakt, że tytułowy bohater miał okazję oprowadzić grupkę zwiedzających po wystawie w Zamku Ujazdowskim. Opinia opinią, ale szczerze mówiąc, trudno doszukać się jakiejś sensownej myśli w tym ataku…
Autor raczył już w tytule określić osobę atakowanego – cytuję – „byłym propagandzistą TVP”. Czy można być bardziej nieuczciwym, a przy tym bardziej żenującym w swojej nieuczciwości? Kto jak kto, ale to właśnie Jan Pospieszalski dawał w swoim programie Warto rozmawiać przykład otwartości na dialog, a gdy uznał, że nie może dłużej przebywać właśnie w otoczeniu propagandystów z TVP, to podjął – niełatwą przecież, ale świadczącą o jego sumieniu – decyzję o odejściu.
Kiedyś „Gazeta Wyborcza”, choć zajadła w swej nienawiści do wszystkiego, co ukonstytuowało zachodnią cywilizację, to siliła się przynajmniej na bardziej wyszukaną retorykę. A tu proszę – tak grubo ciosany obuch już w tytule…
Wesprzyj nas już teraz!
Czy jest sens cytować fragmenty artykułu pana Witolda Mrozka? Nie byłoby to łatwe, gdyż został skonstruowany niczym ściana w mieszkaniu paranoicznego tropiciela „płaskoziemców”, na której nakleja on pozbawione logicznego związku wycinki z gazet, dokumentujące urojony spisek przeciwko oświeconemu, demokratycznemu światu. I tak roi się w tekście od „skrajnej prawicy”, „sztuki smoleńskiej”, „faszystowskich sympatii”, eurosceptyków oraz sceptyków masek i entuzjastów amantadyny… Wszystko oczywiście bez istotnego związku z omawianymi wydarzeniami w Centrum Sztuki Współczesnej.
W jakim właściwie celu powstał ten tekst, trudno powiedzieć, gdyż nie wnosi on nic więcej niż odświeżenie w głowach czytelników wyżej wymienionych – nomen omen, propagandowych – klisz. Zmieniają się tylko miejsce i osoby. Tak jakby funkcjonariusz lewicowego medium otrzymał zlecenie: Weź tę parę łatek (one zawsze chwytają), poudawaj, że słuchasz, a potem przyklei – i gotowe!
Autor skrzętnie wyłowił wypowiedzi jakiejś nadgorliwej pani (z gatunku tych, co to całym złem tego świata obarczają nację na „ż”), z tym że nawet to niczemu nie służy, ponieważ jednocześnie z cytowanych fragmentów dialogu z Janem Pospieszalskim wynika, że ten dyplomatycznie wybrnął z jej zaczepki na temat „zamachu smoleńskiego”. Ale nie ma to jak soczyste pars pro toto! I furda, że to pars z zupełnie innej bajki…
A może lewicowemu publicyście po prostu przeszkadza fakt, że osoba o konserwatywnej wrażliwości – brrr! – ośmieliła się w ogóle zająć kulturą, którą przecież pogrobowcy Marksa i szkoły frankfurckiej uważają za swoją wyłączną domenę?
W każdym razie możemy odetchnąć z ulgą, gdy gazeta na „W” po raz kolejny udowadnia, że ostrze jej rewolucyjnej zjadliwości utraciło swą intelektualną zadziorność, a jedyne, co pozostało, to nienawiść w trochę czystszej – a więc prostszej do obnażenia – postaci, będącej niechybnym znakiem „epoki” schyłkowej tego medium, tak niegdyś zasłużonego w niszczeniu polskiej tkanki społecznej…
Filip Obara