– O ile każdy z nas w trakcie tej rozmowy może kilkadziesiąt razy, zgodnie z utopią gender, zmienić swoją tzw. orientację seksualną, co według ideologów byłoby wzniosłe i chwalebne, to jednak pod żadnym pozorem nie wolno zmieniać tzw. orientacji homoseksualnej. Jakiekolwiek próby w tym zakresie, chociażby poprzez terapię reparatywną, są zbrodnią przeciwko ludzkości i wyrazem totalnej nienawiści – mówi w rozmowie z PCh24.pl ksiądz profesor Paweł Bortkiewicz TChr.
Jak obecnie rozumieć pojęcie inżynierii społecznej?
Wesprzyj nas już teraz!
Jest to bez wątpienia kluczowe pytanie dla współczesnego świata. Bardzo często wydaje się nam, że inżynieria społeczna to element przeszłości wiążący się albo ze starożytnymi projektami utopijnymi, które nie zostały zrealizowane, albo z utopią komunistyczną, która po części została wdrożona. Ja jednak nie zgadzam się z takim patrzeniem na ten problem. Jestem bowiem głęboko przekonany, że inżynieria społeczna nabrała nowego wymiaru i jest realizowana poprzez nowe utopie m.in. przez utopię gender.
Celem nowych projektów utopijnych jest stworzenie nowego człowieka i nowego społeczeństwa, w którym nie będzie liczyła się wartość ludzkiego życia, tylko jego jakość. Ludzka tożsamość ma zostać obdarta z wymiaru religijnego, rodzinnego i narodowego. To właśnie te trzy kwestie są dzisiaj szczególnie demontowane, ponieważ w imię utopii globalizmu próbuje się stworzyć człowieka ponadnarodowego, bezpłciowego, który sam sobie jest bogiem. Tym jest właśnie współczesna inżynieria społeczna i tak ją trzeba rozumieć.
Kilkukrotnie użył Ksiądz profesor słowa utopia, które kojarzy się raczej jako coś pozytywnego, do czego wszyscy powinniśmy dążyć i co powinniśmy tworzyć. Dlaczego Ksiądz profesor używa tego pojęcia jednak w negatywnym znaczeniu?
Na spotkaniu promującym książkę „Gender. Projekt Nowego Człowieka” pan profesor Jerzy Kaczmarek – socjolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu – podkreślał za Karlem Mannheimem rozróżnienie między ideologią a utopią. Ideologia jest rzeczywistością, która utwierdza pewien nowy projekt społeczny. Utopia z kolei jest tym, co projektuje nową wizję społeczeństwa. I właśnie tak powinniśmy dzisiaj rozumieć pojęcie utopii.
Nie jest to już pojęcie kojarzone z dobrobytem, sprawiedliwością i solidarnością, ale z zaprzeczeniem tych pięknych słów. Jedynym wyznacznikiem utopii ma być totalna równość i nie chodzi tutaj o równość wobec prawa.
W utopii marksistowskiej mieliśmy jednak podział płciowy. Pierwsi sekretarze i ich pomagierzy zwracali się do ludu słowami: „obywatelki i obywatele”, „towarzyszki i towarzysze”, „traktorzystki i traktorzyści” etc. Obecnie jednak słyszymy, jak rewolucjoniści bredzą o miliardzie miliardów płci i jak tak dalej pójdzie, to podział na mężczyzny i kobiety zostanie zlikwidowany, a słowa te zostaną usunięte ze słowników. Jak to interpretować? Rewolucja wchodzi na wyższy poziom?
Właśnie tak. Rewolucja wchodzi na wyższy poziom i powiem więcej: to dopiero początek! Możemy jedynie przewidywać, co nastąpi dalej, ale pierwsze zwiastuny widzimy już dzisiaj.
Co ma Ksiądz profesor na myśli?
Jakiś czas temu w rozmowie z pewną dziennikarką spotkałem się z bardzo mocną krytyką łączenia ideologii gender z marksizmem czy neomarksizmem. Moja rozmówczyni twierdziła, że na studiach genderowych, w których ona uczestniczyła dla celów poznawczych, ideologia czy też filozofia marksistowska jest krytykowana. No cóż… Pozwolę sobie przypomnieć, że marksizm nigdy nie przedstawiał siebie jako doktryny nierówności, poniżania człowieka, dyskryminacji, prześladowania i mordu. Najpewniej więc dzisiaj na studiach genderowych nie prezentuje się ideologii gender jako spuścizny czy też poprawionej wersji marksizmu.
Jestem jednak głęboko przekonany – i tej tezy będę bronił z ogromną zapiekłością – że gender jest radykalną formą marksizmu. Fryderyk Engels w XIX wieku pisał w jednej ze swoich prac o pochodzeniu rodziny, że archetypem wszelkiego wyzysku jest ucisk kobiety przez mężczyznę w heteroseksualnym, monogamicznym małżeństwie. Ta koncepcja Engelsa jest dzisiaj radykalnie realizowana, czego wyrazem jest obecnie właśnie ideologia gender.
Aż strach pomyśleć, co będzie następne…
Myślę, że najuczciwiej, jakkolwiek to nie zabrzmi, sprawę stawiają same studia genderowe, które bardzo mocno otwierają się na animal studies. Pamiętam znakomity artykuł z lat 80. XX wieku autorstwa księdza profesora Tadeusza Stycznia i księdza profesora Andrzeja Szostka pt. „Liberalizm po marksistowsku”. Obaj etycy pokazywali, że klasyczny marksizm, który wyszedł z detronizacji Boga, poprzez odrzucenie wraz z Bogiem prawdy i natury człowieka, w miejsce „klasycznej koncepcji prawdy” wcisnął „pragmatyczną koncepcję prawdy”, czyli taką, która ustanawiana jest mocą rewolucji i czynu. Ks. Styczeń i ks. Szostek kończyli swoją analizę pytaniem: skoro człowiek został na początku wyzwolony od Boga, to ku czemu został wyzwolony? Powtórzę, bo to arcy-ważne: ku czemu człowiek został wyzwolony, skoro został postawiony w miejsce Boga?
Obaj kapłani twierdzili, że jedynym i logicznym pułapem tego wyzwolenia są stosunki społeczne i ekonomiczne, które tworzą człowieka w koncepcji marksistowskiej. A zatem człowiek zostaje wyzwolony do czegoś, co jest poniżej niego. Konkluzją tego artykułu było proste stwierdzenie, które ogromnie w tamtych latach rozsierdziło marksistów, mianowicie: proces liberalizmu marksistowskiego, proces wyzwolenia marksistowskiego jest to proces prowadzący od postulowanego ubóstwienia do faktycznego ubestwienia, zezwierzęcenia człowieka.
Gdybyśmy dokonali wzorem Leszka Kołakowskiego analiz różnych nurtów marksizmu i neomarksizmu, to myślę, że wszystkie moglibyśmy sprowadzić do tej właśnie tezy: marksizm i neomarksizm postulują rzekome ubóstwienie człowieka, ale w rzeczywistości prowadzą do jego faktycznego ubestwienia. To widać właśnie w ideologii, czy utopii gender, która odbierając przywilej Stwórcy i przecząc prawdzie stworzenia człowieka mężczyzną i kobietą doprowadza osobę ludzką do bliżej nieokreślonej „orientacji seksualnej”, a mówiąc może bardziej realistycznie: sprowadza człowieka do wymiaru popędu, instynktu seksualnego.
Skoro więc człowiek został zaprogramowany na drogę ku zezwierzęceniu, to naturalnym jest, że po gender studies następnym krokiem będzie animal studies i proces zrównania człowieka ze zwierzęciem.
Czy na tych wszystkich gender studies jest o tym mowa? Czy chociaż sugeruje się to zainteresowanym, że taki będzie kolejny krok rewolucji?
Tego nie wiem, ponieważ nie byłem i nie zamierzam być uczestnikiem tej straty czasu, jaką jest gender studies. Widzimy jednak, że prominentni pracownicy gender studies stają się jednocześnie prekursorami kierunku animal stadies. Wystarczy prześledzić bliżej programy tych studiów, chociażby na Uniwersytecie Warszawskim, aby znaleźć programy, które prowadzą od jednego kierunku do drugiego.
Czy nie jest to jednak nadużycie?
Nie. To tylko pokazuje pewne trendy i orientacje, jakie wyrażają się we współczesnym szkolnictwie. Nadużyciem jest promowanie ideologii gender czy też utopii gender na uczelniach. Dopóki nie podejmiemy jednoznacznych, radykalnych działań, które wyrzucą na zbitą twarz ideologię gender z polskich uczelni, dopóty będziemy mieli ten chaos, który istnieje.
Niestety w Polsce fałszywie rozumie się wolność nauki i wolność słowa, przez co tego typu ideologie i utopie, które są destrukcyjne w stosunku do człowieka i społeczeństwa, mają się coraz lepiej.
Czytając wywołaną już przez Księdza profesora książkę „Gender. Projekt nowego człowieka”, która jest przyczynkiem do naszej rozmowy, zauważyłem swoistą ewolucję rewolucji związanej z inżynierią społeczną. Na początku marksiści wmawiali światu, że walka klas jest czymś naturalny, swoistą koniecznością dziejową. Po roku 1968, kiedy to wybuchła rewolucja seksualna, dominowały argumenty emocjonalne, że nikogo nie wolno wykluczać, każdy może kochać kogo tylko chce etc. Teraz zaś rewolucja gender przeszła na poziom naukowy i próbuje się tłumaczyć wszystkie związane z nią bzdury i dyrdymały naukowo. Z czego to wynika?
Nie do końca mogę się z Panem zgodzić. Narracja naukowa, o którą Pan pyta, istniała od samego początku rewolucji, tyle że nie była ona dominująca. Proszę zauważyć, że marksizm na przykład bardzo mocno wspierał teorie ewolucji po to, żeby wykazać przez nią oderwanie człowieka od Boga i potwierdzić monizm materialistyczny, który w doktrynie marksistowskiej jest obowiązujący. Stąd mówiło się o naukowych podstawach marksizmu, właśnie do tak a nie inaczej rozumianego ewolucjonizmu.
To samo tyczy się rewolucji seksualnej. Tam również można odnaleźć całkiem sporo wątków naukowych, którymi próbowano usprawiedliwić cały ten panseksualizm. Zgadzam się z Panem w tym, że to właśnie dzisiaj ideologia gender stała się przedmiotem studiów i rzeczywistością obecną na uniwersytetach. Można się zastanowić, dlaczego właśnie dzisiaj największy nacisk położono właśnie na naukowe uzasadnienie nowej utopii. Głównym powodem jest bez wątpienia próba legitymizacji utopii gender. Nie muszę jednak dodawać, ile warte są tego typu „naukowe wnioski” ideologów.
W książce „Gender. Projekt nowego człowieka” pani profesor Alina Midro odniosła się do najbardziej podstawowego i najbardziej empirycznego podłoża, jakim jest genetyka. Udowodniła ona, że geny nie determinują zachowań seksualnych człowieka. To samo przeczytamy w dziesiątkach artykułów w prasie naukowej, jaka ukazuje się na całym świecie, gdzie totalnie obalane są powielane przez lata treści na temat istnienia tzw. genu homoseksualnego.
Mimo tych twardych empirycznych faktów strona genderowa nadal idzie w zaparte, a to, co nie pasuje do jej narracji, jest podważane, dyskredytowane. Autorom zarzuca się kłamstwo bądź atakuje ich personalnie. Krótko mówiąc: jeśli prawda jest niewygodna dla genderystów, to z miejsca ją odrzucają. Skoro genderyści odrzucają prawdę na poziomie biologicznym, empirycznym, to nie sposób dziwić się, że jest ona odrzucana również na poziomie nauk psychospołecznych czy kulturowych.
Warto jednak przypomnieć, że przez ten słynny „gen homoseksualny” redakcja „Gazety Wyborczej” przez jakiś czas była przeciwko aborcji, ponieważ Polacy jako konserwatyści, gdy tylko dowiedzą się, że dziecko w łonie matki posiada taki gen, to z miejsca będą chcieli je… UWAGA, UWAGA! – zamordować, a tego nie wolno robić, bo to złe…
Proszę zwrócić uwagę, że w tym przypadku „Gazeta Wyborcza” nie pisała o płodzie, tylko dziecku. Mało tego: nie było powtarzania haseł o wolności wyboru czy też, że ciało kobiety to jej sprawa… Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. O ile każdy z nas w trakcie tej rozmowy może kilkadziesiąt razy, zgodnie z utopią gender, zmienić swoją tzw. orientację seksualną, co według ideologów byłoby wzniosłe i chwalebne ideologów, to jednak pod żadnym pozorem nie wolno zmieniać tzw. orientacji homoseksualnej. Jakiekolwiek próby w tym zakresie, chociażby poprzez terapię reparatywną są zbrodnią przeciwko ludzkości i wyrazem totalnej nienawiści.
To prowokuje do zastanowienia się, czy w całym tym chaosie kilkudziesięciu tzw. orientacji seksualnych, tych różnych niewiarygodnych i zupełnie niezrozumiałych opcji seksualnych typu genderfluid, agender, two spirit etc., tak naprawdę w gruncie rzeczy nie chodzi o jedno – o totalną promocję homoseksualizmu.
No właśnie! Widzimy to chociażby w tzw. standardach WHO. Skoro część ekspertów tej organizacji uważa, że istnieje „gen homoseksualny”, to dlaczego promuje ona, aby chłopcy przebierali się za dziewczynki, a dziewczynki za chłopców?
Trudno jest zrozumieć te procesy, chyba że dostrzeżemy, że w tych wszystkich działaniach chodzi po prostu o osłabienie autentycznej i jedynej tożsamości osobowej człowieka, a w tej rozchwianej tożsamości może najłatwiej pojawić się tzw. orientacja homoseksualna. Temu właśnie mają służyć tzw. standardy edukacji seksualnej WHO, aby promować zachowania, które będą ułatwiały wykształcenie w dziecku tzw. pociągu homoseksualnego.
Wszystko po to, żeby stworzyć nowego człowieka. Tylko po co? I druga sprawa: z czym mamy do czynienia? Z inżynierią społeczną czy nową odsłoną eugeniki?
To bardzo dobre pytanie. Warto bowiem zastanowić się, czy mamy do czynienia z klasyczną eugeniką, czy też z jakąś odwróconą eugeniką, w której chodzi raczej o osłabienie ludzkiej populacji, a w konsekwencji o depopulację. To jest chyba pytanie, które dzisiaj trzeba stawiać. Zauważmy, że wspólnym mianownikiem działań związanych chociażby z rozwojem tzw. ekologii głębokiej czy z przemianami prawno-cywilizacyjnych, polegającymi na wypromowaniu tzw. praw reprodukcyjnych, jest w rzeczywistości niszczenie i likwidacja ludzkiego życia. Jeśli dodamy do tego kwestię demograficzną, to widzimy, że to wszystko zmierza w gruncie rzeczy do depopulacji.
Na szczycie klimatycznym w Kopenhadze na początku tego wieku padło stwierdzenie, że winę za globalne ocieplenie ponosi człowiek, ponieważ oddycha przez co produkuje dwutlenek węgla i w związku z tym, aby uratować „Matkę Ziemię” przed katastrofą należy wdrożyć w życie pakiet aborcja, antykoncepcja, sterylizacja. Wcześniej w Pekinie kobiety uchwaliły na swoim zjeździe światowym, że podstawowym prawem kobiety jest reprodukcja. Jeszcze wcześniej na konferencji w Kairze uznano, że trzeba po prostu ratować świat przed przeludnieniem za pomocą wymienionego już pakietu: aborcja, antykoncepcja, sterylizacja. W związku z tym można śmiało postawić tezę, że głównym celem trwającej rewolucji jest po prostu depopulacja.
Chce Ksiądz powiedzieć, że do tego „pakietu” – aborcja, antykoncepcja, sterylizacja – teraz po prostu dodano ideologię gender i pakiet LGBT?
Tak. Przecież w pakiecie LGBT, jeżeli dokonuje się rozchwiania tożsamości człowieka, to w gruncie rzeczy służy to – przepraszam za nieładne określenie – osłabieniu reprodukcji. Osoba, która właśnie nie bardzo jest zorientowana, kim tak naprawdę jest i wykazuje zmieniający się pociąg seksualny w zależności od nastroju, nie jest zdolna do tego, aby wejść w relację trwałego związku i relację prokreacyjną.
Po drugie: ideologia LGBT promuje bardzo mocno pakiet aborcja, antykoncepcja, sterylizacja, bo – jak głosi – wyrazem wyzwolonej kobiety jest całkowite odrzucenie macierzyństwa. Powiem więcej: według „tęczowych” ideologów odrzucenie macierzyństwa to synonim wolności kobiety. Jak pisała Simone de Beauvoir w książce „Druga płeć”: wśród wszystkich ssaków ludzka samica, bo tak określała ona kobietę, jest najbardziej zniewolona poprzez swoją biologię i swój układ rozrodczy i dlatego wyzwolenie kobiety domaga się wyzwolenia jej z macierzyństwa.
A co z wyzwoleniem np. lwic, które muszą iść na polowanie, bo lwy akurat wylegują się na słońcu? One nie zasługują na wyzwolenie?
No cóż… To chyba jeszcze jak na razie nie stanowi przedmiotu szczególnych zainteresowań ruchu genderowego, ale niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości wraz z rozwojem animal stadies w połączeniu z tzw. ekologią głęboką też stanie się to przedmiotem kolejnych namysłów i działań.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek