15 marca 2021

Genderowe budżetowanie na topie. To już nie są tyko ekscesy Zielonych

Jeszcze w czasach PRL-u polityków partii Zielonych na Zachodzie nazywano arbuzami. Chodziło o zieloną „okładkę” i zawartą w środku ideologiczną czerwień. Czasy się zmieniły o tyle, że w wielu obszarach „postępowości” Zieloni prześcignęli nawet niektóre partia komunistyczne. Wystarczyło posłuchać przedstawicieli tej partii podczas debaty o LGTB w Parlamencie Europejskim. Kiedy eurodeputowana Spurek wygłasza swoje tyrady w Brukseli można się jeszcze uśmiechnąć lub nawet zatroskać o jej stan. Kiedy jednak Zieloni dochodzą już do władzy, od ich „odjazdów” cierpią konkretni ludzie.

 

Ekscesy Zielonych

Wesprzyj nas już teraz!

W ostatnich wyborach samorządowych Zieloni przejęli samorządy kilku dużych miast francuskich. Od tego czasu nie ma praktycznie tygodnia bez informacji o nowych ekscesach lokalnych władz. Była już likwidacja choinki na Boże Narodzenie i wprowadzenie „Karty praw drzew” (Bordeaux), przeganiano z miast „nieekologiczne” etapy Tour de France, rezygnowano z tradycji miejskich związanych z katolicyzmem (Lyon,) dania wegetariańskie zapanowały w szkolnych stołówkach (Lyon), a dokuczające mieszkańcom szczury i pluskwy zamiast zwalczać, postanowiono udomowić wprowadzając dla nich kategorię naszych „współbiesiadników” (Strasburg). To tylko niektóre i to te mniej groźne wybryki Zielonych. Na szczeblu krajowym Zieloni są za zakazem badania wieku migrantów (ma to być ich stygmatyzowanie), czy za pomysłem praw wyborczych dla 16-latków (pajdokracja). Petycję w tej sprawie wystosowały grupy parlamentarne Ekologia-Demokracja-Solidarność (EDS), Zieloni (EELV) i lewacka Zbuntowana Francja (FFI). Nic dziwnego, bo ich często infantylna polityka zyskałaby wtedy dodatkowe poparcie niedojrzałych wyborców.

 

Robi się jednak jeszcze groźniej, kiedy tacy politycy zaczynają swoje często obłędne pomysły aplikować społeczeństwu. Dzięki Zielonym do francuskich miast dotarł np. pomysł „genderowego budżetowania”. Nie jest niczym nowym, bo w pewnym zakresie elementy wydatków budżetowych, nawet całych państw, ocenia się przez pryzmat „równości płci”. Jednak Lyon i Rennes są pierwszymi we Francji miastami, które robią to z budżetem lokalnym, w dodatku w sposób bardzo zaawansowany i szczegółowy.

 

„Gender budgeting”

Definicja „gender budgeting” Rady Europy mówi, że chodzi o „planowanie budżetu z uwzględnieniem aspektu płci, które pomaga uwzględnić potrzeby kobiet i mężczyzn przy wydatkowaniu środków publicznych”. Celem jest tu „promowanie równości płci”. Takie pomysły pojawiły się pod koniec lat 60. w USA na fali rewolucji obyczajowo-społecznej. Dość szybko idee takie przedostały się do „postępowych” postulatów różnych deklaracji i międzynarodowych dokumentów, od ONZ przez MFW, OECD, po UE. Pojęcie „budżetowania według płci” zostało po raz pierwszy wprowadzone przez Radę Europy w 2005 roku.

 

W praktyce „genderowe budżetowanie” wprowadzono najwcześniej w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie w Kalifornii i Georgii. San Francisco w Kalifornii zaczęło opracowywać budżet uwzględniający kwestie płci od 1998 roku, hrabstwo Fulton w stanie Georgia od 2007 roku.

W krajach OECD w 2019 r. pewne elementy oceny budżetów w aspekcie równości płci istniały w Austrii, Belgii, Włoszech, Portugalii i Hiszpanii. Poza UE, m.in. w Islandii, Korei Południowej, Meksyku, a nawet w Maroko i Afganistanie. Trzeci świat stał się zresztą poletkiem doświadczalnym uzależniania pomocy od promowania „równości”, co czasami przybiera zresztą postać karykaturalną.

 

W 2015 Vĕra Jourová, unijna komisarz ds. sprawiedliwości, spraw konsumenckich i równości płci, ogłosiła przyjęcie przez Komisję Europejską listy działań, które mają zapewnić równość homoseksualistów, biseksualistów, osób transpłciowych i hermafrodytów (LGBTI). Przepisy „antydyskryminacyjne” miałyby stać się nie wyjątkiem, ale zasadą. Komentatorzy zwracali uwagę, że taka dyrektywa może skutecznie ograniczać wolność słowa, wolność sumienia i wolność gospodarczą. Wkładu KE w tym dziele nie można przecenić.

 

Genderowa jaczejka w Wilnie

Agendą UE jest też Europejski Instytut ds. Równości Kobiet i Mężczyzn (EIGE) z siedzibą w Wilnie. Opracował on cały „zestaw narzędzi” do sporządzania budżetu z uwzględnieniem aspektu płci. Agencja powstała w 2010 roku. Co ciekawe, Trybunał Obrachunkowy UE zauważył, że w samej agencji ma miejsce… dyskryminacja. W 2019 roku sąd w Wilnie wydał wyrok na korzyść pięciu byłych pracowników Instytutu, którzy oskarżyli go, że przez 5 lat zatrudniano ich na „umowach śmieciowych” za niższe wynagrodzenie. Zauważono także „z zaniepokojeniem nierówny udział mężczyzn (siedmiu członków) i kobiet (23 członkinie) w zarządzie” EIGE.

 

Na czele EIGE stoi pani Virginija Langbakk. Ma tytuł magistra językoznawstwa Uniwersytetu Wileńskiego i „praktykę równościową” w Szwecji. Wśród współpracowników Instytutu z Polski pojawia się nazwisko pani Barbary Limanowskiej. To „wykładowca gender studies” z doświadczeniami w Holandii. Studiowała historię sztuki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, a w 1984 wyemigrowała do Holandii, gdzie uczestniczyła przy projektach feministycznych. Po powrocie do Polski, w 1993 roku założyła stowarzyszenie „La Strada”. W „Wysokich obcasach” krytykowała np. „Orliki”, z których korzyści będą mieli bardziej chłopcy, niż dziewczynki. Postulowała, by w Ministerstwie Sportu pojawiła się osoba odpowiedzialna za „gender mainstreaming”. To ona także opowiadała o wpływie gender na… odśnieżanie ulic w Szwecji: „W miejscowości Karlskoga piesi zimą ulegali licznym wypadkom spowodowanym opadami śniegu. Chodniki odśnieżano bowiem w ostatniej kolejności, najpierw pługi wyjeżdżały na drogi. Okazało się, że najczęściej wypadkom ulegają kobiety. Odprowadzały dzieci do szkoły, chodziły po zakupy, rzadziej niż mężczyźni wsiadały do samochodów, częściej szły do komunikacji miejskiej, do przystanków. Postanowiono zmienić harmonogram działań: najpierw odśnieżać chodniki, dopiero potem ulice. W rezultacie było mniej wypadków”.

 

Przykłady oduraczania

Może są to rzeczy zabawne, ale stoi za tym cała rzesza działań i urzędników, którzy z tego żyją. W nowomowie „postępu” aż roi się od „agend”, „planów operacyjnych”, „strategii”, „funduszów”, „konsultacji z grupami docelowymi”, „planów zrównoważonego rozwoju” itp. Wspomniana agenda UE – EIGE ułożyła tzw. „7 kroków” genderowego planowania budżetu.  Mamy więc:

 

  1. analizę kontekstową, która ma uwzględniać aspekt płci;
  2. uwzględnienie innych dostępnych informacji na temat występujących różnic w traktowaniu kobiet i mężczyzn;
  3. włączenie kwestii równouprawnienia płci przez rozwój unijnych i krajowych norm i wymogów;
  4. wyraźne powiązanie horyzontalnej zasady równouprawnienia płci z priorytetami, celami

i środkami;

  1. zapewnienie, aby w ramach alokacji finansowych promowano równość płci na szczeblu

krajowym lub regionalnym;

  1. opracowanie wskaźników segregowanych ze względu na płeć jako standardowe wskaźniki;
  2. dopilnowanie, aby wszyscy odpowiedni pracownicy posiadali wymagane kompetencje w zakresie równouprawnienia płci, przez budowanie zdolności i tworzenie struktur wsparcia w dziedzinie równouprawnienia płci.

 

Czy można znaleźć lepszy przykład urzędniczo-genderowej nowomowy? To wszystko na EuroGender, czyli „internetowym centrum współpracy i konsultacji EIGE”.

 

Olimpique Lyon w opałach

Wracajmy jednak do Francji, gdzie mer Lyonu Grégory Doucet postanowił owe zalecenia wprowadzić w życie i ocenić niemal każdy element budżetu w „aspekcie równości kobiet i mężczyzn”. Głosowanie nad takim „postępowym” budżetem miejskim odbędzie się 25 marca, a 29 zostanie uchwalony podobny budżet miejski w Rennes). Jednak „uwarunkowania płcią” budzą wątpliwości polityków opozycji. Według dziennika „Le Parisien”, koordynacją, przygotowaniem i  wspieraniem urzędników i radnych w łączeniu wydatków budżetowych z problemami równości płci, zajmuje się wynajęta wyspecjalizowana firma. Rzecz jasna opłacana z tegoż… budżetu. Dokonuje ona przeglądu wydatków w aspekcie „równościowym”. Opozycja krytykuje niebezpieczną „obsesję” Zielonych i obawia się w szczególności spadku dotacji dla stowarzyszeń czy nawet dyscyplin sportowych, do których np. kobiety się nie specjalnie garną.

 

Solą w oku feministek były boiska „Orlików” w Polce, ale w Lyonie poszli już dalej. W nowym budżecie miasto np. dopłaci tyle samo pieniędzy dla żeńskiej i męskiej drużyny piłki nożnej Olimpique Lyon. Nie będzie też nowych osiedlowych boisk, bo tam nie ma dziewcząt. Dotacje dla wystaw i ekspozycji są zależne od tego, czy czasami nie ma tam „nadreprezentacji” artystów nad artystkami, itd. Przy wszystkich dotacjach będą ustalane wskaźniki dotyczące parytetu kobiet i mężczyzn, które ze skutków dotacji skorzystają.

 

Ten instrument polityki nie jest nowy. Nowością jest jednak to, że chodzi o pierwsze duże francuskie miasto, które pod rządami Zielonych idzie na całość i używa publicznych pieniędzy do realizacji także zadań ideologicznych.

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(6)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie