13 sierpnia 2014

Generał, który dał sławę Marszałkowi

(fot. wikimedia.commons)

Nie wiadomo czy gdyby nie energia, olbrzymie doświadczenie i wiedza generała Tadeusza Rozwadowskiego, bitwa warszawska faktycznie zakończyłaby się wiktorią Polaków. Szkoda, że po dziś dzień znakomity dowódca i strateg pozostaje okryty mgłą zapomnienia.

 

Droga do wielkiego sukcesu generała Tadeusza Rozwadowskiego, jakim było szefowanie Sztabowi Generalnemu podczas bitwy warszawskiej, usłana była ciężką pracą intelektualną i wielkim trudem zdobywania kolejnych wojskowych szlifów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wynalazca

 

Tadeusz Rozwadowski urodził się 19 maja 1866 roku w Babinie pod Kałuszem (dzisiaj tereny zachodniej Ukrainy). Można zaryzykować tezę, że był skazany na to, by zostać żołnierzem, bo tradycje wojskowe w jego rodzinie sięgały dalekich przodków. Dość wspomnieć, że jeden z antenatów Tadeusza, Maciej Rozwadowski wsławił się męstwem w czasie bitwy pod Wiedniem w 1683 roku. Pokolenia Rozwadowskich brały też udział w powstaniach, jak choćby ojciec – Tomisław – który bił się w styczniowej insurekcji.

 

Tadeusz ukończywszy gimnazjum, postanowił związać swoje losy z wojskiem, kształcąc się w Szkole Kadetów Kawalerii w Hranicach na Morawach, a następnie w Wojskowej Akademii Technicznej w Wiedniu. Tę ostatnią ukończył jako podporucznik kawalerii w 1886 roku. Był bardzo zdolnym uczniem, toteż bez większych problemów trafił do renomowanej austriackiej Szkoły Wojennej, gdzie uczył się przez trzy lata. Obok edukacji wojskowej, Tadeusz Rozwadowski opanował też kilka języków: francuski, niemiecki, czeski i rosyjski. W armii austriackiej zasłynął wynalezieniem nowego pocisku – granato-szrapnelu. O znaczeniu tego wynalazku świadczy fakt, że podczas I wojny światowej używały go armie austriacka i niemiecka.

 

Podczas pierwszej odsłony światowych zmagań wojskowych, Rozwadowski zasłynął wielką walecznością i – jako dowódca – niesztampowym podejściem do taktyki wojskowej. Dowodząc I Oddziałem Kawalerii Konnej, stał się bowiem jednym z prekursorów taktyki ruchomej zasłony ogniowej, polegającej na tym, że ogień artyleryjski postępował przed nacierającą piechotą. W końcu zaskarbił sobie wdzięczność Austriaków do tego stopnia, że ci przyznali mu najwyższe odznaczenie – order Marii Teresy.

 

Ale obok nieprzeciętnych umiejętności wojskowych i cennych zdolności przywódczych, Rozwadowski miał też ciemniejsze strony charakteru – był konfliktowy. Bez ogródek krytykował decyzje swoich przełożonych, negatywnie oceniając prowadzone przez austriacką armię działania wojenne.

 

Gdy Polska wybijała się na niepodległość, Rozwadowski dosłużywszy się w wojsku austriackiego zaborcy stopnia generała dywizji, objął z nadania Rady Regencyjnej stanowisko szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Szumnie brzmiąca nazwa stanowiska jest nieco myląca, ponieważ funkcja ta polegała wówczas na ciężkiej i skomplikowanej pracy tworzenia niemal od początku polskiej armii. Rozwadowski zakasawszy rękawy zabrał się do ciężkiej pracy. Zdołał zorganizować struktury zarządzania wojskiem (Sztab Generalny i Ministerstwo Spraw Wojskowych) oraz powołać pierwsze formacje wojska (kawaleria czy straż graniczna).

Prężne działania przerwał konflikt z Naczelnikiem Państwa, Józefem Piłsudskim. Spór nie miał tła charakterologicznego – był merytoryczny, a dotyczył sposobu organizacji armii. Podczas gdy Rozwadowski optował za mobilizacją umożliwiającą sformowanie regularnych oddziałów, Piłsudski chciał oprzeć wojsko na oddziałach ochotniczych, odpornych na niedostatki tworzącego się państwa. Wygrała oczywiście ta druga koncepcja. Zwolniwszy stanowisko szefa Sztabu Generalnego, generał objął niedługo potem dowództwo nad walczącą o Lwów Armią Wschód. Wykazał się tam wielkim talentem przywódczym, odpornością psychiczną i umiejętnością walki w arcytrudnych warunkach. Gdy do Lwowa dotarła z niemałym opóźnieniem pomoc wojskowa, wysłana przez Warszawę, gen. Rozwadowski zgodnie z przesłanym rozkazem, został szefem Polskiej Misji Wojskowej w Paryżu.

 

We Francji działał prężnie. Stał się współtwórcą słynnej eskadry lotniczej im. Tadeusza Kościuszki, w której walczyli Amerykanie. Oddała ona niemałe zasługi polskiej armii w czasie starć z Sowietami w 1920 roku. I właśnie ten rok, a ściślej, słynny sierpień 1920 to bodaj apogeum osiągnięć generała Rozwadowskiego.

 

Powrót generała

 

Gdy Sowieci podchodzili już niemal pod Warszawę, Piłsudski zdecydował się wezwać do kraju właśnie Tadeusza Rozwadowskiego. Generał przybył do Polski w momencie najtrudniejszym dla polskiej armii. Wykonując bezładny odwrót przed nacierającymi Sowietami, znalazła się ona bowiem niemal w rozsypce. Objąwszy po raz kolejny funkcję szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, Rozwadowski dał polskiemu żołnierzowi to, czego tak bardzo mu brakowało: optymizm i głęboką wiarę w możliwość odwrócenia losów wojny. Poniechawszy walki ciągłymi frontami, wprowadził do wojska nową, autorską koncepcję wojny, nadając poszczególnym jednostkom dużą mobilność. Rozwadowskiemu udało się uporządkować szeregi armii i przeprowadzić kontrnatarcie nad Bugiem, które – choć układało się korzystnie dla Polaków – przerwał po upadku Brześcia sam Piłsudski.

 

W końcu Rozwadowski był autorem słynnego rozkazu okraszonego umownym numerem 10 000, który modyfikował dotychczasowe plany walki o Warszawę. Zakładał on, w zależności od zmiany sowieckiej taktyki, podwójne uderzenie na bolszewików – północne znad Wkry i południowe znad Wieprza. W dodatku szef sztabu zdecydował o wzmocnieniu lewego skrzydła polskich wojsk, prowadzonego przez gen. Władysława Sikorskiego. Działał prężnie. Dość powiedzieć, że na wszystkich rozkazach w kluczowych dniach od 12 do 16 sierpnia widnieją jego podpisy. Wiele wskazuje też na to, że Piłsudski nie w pełni akceptował działania Rozwadowskiego. Nie przypadło mu na przykład do gustu wzmocnienie skrzydła dowodzonego przez Sikorskiego. Jak jednak wiadomo, armia ta odegrała szalenie ważną rolę w bitwie, bo atakowana przez wojska Michaiła Tuchaczewskiego znalazła się w najtrudniejszej sytuacji. W trakcie działań wojennych Rozwadowski nieustannie konsultował się z Piłsudskim, ale – mimo nieskazitelnej lojalności wobec Naczelnika – potrafił przeforsować swoje koncepcje. Na przykład dobijające Sowietów uderzenie znad Wieprza na początku planowano przeprowadzić 17 sierpnia. Dowódca naciskał jednak, by przeprowadzono je dzień wcześniej, tak, by rozbić Sowietów przed odwrotem. Piłsudski przychylił się do koncepcji szefa sztabu, lecz uderzenie 16 sierpnia trafiło w próżnię. Dopiero następnego dnia udało się dogonić wycofujące się wojska sowieckie.

 

Wydarzenia gorących dni pod Warszawą skrywają niejedną tajemnicę. Rola Józefa Piłsudskiego, jako przywódcy polskiego wojska w tamtym okresie, nie jest bowiem wcale oczywista. Z pewnością silny był jego autorytet wśród żołnierzy, ale nie brakuje dowodów na to, że Naczelnik Państwa przeżywając załamanie, złożył na ręce premiera Wincentego Witosa dymisję z pełnionych funkcji. Witos miał ukrywać informację o tym, by nie obniżać morale polskiego żołnierza.

 

Z drugiej strony socjalista, Jędrzej Moraczewski, zabrawszy w 1922 roku głos w sprawie toczących się sporów wokół tego, komu przysługuje autorstwo decyzji prowadzących do zwycięstwa pod Warszawą, powiedział, że Piłsudski otrzymał dwie koncepcje rozstrzygnięcia walk: jedną od gen. Maxime Weyganda, drugą zaś od Rozwadowskiego. Wybrać miał oczywiście tę drugą. Warto zwrócić uwagę, że relacja Moraczewskiego niezupełnie oddaje złożoność wydarzeń z sierpnia 1920 roku. W dyskusji o tym, komu przypisać autorstwo wielkiego zwycięstwa, jakim było pobicie bolszewików, nie brał udziału sam Rozwadowski, twierdząc później zdecydowanie, że czynił tak „dla dobra Polski, dla dobra stosunków z Francją, dla podtrzymania prestiżu marszałka Piłsudskiego jako głowy państwa, gdy ten stroił się w częściowo niezasłużone wawrzyny”.

 

Ofiara sanacji

 

Generał Rozwadowski z pewnością oddał wielkie zasługi Polsce. Jakkolwiek nie oceniać zamachu majowego i rządów sanacji, trzeba przyznać, że wiele można zarzucić tym, którzy sprawowali władzę po 1926 roku, szczególnie w zakresie odmawiania szacunku ludziom, którzy zasłużyli sobie na chwałę w wolnej Polsce. Taką ofiarą sanacji był Wojciech Korfanty, był nią też Tadeusz Rozwadowski. Uwięziony po zamachu majowym za kratami wileńskiego aresztu śledczego pod absurdalnymi zarzutami kryminalnymi, został nie tylko skrzywdzony fizycznie, ale przede wszystkim moralnie. Trudne warunki więzienne odbiły na nim swoje piętno. Celę opuścił po niespełna roku. Za wierność wojskowej przysiędze i opór przeciwko zamachowcom z 1926 roku, zapłacił zdrowiem. Zmarł w 1928 roku. Nie jest do końca pewne, czy jego śmierć była naturalna. Nie brakuje podejrzeń iż – biorąc pod uwagę przypadłości zdrowotne – mógł zostać otruty.

 

Rozwadowski był wizjonerem. W czasach II RP, pełniąc funkcje Generalnego Inspektora Jazdy, dostrzegał potrzebę rozbudowania polskich oddziałów pancernych i lotnictwa. Jego zdaniem to najbardziej przyda się Polsce, gdy wybuchnie kolejny konflikt zbrojny. Perspektywę wybuchu wojny z Niemcami i Sowietami datował na 1936 rok. Nie była to – przyznajmy – zbyt duża pomyłka.

 

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij