Putin, Xi czy apokaliptyczni mułłowie w Teheranie mogą dojść do wniosku, że domniemane supermocarstwo mające obsesję na punkcie „płynnej tożsamości płciowej” nie będzie stanowić przeszkody dla ich agresywnych projektów – napisał historyk George Weigel, nawiązując do genderowego przesłania sekretarza stanu USA pod adresem amerykańskich dyplomatów.
Autor komentarza zamieszczonego na portalu National Catholic Register nawiązał do osoby Deana Achesona, sekretarza stanu z lat 1949 – 1953. Jego prochy spoczywają na stołecznym cmentarzu Oak Hill.
Wesprzyj nas już teraz!
„Kiedy niedawno przeczytałem, że dwudziesty następca Achesona, Antony Blinken, wysłał depeszę z podtytułem Najlepsze praktyki w zakresie tożsamości płciowej do amerykańskich dyplomatów na całym świecie, ostrzegając przed szkodliwymi, wykluczającymi przesłaniami przekazywanymi za pomocą określeń takich jak matka/ojciec, syn/córka i mąż/żona kusiło mnie, aby odwiedzić Oak Hill i sprawdzić, czy doczesne szczątki Sekretarza Achesona przewracają się grobie”.
Wydane w 1969 roku wspomnienia wybitnego polityka, współarchitekta Planu Marshalla, NATO i japońskiego traktatu pokojowego oraz zwycięstwa nad komunizmem w trakcie zimnej wojny, zatytułowane zostały: Present at the Creation („Obecny przy stworzeniu”).
„Czy sekretarz Blinken mógłby nawiązać do swojego wybitnego poprzednika i zatytułować swoje wspomnienia Obecny przy zniszczeniu?” – zaproponował Weigel.
Autor zarysował kontekst ideologicznego, groteskowego przesłania obecnego szefa dyplomacji: wojny szalejące w Gazie i na Ukrainie, polityczno-gospodarczy rozpad Ameryki Łacińskiej ze skutkiem w postaci kryzysu migracyjnego, budowa przez Rosję kosmicznej broni nuklearnej, blokady handlowe na Morzu Czerwonym, chińska presja na Tajwan, liczne kryzysy w Afryce Subsaharyjskiej, groźby republikańskiego kandydata na fotel prezydencki pod adresem państw NATO nie wzmacniających swojej obronności…
„Pośród tego wszystkiego sekretarz stanu USA uznał za ważne poinstruować swoich dyplomatów, aby pozostawali wyczuleni na zmiany w zaimkach i wspierali je, zastępując jednocześnie sformułowaniami: wy wszyscy lub ludzie potencjalnie obraźliwy zwrot panie i panowie” – czytamy.
W przekonaniu komentatora, mamy do czynienia z „groźnym nonsensem” i odwróceniem uwagi od prawdziwych powinności dyplomacji.
„To jeszcze bardziej podważa amerykańską wiarygodność w oczach Władimira Putina, Xi Jinpinga i apokaliptycznych mułłów w Teheranie, którzy mogą równie dobrze dojść do wniosku, że domniemane supermocarstwo mające obsesję na punkcie płynnej tożsamości płciowej nie będzie stanowić przeszkody dla ich agresywnych projektów. Wysyła do reszty świata całkowicie niepoważny sygnał. Obraża to, co często nazywa się tradycyjnymi narodami i kulturami, a które w rzeczywistości są skarbnicami zdrowego rozsądku” – podkreślił Weigel.
Postawę Blinkena publicysta scharakteryzował jako „ekspresyjny indywidualizm”, nadmierne zaabsorbowanie samym sobą, negację prawdy o kobiecie i mężczyźnie jako istotach uzupełniających się wzajemnie, powołanych do wspólnoty, współpracy i płodności.
„Idee, jak zawsze, mają konsekwencje, a rozpaczliwie błędne idee kultury przebudzenia – kult fałszywej trójcy Ja, Ja i Ja – zepsuły obecnie amerykańską dyplomację, zagrażając zarówno naszemu krajowi, jak i światu” – czytamy dalej.
Weigel przypomniał, że za sprawą Blinkena amerykańskie paszporty zawierają już osobne oznaczenia dla osób nie utożsamiających się ani z męskością, ani z kobiecością; że sekretarz stanu mianował pierwszego pełnomocnika do wspierania tzw. osób LGBTQ+; że polityka personalna w Departamencie Stanu oznacza dziś konieczność akceptacji przez pracowników lewicowych zaklęć o różnorodności, równości i włączeniu (DEI).
Takie praktyki Weigel nazywa „przymusem nałożonym w imię kłamstwa”.
W konkluzji swego tekstu autor nawiązał do korespondencji, którą niedawno otrzymał od jednego ze swoich znajomych.
„Przyjaciel o dużym wyczuciu historii, wracający w zeszłym miesiącu z Rzymu do Waszyngtonu przez Londyn, wysłał mi ostrego e-maila z poczekalni na lotnisku Heathrow. Napisał, że czuje się, jakby jechał z Sodomy do upadającego Konstantynopola. Poradziłem mu, żeby wypił jeszcze jednego drinka, zwłaszcza że Rzym da się naprawić” – wyznał Weigel.
„Ale depesza sekretarza Blinkena sugeruje, że analogia między naszym amerykańskim [obecnym] momentem a upadkiem Konstantynopola nie jest całkowicie naciągana. I ta nowa jesień nie zostanie zatrzymana przez żadnego z dwóch narcystycznych, starszych kandydatów na prezydenta, którzy raczej ucieleśniają niż rzucają wyzwanie kulturze egocentryzmu, zabijającej Amerykę i utrudniającej naszą zdolność do pomocy w kształtowaniu lepszego świata” – podkreślił.
Źródło: ncregister.com
RoM