Orędzie gietrzwałdzkie sprowadza się do wskazań bardzo uniwersalnych. Na początku objawień i na ich końcu Maryja powiedziała: „Odmawiajcie różaniec! Łaski wyproszone przez tę modlitwę będą dla was zbawienne i doprowadzą was do szczęścia wiecznego w niebie” – mówi redaktor Grzegorz Kasjaniuk, autor książki pt. „Gietrzwałd. 160 objawień Matki Bożej dla Polski i Polaków – na trudne czasy”.
Z badań sondażowych wynika, że tylko kilkanaście procent Polaków wie cokolwiek o objawieniach Matki Bożej w Gietrzwałdzie z 1877 roku. Dlaczego tylko tyle?
Wesprzyj nas już teraz!
W pierwszej kolejności trzeba zwrócić uwagę na to, że objawienia miały miejsce w czasie, kiedy Polska była pod zaborami. Gietrzwałd znajdował się wtedy w zaborze pruskim. „Żelazny kanclerz” Otto von Bismarck wypowiedział wojnę Polsce i katolicyzmowi. Wydane przez niego w 1873 roku „ustawy majowe” bardzo mocno atakowały Kościół katolicki i jego najliczniejszą grupę wyznawców w Prusach, czyli Polaków. Kulminacja antykatolickich działań miała miejsce po tym, jak ówczesna opinia publiczna dowiedziała się, że Matka Boża podczas objawień w Gietrzwałdzie mówiła w naszym języku. Zaborca odpowiedział potężną akcją dezinformacyjną i szkalującą Najświętszą Maryję Pannę. Doszło także do brutalnych ataków na wiernych pielgrzymujących do Gietrzwałdu by oddać Jej cześć.
Później wybuchła I wojna światowa. Podziały terytorialne, które były następstwem tego konfliktu, znacznie utrudniły – żeby nie powiedzieć: uniemożliwiły – odpowiednie oddawanie czci Matce Bożej w Gietrzwałdzie. Z kolei wybuch II wojny światowej spowodował, że objawienia zostały niemalże całkowicie wyłączone z powszechnej świadomości naszych rodaków. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść…
Chodzi Panu o rok 1945 i początek komunistycznej okupacji w Polsce?
Tak. Można odnieść wrażenie, że komuniści za jeden ze swoich głównych priorytetów uznali „represjonowanie” Gietrzwałdu i pamięci o objawieniach Matki Bożej. UB a potem SB wszelkimi możliwymi sposobami inwigilowały to miejsce i powielały na jego temat „czarne legendy”, uwłaczające Kościołowi oraz Najświętszej Maryi Pannie. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że władza komunistyczna bardziej „wierzyła” w te objawienia niż sami katolicy, o czym świadczy ogromny strach, jaki ogarniał „aparat partyjny” na samą myśl o tym miejscu.
Strach jak najbardziej zrozumiały…
Oczywiście. W 1877 roku objawienia doprowadziły do mocnego przebudzenia polskiego patriotyzmu, i to we wszystkich zaborach. Do maleńkiego Gietrzwałdu na Warmii przyjeżdżały pielgrzymki ze wszystkich zaborów i wszystkich stanów – od arystokracji po prostych chłopów. W jednym miejscu Polacy pochodzący z różnych stron mogli spojrzeć na siebie, wysłuchać i zrozumieć, że wcale nie są jakąś skazaną na wymarcie czy też wynarodowienie mniejszością, tylko żywym narodem katolickim. Tego samego obawiali się 70 lat później komuniści.
Jak przebiegały objawienia w Gietrzwałdzie?
Rozpoczęły się 27 czerwca i trwały do 16 września 1877 roku. W mojej ocenie był to jedyny na świecie „wywiad z Maryją”, łączący doczesność z wiecznością.
Co ma Pan na myśli?
Wizjonerki w Gietrzwałdzie zadawały Matce Bożej konkretne pytania, a Ona udzielała na nie konkretnych odpowiedzi, stąd określenie „wywiad”.
Do połowy trwania objawień – a było ich łącznie 160 – Matka Boża ukazywała się raz dziennie. Później trzy razy dziennie. Zawsze miało to miejsce podczas modlitwy różańcowej. Były jednak wyjątki, m.in. jedno objawienie prywatne dla wizjonerki Barbary Samulowskiej, u niej w domu w Worytach. Matka Boża potwierdziła wówczas swoje słowa wypowiedziane wcześniej do Justyny Szafryńskiej – że jest Niepokalanie Poczęta.
Dlaczego tak się stało?
Ponieważ dwunastoletnia wówczas Basia spóźniła się pod drzewo klonu na spotkanie z koleżanką, o rok starszą Justyną, i nie widziała Matki Bożej. Dlatego też Maryja pojawiła się w domu zrozpaczonego dziecka.
Wspomnieć trzeba również o pobłogosławieniu przez Matkę Bożą cudownego źródełka podczas odmawiania przez wizjonerki i wszystkie towarzyszące im osoby modlitwy Anioł Pański oraz Litanii Loretańskiej. Woda ze źródełka tryska do dziś i dzięki niej wiele osób doświadczyło łaski fizycznego oraz duchowego uzdrowienia.
Mówiąc krótko: był to zadziwiający czas, w którym Matka Boża swoją obecnością i swoim orędziem dała ludziom nadzieję na zbawienie i życie wieczne. Przesłanie gietrzwałdzkie stało się swoistym „motorem napędowym” do jeszcze gorliwszej wiary dla Polaków mieszkających na niemalże całym historycznym obszarze I Rzeczypospolitej.
Jaką treść niosą ze sobą objawienia w Gietrzwałdzie?
Orędzie sprowadza się do wskazań bardzo uniwersalnych. Na początku objawień i na ich końcu Maryja powiedziała: „Odmawiajcie Różaniec! Łaski wyproszone przez tę modlitwę będą dla was zbawienne i doprowadzą was do szczęścia wiecznego w niebie”.
W swoim orędziu Matka Boża prosi aby Różaniec stał się naszą codziennością, gdyż stanowi oręż, dzięki któremu możemy poprawić nie tylko własną kondycję duchową, ale również uzdrowić swoje środowisko. Środowisko z kolei może uzdrowić region, region – całą Polskę, Polska – Europę, Europa – cały świat.
Matka Boża wezwała do modlitwy i pokuty. Wezwanie to nie było jednak w swej treści tak apokaliptyczne, jak podczas objawień w Fatimie 40 lat później. Dawało bowiem ludziom dosyć dużą dawkę pociechy i nadziei.
Muszę tutaj dodać, że w 1876 roku rozpoczęły się rzekome objawienia w niemieckim Marpingen. Nie zostały one zatwierdzone przez Stolicę Apostolską. Trwało więc pewnego rodzaju duchowe zamieszanie, w którym brakowało rozeznania. W tym kontekście objawienia z Gietrzwałdu postrzegamy jako bardzo konkretne. Poprzez swoje dziennikarskie śledztwo doszedłem do wniosku, że Matka Boża wybrała szczególnie nasz naród, żeby posłużyć się nami jako „narzędziem”, które może uzdrowić całą Europę i może rozprzestrzenić wiarę katolicką dalej, na cały świat. Moim zdaniem, tak właśnie się dzieje. Pomimo naszych wewnętrznych problemów, Polska była, jest i będzie narodem maryjnym. Potwierdza to, że wybór Matki Bożej, aby w 1877 roku objawić się właśnie w Gietrzwałdzie, nie był przypadkowy.
W swojej książce napisał Pan, że to właśnie z Gietrzwałdu wyszła iskra dla Polski i Polaków na trudne czasy.
Dokładnie tak. To iskra dająca nadzieję nie tylko wówczas – w drugiej połowie XIX wieku – ale i obecnie. Powiem więcej: objawienia w Gietrzwałdzie są nadzieją dla świata, w którym tak wyraźnie widać upadek wiary, tradycji i kultury. Akcentowano to w XIX stuleciu i trzeba akcentować to także dzisiaj, w czasach kiedy rodzina, tradycja i wszystkie inne czynniki tworzące Kościół Boży są zagrożone. Dlatego właśnie Gietrzwałd jest iskrą, która od 140 lat broni Polaków-katolików. Iskrą, która przerodzi się w zarzewie odrodzenia wiary.
Dlaczego Matka Boża, zarówno w Gietrzwałdzie jak i 40 lat później w Fatimie, objawiła się dzieciom? Dlaczego to dzieci mają nieść Jej orędzie?
Odpowiedzią na to pytanie są losy dorosłych świadków gietrzwałdzkich objawień – tych, których wizje nie zostały zatwierdzone. Chodzi o 21-letnią Katarzynę Wieczorek i 42-letnią Elżbietę Bilitewską. Okazało się, niestety, że kobiety te doznawały demonicznych omamów, których nie potrafiły lub nie chciały rozeznać. Pojawiło się też pragnienie mistycznych doznań. Uderzyło ono w pokorę obu kobiet. Doszło w rezultacie do fałszowania zeznań. Sama komisja również nie potrafiła w czasie trwania objawień podejść do nich z odpowiednią rozwagą. Nastąpiło to dopiero po jakimś czasie.
Dwa lata po objawieniach obie kobiety miały fałszywe wizje świętego Józefa. Prawda wyszła na jaw wtedy, kiedy pojawiło się wyznanie młodszej z nich – Katarzyny. Powiedziała ona, że wraz z Elżbietą ustalały niektóre odpowiedzi i wersje „objawień” przekazanych komisji. Informacja ta rzuciła cień na wszystko to, co później dotknęło obie panie.
Być może miały one prawdziwe widzenia Matki Bożej, ale przez źle pojmowaną pobożność i chęć dobrego „wypadnięcia przed komisją” mogły coś zafałszować. Nawet jeśli robiły to w dobrej wierze, aby pokazać moc Matki Bożej, to zamiast pomóc, skompromitowały się a ich zeznania nie mogły być wzięte pod uwagę.
W mojej ocenie często przez ludzi w dojrzałym wieku przemawia brak pokory. Nawet jeśli ktoś ma dobre intencje, to ten czynnik nie pozwala mu zachować rozwagi. Dziecięctwo zaś jest postawą, do przyjęcia której sam Pan Jezus nakłaniał słowami: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam Wam, jeśli się nie odmienicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego” (Mt 18, 3). Dlatego Matka Boża objawiła się wówczas dzieciom.
Pamiętajmy również, że w tamtych czasach nie było Internetu, telewizji a gazety czytali jedynie nieliczni. Świat dzieci kształtowała pobożność domu rodzinnego i wychowanie. Kilkunastoletnie dziewczynki – wizjonerki z Gietrzwałdu, były nadzwyczajnie pobożne i otwarte na kontakt z Niebem na tyle, żeby się nie dziwić tylko radować, że objawiła im się Matka Boża, a także by nie zafałszować tego przekazu. Tam gdzie jest pokora, tam jest prawda!
Dlaczego Matka Boża objawiła się właśnie w Gietrzwałdzie a nie np. w Warszawie, Krakowie, Poznaniu czy jakimkolwiek innym polskim mieście?
Gietrzwałd w tamtych czasach był miejscem szczególnym – to właśnie tam ludność polska potrafiła stawiać najtwardszy opór niemieckiej ekspansji protestantyzmu. Gdzie wchodzili luteranie, tam z miejsca niszczyli przydrożne krzyże i kapliczki. Jedyne miejsca, które zazwyczaj zostawiali w spokoju, to kościoły – tak było na terenie Mazur.
Gietrzwałd był całkowicie oddany Najświętszej Maryi Pannie i niejednokrotnie odpowiadał na antykatolicką czy antypolską agresję ze strony wrogów Kościoła i Polski właśnie kultem Matki Bożej. Wydaje mi się, że Matka Boża wchodząc właśnie do Gietrzwałdu ze swoimi objawieniami, wiedziała, że wchodzi na grunt ludzi mocnych wiarą, którzy Ją przyjmą z otwartym sercem. Dzięki temu Jej przesłanie rozejdzie się na pozostałe narody.
Z książki wiemy, że doświadczył Pan mocy Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Proszę opowiedzieć o tym naszym Czytelnikom.
W Gietrzwałdzie otrzymałem od Matki Bożej przede wszystkim łaskę wiary oraz łaskę dwóch uzdrowień: choroby kręgosłupa – miałem wysunięte dyski – oraz kamieni nerkowych. Zostałem wyleczony właśnie tam, podczas modlitwy o uzdrowienie i zawierzenia się Matce Bożej Gietrzwałdzkiej.
Muszę przyznać, że trafiłem w to miejsce zupełnie „przypadkowo”, podczas podróży po Warmii. Miałem wówczas kłopoty ze zdrowiem i z pracą. Ogarniały mnie: depresja, przygnębienie i zwykłe, ludzkie poczucie beznadziei. Znajdowałem się w sytuacji podbramkowej i nie potrafiłem dać sobie rady ze wszystkimi problemami. To właśnie skłoniło mnie do zwrócenia się w stronę Matki Bożej Gietrzwałdzkiej i zawierzenia Jej mojego życia. W jednej sekundzie, podczas modlitwy różańcowej doznałem łaski wiary. Przez moją duszę przeszedł płomień ciepła i doznałem uzdrowienia fizycznego przed cudownym obrazem Matki Bożej.
Gietrzwałd jest cały czas odkrywany. I bardzo dobrze, ponieważ takie odkrywanie w dzisiejszych czasach jest potrzebne nie tylko Polakom. Potrzeba takich miejsc będących miejscem żywej wiary.
W dzisiejszych czasach, w obliczu wielu zawirowań i problemów, właśnie w Gietrzwałdzie odnajdujemy drogowskaz do prawdziwego źródła Bożej miłości i wiecznego życia przez Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny. Wierzę, że każdy kto mu zawierzy, osiągnie zbawienie.
Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiał Tomasz Kolanek