16 czerwca 2017

Gnozy, utopie, ideologie – człowiek XXI wieku dąży do samo-zbawienia

(Fot. Ryszard Nowakowski/FORUM)

Wydaje się, że współczesny, szeroko rozumiany Zachód skończył z myśleniem utopijnym. Uniwersalne projekty budowy raju na ziemi, wielkie ideologie, gnozy, religie polityczne, to wszystko jawi się jako nieco przebrzmiałe. Współczesny człowiek zdaje się zadowalać pełną miską, dobrym stanem konta i dążeniem do zabezpieczenia tej sytuacji. Zaangażowanie ideologiczne zdaje się temu nie służyć. Tymczasem, wbrew pozorom, współczesny świat roi się od pseudo-religijnych planów i proroków obiecujących ludzkości fałszywe zbawienie.  

 

Zgodnie z chrześcijańską wizją historii i społeczeństwa, żaden ziemski porządek nie może trwać wiecznie. Jak głosi Księga Koheleta „wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: Jest czas rodzenia i czas umierania” (Koh 3;1-2). Ziemska utopia nie jest możliwa.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Co więcej, człowiek nie jest w stanie wniknąć w pełni w Boski zamysł odnośnie historii. „Uczynił wszystko pięknie w swoim czasie, dał im nawet wyobrażenie o dziejach świata, tak jednak, że nie pojmie człowiek dzieł, jakich Bóg dokonuje od początku aż do końca” (Koh 3,11). Możliwa jest zatem katolicka teologia historii. Jednak ta musi brać pod uwagę ograniczenia ludzkiego umysłu.

 

Tymczasem, jak zauważył filozof Eric Voegelin w „Nowej Nauce Polityki” „gnostyckie spekulacje nad eidosem (celem) historii nie tylko lekceważą te zasady, ale zmieniają je w coś przeciwnego. Konstruując obraz ostatecznego królestwa przyjmuje się, że społeczeństwo które powstanie nie będzie miało końca, a tajemnica stawania zostaje rozwiązane dzięki spekulacjom nad celem jego istnienia”. Polityczna utopia czy nazwiemy ją nowoczesną postacią gnozy, polityczną religią czy ideologią, uzurpuje sobie całkowitą znajomość praw Historii i dążenie do zaprowadzenia dzięki temu raju na ziemi.

Dawna gnoza opierająca się na dostępie do wiedzy tajemnej i osiągnięciu szczęścia dzięki niej pasożytowała zazwyczaj na konkretnej religii, wypaczając jej przesłanie lub dodając nowe wątki. Nowoczesna „gnoza”, ideologia pasożytuje na nauce. Jednak różnic między nimi jest niewiele. Jak zauważa francuski historyk Alain Besancon „wyjąwszy źródło wiarygodności, wiedza ideologiczna nie różni się niczym od wiedzy gnostycznej. Ideologia jest racjonalna, centralna i encyklopedyczna. Ma własną etykę, wydedukowaną z doktryny i podporządkowaną realizacji planu kosmicznego, którego wypełnienie, możliwe dzięki poznaniu teoretycznemu, jednoznaczne jest ze zbawieniem” („Świadek wieku tom 2”).

 

Modelowym przykładem politycznej religii jest komunizm. „Mesjasz”-proletariat, partia, posiadający Wiedzę o Prawach Historii dążył do odkupienia ludzkości z grzechu własności prywatnej i „zbawienia” w postaci wolnego od niej raju wiecznego szczęścia, wolności i równości. Ów eschatologiczny stan, choć urzeczywistniony w doczesności, powinien trwać wiecznie.

 

Obecnie mało kto na szeroko rozumianym Zachodu wierzy w „klasyczny” marksizm”. Jednak nie oznacza to śmierci politycznej utopii. W XXI wieku przyjmuje ona rozmaite formy. Warto je pokrótce wymienić.

 

Gender i wyzwolenie obyczajowe         

Gender to jedna z najgroźniejszych współczesnych utopii. Dotyka bowiem samych fundamentów stworzenia. „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27). Zwolennicy teorii gender nie godzą się z tym. Ich zdaniem człowiek nie musi dostosować się do danej mu przez Boga płci. Może swobodnie ją wybierać. Kwestionuje się nawet istnienie dwóch płci. Na Facebooku można wybrać jedną z 56.

 

Oddajmy głos Benedyktowi XVI. Jak zauważył on w Watykanie podczas spotkania z kardynałami oraz pracownikami Kurii Rzymskiej i Gubernatoratu w grudniu 2012 roku  „człowiek kwestionuje swoją naturę. Jest on teraz jedynie duchem i wolą. Manipulowanie naturą, potępiane dziś w odniesieniu do środowiska, staje się tutaj podstawowym wyborem człowieka co do samego siebie. Istnieje teraz tylko człowiek w sposób abstrakcyjny, który dopiero sam wybiera dla siebie coś jako swoją naturę. Męskość i żeńskość kwestionowane są jako wzajemnie dopełniające się formy osoby ludzkiej, będącej wynikiem stworzenia. (…). Tam gdzie wolność działania staje się wolnością czynienia siebie samego, nieuchronnie dochodzi do zanegowania Stwórcy, a przez to ostatecznie dochodzi także do poniżenia człowieka w samej istocie jego bytu, jako stworzenia Bożego, jako obrazu Boga”.

 

Zwolennikom genderyzmu, podobnie jak dawnym gnostykom, nie podoba się rzeczywiście istniejący świat materialny. Nawet jeśli nie głoszą wprost, jakoby stanowił on dzieło złego Demiurga, to również buntują się przeciw niemu. Jak zauważył Alain Besancon w książce „Świadek Wieku” „ogólnie rzecz biorąc gnoza i gnostycyzm są dosyć wrogo nastawione do tego wszystkiego, co dotyczy ciała małżeństwa i płodzenia dzieci. Ale mamy też postawę alternatywną, którą polega na twierdzeniu, że całkowite zerwanie z wszelką normą imperatywną jest – wręcz odwrotnie – najlepszym środkiem do unicestwienia tej znienawidzonej materii. A zatem brak reguł, rozwiązłość”. Genderyzm, podobnie jak promocja homoseksualizmu, czy przygodnych kontaktów płciowych okazuje się zaskakująco podobny do gnozy.

 

Ekologizm

O ile genderyzm atakuje podział na kobiety i mężczyzn, o tyle ekologizm obala inną fundamentalną zasadę obecną w Księdze Rodzaju: wyższość człowieka nad zwierzętami i roślinami. Człowiek jawi im się jako zagrożenie dla istot niższych. Niższych? W egalitarnej metafizyce czcicieli Gai uznanie jakiejkolwiek hierarchii to bluźnierstwo. Jak czytamy w „Programie Ekologii Głębokiej” autorstwa Arne Naess i George Sessionsa z 1984 roku „rozwój ludzkiego życia je zgodny z substancjalnym obniżeniem ludzkiej populacji. Rozwój nieludzkiej populacji wymaga takiego obniżenia. Polityka musi zostać zmieniona. Zmiany te obejmą podstawowe ekonomiczne, technologiczne i ideologiczne struktury. Rezultat będzie głęboko odmienny od obecnego”. Czyli kolejne nowe, moralnie czyste i rajskie społeczeństwo. Choć raczej dla zwierząt i roślin, niż ludzi.

 

Tego typu depopulacyjne hasła głoszone są coraz śmielej nie tylko przez niszowe grupy, ale i możnych tego świata. Zwolennicy ograniczenia populacji docierają nawet do Watykanu. Podczas zorganizowanej tam konferencji „Biological Extintion” (27.02-01.03 2017) przemawiał tam dr Paul Ehrlich. Jego zdaniem liczbę ludności najlepiej ograniczyć do 1 miliarda. Jak to się ma do przykazania „Nie zabijaj” i nakazu rozmnażania z Księgi Rodzaju?

 

Myśliciele zwracają uwagę, że depopulacyjne roszczenia ekologistów stanowią większe zagrożenie, niż totalitarne ruchy ubiegłego stulecia. Jak zauważa Alain Besancon „dwie wielkie ideologie XX wieku stawiały sobie cele eksterminacyjne: nazizm dążył do zniszczenia narodu żydowskiego, a następnie Słowian, natomiast komunizm – tych, których posiadł duch kapitalizmu, a to mogli być dokładnie wszyscy. Myśl o masowym ograniczeniu liczby ludności nie była od razu oczywista. Wynikało to raczej logicznie z rozwoju tych ideologii. Tymczasem skrajni Zieloni, owi wyznawcy „głębokiej ekologii” mówią po prostu, iż skoro Ziemię zamieszkuje sześć miliardów ludzi, to jest ich zdecydowanie za dużo. Powinno bowiem być 600 mln. Oznacza to, że należałoby zabić 90 proc. Ludzkości lub pozwolić im umrzeć. Aby, rzecz jasna oswobodzić Ziemię”.

 

Transhumanizm

Transhumanizm to podobnie jak ekologizm ruch quasi-gnostycki. Pod względem stosunku do technologii stanowi jednak odwrotność myśli czcicieli Gai. Ten ostatni dąży do ograniczenia populacji ludzkiej, powrotu do czasów pre-industrialnych. Ten pierwszy czci technologię widząc w niej środek do wyzwolenia od chorób, starzenia się, a nawet śmierci. Nie deprecjonuje człowieka, lecz chce go przekształcić w pół-boga.

 

Autorzy Deklaracji Transhumanistycznej z 2009 roku snują wizje poszerzenia potencjału ludzkiego, pokonania procesu starzenia się, przymusowego cierpienia i „uwięzienia” na Ziemi. To nie jedynie czcze słowa. Rosyjscy miliarderzy wspólnie z naukowcami z Harvardu i MIT dążą do osiągnięcia nieśmiertelności w ramach „Inicjatywy 2045”. W pogodni za samozbawieniem postulują przeniesienie świadomości ludzkiej do sztucznego mózgu. Nowa kreatura zamiast ludzkiego ciała otrzyma ciało  „świetliste” i hologramowe. Czyż to nie karykatura katolickiej wizji nieśmiertelności i zmartwychwstania (uwielbionego) ciała? W tym przypadku „zbawienie” nie dokonuje się jednak dzięki łasce Boga. To samozbawienie, za pomocą ludzkiej nauki, pozwalającej rzekomo na wieczne szczęście już w tej rzeczywistości.

 

To nie pierwsza w historii próba samo zbawienia przez wiedzę. Jak do tej pory, dążenia te zamiast obiecanych równości, wolności i szczęścia przynosiły przemoc, prześladowania i piekło na ziemi. Trudno przewidzieć do czego doprowadzi próba realizacji obłąkanych idei trans humanizmu.

 

Jak zauważył Francis Fukuyama w „Końcu człowieka” „poczłowieczy świat może być jednak o wiele bardziej zhierarchizowany i nastawiony na rywalizację, niż obecny – przez to zaś pełen konfliktów społecznych. Może być światem, w którym pojęcie wspólnego człowieczeństwa” zatraci swój sens, ponieważ zmieszamy geny ludzkie z genami tak wielu innych gatunków, że nie będziemy już dokładnie wiedzieć czym jest człowiek. (…)”.

 

To mieszanie już się z resztą rozpoczęło. W styczniu 2017 roku świat obiegła wiadomość o stworzeniu pierwszego świńsko-ludzkiego embrionu. Zespół profesora Juan Carlos Izpisua Belmonte z Instytutu Salka w USA wyhodował chimerę świńsko-ludzką. Część ludzka stanowiła w niej poniżej 0,001 procenta. Kreaturę zniszczono (zabito?) po kilku tygodniach.

Co jednak nadejdzie dalej? Postulaty transhumanistyczne brzmią tyleż wzniośle co przerażająco. Niewykluczone jednak, że zanim nadejdzie era nadczłowieka, na ulicach spotkamy świńsko-ludzkie (a może krowio-ludzkie czy psio-ludzkie) hybrydy.

 

Libertarianizm

Jeśli marksizm to klasyczny przykład politycznej „religii”, to niemal to samo można powiedzieć o libertarianizmie. W tym drugim również mamy „grzech pierworodny” (powstanie państwa), obietnicę przyszłego wybawienia (anarcho-kapitalizm), quasi-mesjasza (prywatnych przedsiębiorców), walkę klas (z urzędnikami-wyzyskiwaczami) i powoływanie się na autorytet nauki (zwłaszcza wybiórczo traktowanej ekonomii). Libertarianizm sprowadza wszystko do manichejskiej walki sił Dobra (prywatni przedsiębiorcy i ich pracownicy) z siłami Zła (aparat państwowy). Niebywale złożona problematyka współczesnego świata zostaje sprowadzona do tego jednego konfliktu. Jakie jest lekarstwo na problemy gospodarcze? Polityczne? Kulturowe? WIĘCEJ RYNKU! Jak znacznie ograniczyć przestępczość i wojny? Jak doprowadzić do prosperity? ZLIKWIDOWAĆ PAŃSTWO!

 

Libertarianie to najczęściej niepozorni  młodzi mężczyźni, bywalcy internetowych stron i internetowych forów. Stanowią samozwańczą elitę posiadająca wiedzę (gnosis) pozwalającą na stworzenie Raju. Z pogardą odnoszą się do ludzi  ugrzęzłych w iluzjach etatyzmu. Dostrzegają w nich przeszkody na drodze budowy lepszego jutra. A wystarczyłoby „poczytać Rothbarda”. Libertarianie też mają swoich proroków. Nie są oni jednak mistykami. To ekonomiści.

 

Kult bezpieczeństwa

Wydawałoby się, że nic bardziej odległego od utopii, niż dążenie do bezpiecznego, spokojnego życia. Czy jednak właśnie tu nie mamy do czynienia z najbardziej subtelną, a najpotężniejszą chyba polityczną religia współczesnego świata?

„Absolutne bezpieczeństwo”, pisze ksiądz Jacek Grzybowski w książce „Miecz i pastorał” „ma za zadanie ochronić społeczeństwa liberalno-demokratyczne przed zagrożeniami fundamentalistycznego terroryzmu (…). W imię tych ideałów narzuca się ludziom swoisty styl myślenia, przekonując, że ocalenie i zbawienie dostatniego świata Zachodu zależy od demokracji i od bezpieczeństwa. Ograniczenie wolności osobistej, przejrzysty styl życia, kontrola wymuszona niebezpieczeństwem terroryzmu to społeczne koszty mesjanizmu ponowoczesności. Bezpieczeństwo przerodziło się w szczególnego rodzaju wolność, jakby wolność wyższego rzędu”.

 

Prób realizacji tej utopii wolności-bezpieczeństwa doświadczamy na co dzień. Wrosły one w nasze życie tak głęboko, że często ich nie dostrzegamy. Ukrywają się we wszędobylskich zminiaturyzowanych kamerach. W gromadzonych o nas danych dotyczących połączeń telefonicznych, wydatków, miejsca pobytu, aktywności internetowej. Rządy, korporacje, banki mogą te wszystkie informacje wykorzystać w odpowiednim momencie. Nie musimy jednak o tym pamiętać.

Z drugiej strony tworzenie utopii „liberalnego” bezpieczeństwa domaga się naszego współudziału. Jak musimy pomóc? Choćby informując służby o pozostawionych pakunkach czy zbyt długo stojących pojazdach. Czujność jest niezbędna, gdyż wróg nie śpi. Wrogiem jest terrorysta, ale czy tylko on? Nieważne. Ważne, że ktoś czuwa, by świat był bezpieczny dla wolności. Tylko czy przypadkiem ta wolność nie przechodzi w tyranię?

 

 

Marcin Jendrzejczak

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij