Unijna dyrektywa ograniczająca możliwość peklowania mięsa nie jest nowością, ale koalicja PO-PSL zignorowała apele branży mięsnej o wywalczenie wyłączenia spod przepisów popularnej na polskich stołach peklowanej golonki. Tak produkt dotąd tradycyjny staje się zakazanym. Straty branży liczone są w setkach tysięcy złotych.
Problemów można było uniknąć, bo na niekorzystne zapisy branża mięsna zwracała uwagę rządu już w 2014 roku. Sprawa jednak utknęła w ministerialnej szufladzie. W efekcie produkcja golonki peklowanej wygasa.
Wesprzyj nas już teraz!
Problem polega na tym, że do peklowania używana się m.in. azotanów i azotynów, tymczasem UE pozwala do sparzonej golonki dodawać tylko sól. Składniki niezbędne do peklowania w używanych ilościach nie są szkodliwe i są wykorzystywane przy produkcji wędlin. Początkowo inspekcje przymykały oko na unijne przepisy. Teraz jednak sytuacja się zmieniła.
– Długo inspekcja handlowa i weterynaryjna jakby nie dostrzegały tych przepisów, wiedząc, że nie mają sensu, są przesadne, ale kilka miesięcy temu sytuacja się zmieniła. Nagle zaczęto je rygorystycznie stosować – przyznaje przedsiębiorca Gerard Szajek, członek Ogólnopolskiego Cechu Rzeźników-Wędliniarzy.
Oczywiście golonkę można zapeklować samemu, niemniej jest to czasochłonne zadanie. Czy tradycyjna golonka zostanie ocalona? Jest taka szansa, bo Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi podjęło temat i przekazało stanowisko branży do Komisji Europejskiej, by wyjąć golonkę spod unijnej dyrektywy. Procedury są jednak czasochłonne. W tym czasie rzeźnicy dla spokoju rezygnują z produkcji tego przysmaku. – Ja nie robię jej od połowy lutego. I nie będę do wyjaśnienia sprawy – zapowiada Szajek. Jego zakład traci na tym na obrotach ok. 25 tys. zł miesięcznie. W skali kraju są to setki tysięcy, jeśli nie miliony złotych.
Źródło: „Gazeta Polska Codziennie”
MA