Edukacja włączająca realizuje rodzaj zaprogramowanej i sowicie opłacanej rewolucji kulturowej. Tym razem ideologiczny „marsz przez instytucje” maszeruje poprzez polski system oświaty. Co gorsza – przewrót kulturowy dokonywany jest z wykorzystaniem kolejnej mniejszości społecznej.
Dotychczasowa lewicowa metoda poruszania antydyskryminacyjnych strun sprawdziła się i przyniosła pożądaną dekonstrukcję tradycyjnych społeczności i narodów z wykorzystaniem mniejszości etnicznych, grup imigrantów, kobiet, mniejszości seksualnych i osób z zaburzoną płciowością. W wypadku edukacji włączającej mniejszość ratowana przed „złem tego świata” to – o grozo! – dzieci i młodzież z rozmaitymi, rozwojowymi i nabytymi dysfunkcjami. Pod pozorem obrony interesów tej grupy uczniów podejmowane są konkretne, wręcz niszczące, działania. Są one szkodliwe i dla tych uczniów, i dla całego otoczenia szkolnego.
Integracja, klasy integracyjne, przedszkola integracyjne, szkoły integracyjne – przez lata nie budziły niepokoju i były odbierane jako wielka szansa dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Pod jednym wszakże warunkiem – istnienia placówek kształcenia specjalnego, ich unowocześnienia i rozwoju, zwiększania liczby szkół specjalnych i ich dostępności. Szczególnie dla uczniów z niepełnosprawnościami intelektualnymi w stopniu znacznym [terminu upośledzenie umysłowe obecnie nie stosuje się w oświacie z powodu możliwego posądzenia o dyskryminację, jednak w medycynie nadal opisuje on te zjawiska] była to realna możliwość społecznego zaistnienia, nauki samoobsługi i niekiedy zawodu. Także – możliwość wsparcia dla rodzin, poprzez tworzenie więzi osób dotkniętych podobnymi problemami, często wielkimi rodzinnymi tragediami.
Wesprzyj nas już teraz!
Likwidacja szkolnictwa specjalnego lub – co bardziej prawdopodobne – jego stopniowa cicha samolikwidacja, jest wpisana w utopijną ideę „włączenia”. Jasno wskazuje na to przebieg tworzenia Specjalistycznych Centrów Wspierających Edukację Włączającą, odsysających kadry ze szkół specjalnych lub wręcz powstających na skutek przekształcania się niektórych zespołów szkół specjalnych.
Przez lata nie było nikogo, kto zakwestionowałby słuszne decyzje o budowie podjazdów i wind dla uczniów na wózkach. W kontekście integracji mówiono od lat 90-tych i pisano głównie o uczniach z dysfunkcjami sensorycznymi. Dziecko na wózku stało się ikoną w każdym podręczniku szkolnym i każdej pomocy dydaktycznej, jako przykład słusznej i możliwej do zrealizowania integracji.
Obecnie okazało się, że tak pojęta, sprawiedliwa i społecznie akceptowana integracja posłużyła jako wytrych – ku inkluzji, czyli pełnemu włączeniu. Dziś w ogólnodostępnych oddziałach uczą się na równi dzieci bez deficytów, jak i z każdą możliwą dysfunkcją, w tym: niewidomi, głuchoniemi, z afazją, niepełnosprawni ruchowo, z upośledzeniem umysłowym, autystyczni i niedostosowani społecznie.
Z roku na rok w szkole coraz liczniej pojawiali się uczniowie z orzeczonymi rozmaitymi dysfunkcjami. W wielu przypadkach orzecznictwo budziło wątpliwości, a doświadczeni nauczyciele wskazywali często na banalne lenistwo uczniów i brak dozoru w domach rodzinnych. Tajemnicą poliszynela było ułatwianie sobie życia przez rodziców, zwalnianych często z odpowiedzialności za problemy szkolne ich dzieci, poprzez orzecznictwo i dzięki opiece specjalistów. Stopniowo pojawiły się coraz liczniejsze orzeczenia o ADHD, autyzmie, Aspergerze. Cywilizacyjny postęp i rozkład tradycyjnej rodziny współgrał z tą falą nowych typów dysfunkcji, a nowocześni psycholodzy i pedagodzy coraz łatwiej diagnozowali kolejne przypadki. Olbrzymia ilość orzeczonych „specjalnych potrzeb edukacyjnych” była jednym z koronnych argumentów o konieczności przebudowy całego systemu oświaty, który stał się niewydolny wobec tej ilości problemów zdrowotnych dzieci.
Równocześnie – posługując się nośnymi hasłami o prawach rodziców – zmieniono przepisy tak, by jedynie rodzic decydował o tym, do jakiej placówki szkolnej skieruje swoje dziecko. Skutkuje to tym, iż poradnie psychologiczno-pedagogiczne i ich orzecznictwo przestało być decydujące, a same orzeczenia i opinie nie muszą nawet obecnie być przedstawiane przez rodziców w szkole. Wielu pedagogów podkreśla, jak radykalnie się zmieniła ich rola, obecnie nie jest nią pomoc dziecku w wychowaniu i zdobywaniu wiedzy oraz umiejętności, ale działania osłaniające i zapewniające tzw. dobrostan dziecka.
Niekiedy jeszcze, widząc problemy z nauką i zachowaniem dziecka w klasie, doświadczony szkolny psycholog we współpracy z nauczycielem wydobywa kluczowe dokumenty od opornych rodziców, którzy nie chcą się przyznać przed sobą i światem, jak głębokie problemy ma jego dziecko. Nieświadoma i nastawiona na „włączenie” postawa rodziców często zaprzepaszcza możliwość udzielenia wczesnej i koniecznej pomocy ich dzieciom. Ale na jak długo jeszcze wystarczy nauczycielom sił i samozaparcia wobec coraz liczniejszych takich przypadków, i to w klasach liczących do 30 uczniów. Włączenie uczniów niepełnosprawnych ze wszystkimi typami dysfunkcji w życie klasy dokonywane jest obecnie bez żadnych wyjątków.
Procesowi zmian organizacyjno-prawnych towarzyszy od lat zmasowana kampania prointegracyjna, a obecnie prowłączająca. Ma ona cechy typowej indoktrynacji, głosy rozsądku i sprzeciwu pojawiają się sporadycznie, gdyż trudno wprost występować przeciw własnym szefom. W anonimowej ankiecie Głosu nauczycielskiego przeprowadzonej w 2021 r. aż 88% nauczycieli wypowiedziało się przeciw edukacji włączającej.
Media z rzadka podejmują temat, pomimo pism i protestów podjętych przez oba główne nauczycielskie związki zawodowe w 2021 r. Pozytywnie przedstawiana edukacja włączająca jest za to na ustach wszystkich, wystarczy otworzyć strony ministerstw, Ośrodka Rozwoju Edukacji, uczelni pedagogicznych, ośrodków szkoleniowych etc… Na filmikach i konferencjach zachwyceni funkcjonariusze „kadr włączających” przedstawiają tę utopijną wizję edukacji jako jedyną słuszną perspektywę szczęśliwej szkoły.
Obecnie opadła kurtyna – dawną troskę o uczniów niepełnosprawnych przesłaniają hasła „równości szans” i „nowej filozofii myślenia o edukacji”. Mówi się już otwarcie o „inkluzji bez barier”, „szkole dla każdego”, „edukacji dla wszystkich” w każdej polskiej szkole.
„Edukacja ta stawia za cel wyposażenie uczniów w kompetencje niezbędne do stworzenia w przyszłości włączającego społeczeństwa, czyli społeczeństwa, w którym osoby niezależnie od różnic m.in. w stanie zdrowia, sprawności, pochodzeniu, wyznaniu są pełnoprawnymi członkami społeczności” – czytamy na stronie https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/edukacja-wlaczajaca
Wynika z tego jasno, że nie o wiedzę i nie o umiejętności ucznia chodzi w procesie edukacji, tylko o budowę „włączającego społeczeństwa” i kształtowanie „kompetencji niezbędnych”, by je stworzyć!
Obfity strumień finansowania, który płynie na inkluzję, świadczy o ideologicznych ”równościowych” podstawach tego zamysłu. Dokonywana metamorfoza polskiej szkoły, która postępuje od początku lat 90-tych, ma silne wsparcie w Agendzie ONZ na rzecz Zrównoważonego Rozwoju 2030 i finansowana jest przez instytucje międzynarodowe, głównie Komisję Europejską. W ostatnim roku, do 31 grudnia 2022 r. na samo pilotażowe powołanie szesnastu SCWED, specjalistycznych centrów wspierających projekt, zaplanowano 31 088 194,30 zł [ wkład Europejskiego Funduszu Społecznego wynosi 27 979 374,87 zł. Z tej kwoty tylko 10% może być przeznaczone na zakup specjalistycznego sprzętu, reszta – na „działania merytoryczne”. Niedawno, bo 6 września – jak czytamy – dodano do grantu jeszcze milion złotych. Fala szkoleń dla „kadr włączających” objęła wszystkie województwa, realizowane są one za gigantyczne środki unijne w większości przez firmy szkoleniowe i doradcze. Co ma to wspólnego z pomocą udzielaną dzieciom niepełnosprawnym, na co środków wciąż braknie?
Za tym finansowaniem idą wprost już wyrażane naciski UE wobec polskiego państwa o jeszcze większą gorliwość we wdrażaniu toksycznej inkluzji.
Przykładem stosowania tego mechanizmu jest niedawna wizyta w Polsce delegacji Parlamentu Europejskiego. 19 września 2022 r. do Ministerstwa Edukacji i Nauki delegacja ta przybyła pod dowództwem europosłanki Dolors Monserrat, członka Komisji Petycji Parlamentu Europejskiego. Pretekstem były petycje, złożone przez dwie polskie obywatelki w kwestii dostępności szkolnictwa dla dzieci niepełnosprawnych. Zostało to wykorzystane, by bezpośrednio nacisnąć na mało aktywny – zdaniem dawców środków finansowych – polski rząd. I oto Sekretarz Stanu w MEiN, Pełnomocnik Rządu do spraw wspierania wychowawczej funkcji szkoły i placówki, edukacji włączającej oraz kształcenia zawodowego, Marzena Machałek wyjaśnia, jak dalece myli się PE i jak wspaniale przebiega realizacja projektu włączania, podając najświeższe – i wielce niepokojące – dane.
„Dodatkowe 180 mln zł przeznaczono w roku szkolnym 2021/22 na pomoc psychologiczno-pedagogiczną. Od września 2022 r. rozpoczęto wdrażanie standardów zatrudniania nauczycieli specjalistów w placówkach ogólnodostępnych oraz integracyjnych. Planuje się, że dzięki tym działaniom liczba specjalistów zwiększy się z obecnych 21 tys. do 51 tys. w 2024 r. (wzrost o 143%)” – czytamy na stronie MEiN.
Nasuwają się pytania – Skąd znajdzie się taka grupa specjalistów? Czy nie zubożą się o nich dotychczasowe szkoły specjalne – wydaje się to nieuniknione! W jakim trybie kształcenia ma się to odbyć oraz jakiej będą jakości nowe kadry? „Wdrażanie standardów” brzmi groźnie, gdy pobudzić wyobraźnię.
Kuźnia kadr włączających ma zmienić obraz pojmowania edukacji włączającej w społeczeństwie na wielką skalę. „Docelowo z zakresu edukacji włączającej przeszkolonych zostanie 28 tys. osób, w tym dyrektorzy, nauczyciele, specjaliści, przedstawiciele samorządów, pracownicy kuratoriów oświaty i rodzice – za 52 mln zł.” – j.w.
Źle wróżą kolejne informacje płynące z MEiN. Jak czytamy:
„Opracowane zostały standardy oceny funkcjonalnej oraz nowoczesne narzędzia diagnostyczne do oceny rozwoju dzieci i uczniów oraz materiały do pracy postdiagnostycznej. W 2022 r. rozpoczną się szkolenia pracowników poradni psychologiczno-pedagogicznych w zakresie oceny funkcjonalnej”.
Zniwelowanie szkolnego systemu oceniania i wprowadzenie totalnego monitoringu ucznia i rodziny, nazwanego oceną funkcjonalną, zdaje się być mocno zaawansowane.
Walec inkluzyjności jeździe przez najwyższe instytucje w Polsce. 5.07.2022 r. wszedł w życie „Krajowy Program Działań na rzecz Równego Traktowania na lata 2022-2030”, który zawiera III Priorytet Edukacja. W nim znalazł się zapis o „ wsparciu włączającego systemu edukacji m.in. w kontekście treści programowych, procedur i dostępności placówek edukacyjnych.”
Wprawdzie to „tylko” program, ale zarazem „aż” program polskiego rządu, który generuje określone decyzje MEiN i Pełnomocnika Rządu do spraw wspierania wychowawczej funkcji szkoły i placówki, edukacji włączającej oraz kształcenia zawodowego.
O dzieciach z niepełnosprawnościami nie mówi się dziś już tak często, jak kiedyś, ale to one są obecnie w szkołach masowych, ze swoimi problemami zdrowotnymi, psychicznymi, rozwojowymi. Coraz częściej, po kilku latach takiej konfrontacji ze światem rówieśników, są zabierane do szkół specjalnych z pogłębionymi dysfunkcjami i nowymi problemami psychicznymi spowodowanymi traumą, odrzuceniem, niezrozumieniem lub zwyczajnym hałasem podczas przerw.
„Ja specjalizuję się w spektrum i nie wyobrażam sobie, że skutecznie pracuję z osobą niewidomą lub głuchą – nie znam Braille czy języka migowego. W Laskach siostry, od czasu edukacji włączającej obserwują nowe zjawisko. Trafiają do Lasek dzieciaki w wieku 10-12 lat, które nic nie potrafią. Zaczynają od poziomu czterolatków, uczą się tego, co już dawno powinni umieć. Dzieci z Zespołem Downa, kiedy dorastają zaczynają się orientować, że nie są tak samo traktowane przez rówieśników, i przeżywają dramat” – pisze Jagna, nauczyciel wspomagający, w komentarzu pod audycją J. Pospieszalskiego dla pch24.pl na temat zagrożeń w szkole.
Co na to rodzic? Przekonany, że szkoła masowa zapewni jego dziecku niewidzącemu, niesłyszącemu, z głębokim autyzmem, z niepełnosprawnością umysłową fachową opiekę i dostosowane kształcenie – tak jak robiły to do tej pory ze świetnymi efektami szkoły specjalne – posyła swoje dziecko tam, gdzie ma najbliżej, czyli do szkoły ogólnodostępnej.
Często rodzic już nawet nie poszukuje tak dawniej cenionej szkoły integracyjnej, gdyż jest za daleko, a on jest coraz bardziej zajęty. Powiedziano mu, że w szkole masowej opieka jest podobna, nauczyciel wspomagający [jeden na 5 uczniów z rozmaitymi dysfunkcjami!] rozwiąże problemy dziecka, a pozostali uczniowie w klasie na pewno wykażą się wobec niego empatią.
„Ile szkód robi to tzw nauczanie włączające, wiedzą tylko nauczyciele szkół specjalnych, do których w końcu trafiają te dzieci. Dzieci zastraszone, negatywnie nastawione do rówieśników, przekonane, że do niczego się nie nadają. Nauczyciel wspomagający nie zastąpi rówieśników i budowania normalnych relacji. Trudno też dziwić się dzieciom bez dysfunkcji, że są zmęczone i nie do końca chętne do tej sztucznej integracji” – tak wspomnianą audycję komentuje Iwona S.
Odpływ uczniów ze szkół specjalnych postępuje, kadry pracujące przez lata z dziećmi, zgodnie ze swoim powołaniem, są stopniowo przekwalifikowywane na …. nauczanie innych nauczycieli. Dzieje się tak m.in. w ramach Specjalistycznych Centrów Wspierających Edukację Włączającą. Centra te – zauważmy – nie wspierają uczniów ze specjalnymi potrzebami. One zgodnie z nazwą wspierają „edukację włączającą” i są zaczynem wprowadzanych zmian w oświacie! 19 września Minister Marzena Machałek wymienia SCWEW jako istotny element całej układanki.
Na początku 2021 r. wielu nauczycieli i pedagogów, głównie ze szkół specjalnych, skierowało do MEIN list z podpisami przeciw „edukacji włączającej”. Uspokojono ich wówczas, że szkoły specjalne nie zostaną zlikwidowane. Zapewne nie znikną za rok czy dwa, ale stopniowo ulegną samolikwidacji, z braku kadr i … braku uczniów, posyłanych do szkół masowych przez nieświadomych wielu zagrożeń rodziców.
Zastanawia wielość interpelacji poselskich kierowanych w 20121 do MEiN przez różnych posłów – wszystkie niemal dotyczą edukacji włączającej, ale konkretów w odpowiedziach ze strony ministerstwa trudno szukać. Są niemal wyłącznie demagogiczne zachwyty – niczym z propagandowego poradnika – dla przyjętych rozwiązań i dostarczanie kolejnych argumentów „za”. Jeśli pojawiają się wątpliwości co do sensu i skuteczności działań podejmowanych przez resort, to znaczy, że należy zdwoić wysiłki i finansowanie, a nie rozważyć zmianę i przyjąć logiczną argumentację oponentów.
W licznych krajach podobna erozja oświaty postępuje od lat; źródła programowania i finansowania są te same. Część państw już wycofała się ze skrajnej inkluzyjności, widząc katastrofalny upadek oświaty. Placówki specjalne zostały reaktywowane po latach ich likwidacji – stało się tak np. w Australii, jednak skutki pozostały, a generalne utopijne założenia – utrzymano w mocy. W bogatych krajach zdolni uczniowie mają zapewnione dobre, wymagające i wcale nieinkluzyjne kształcenie w drogich szkołach prywatnych oraz – jak w Wielkiej Brytanii – w specjalnie tworzonych szkołach dla elit. A u nas?
W Polsce zostały nam jeszcze szczegółowe i logicznie skonstruowane programy nauczania [osobne dla uczniów z niepełnosprawnością intelektualną]. Mamy podręczniki, klasy i nauczycieli, co wcale nie jest takie oczywiste w wielu krajach, gdzie inkluzja panoszy się od lat 60- tych.
Stosujemy sprawdzony system oceniania. Choć ostatnio także w Polsce są podejmowane zdradliwe próby jego dekonstrukcji, poprzez proponowaną w edukacji włączającej „ocenę funkcjonalną”. W rzeczywistości jest to system kontroli i monitorowania ucznia i jego rodziny przez zewnętrzne podmioty działające ponad szkołą.
Mamy też szkolnictwo specjalne – doskonałą, zaangażowaną i dobrze wykształconą kadrę oraz obiekty z nowoczesnym specjalistycznym wyposażeniem.
Brońmy tych redut normalności!
Szanujmy każdego ucznia i troszczmy się o niego. Chciejmy mu pomóc jako dziecku i jako osobie. Nie traktujmy go jak puzzla służącego do zaprogramowanego „włączenia”.
Na koniec, jako podsumowanie, głos praktyka :
Stop edukacji włączającej!!! Jestem oligofrenopedagogiem, po 31 letnim doświadczeniu wiem, że nigdy uczeń upośledzony umysłowo nie powinien być objęty nauczaniem w szkole masowej, ze względu na swoje inne predyspozycje intelektualne, emocjonalne, społeczne, zainteresowania, jak i na sprzężenia psychiatryczne, które pojawiają się w 90% u dzieci niepełnosprawnych. Dziecko z niepełnosprawnością nigdy nie „uniesie normy intelektualnej”, nie będzie takie samo, nie będzie towarzyszem dziecka pełnosprawnego i to mówię z troską i z całym szacunkiem Protestujmy przeciwko tej zbrodni! LS – z komentarzy pod audycją blogera G. Płaczka na ten temat.
Hanna Dobrowolska
ekspert oświatowy