Rodząca się na naszych oczach nowa „eko-feministyczna teologia” wściekle atakuje prawdy, których od dawna naucza Kościół. Warto więc przyjrzeć się pismom promotorów tego nurtu teologicznego.
W Chile ukazała się książka Del Cielo a la Tierra [Z nieba na ziemię], będąca antologią głównych autorów teologii feministycznej i eko-feministycznej. To amerykańskie aktywistki tego dziwnego nurtu, a wyboru tekstów dokonała jedna z nich – świecka misjonarka Judith Ress – we współpracy z innymi kobietami z grupy nazywającej się Colectivo Con-spirando [Konspiracyjny kolektyw]. Autorki już we wstępie zapraszają czytelników „do słuchania nowych głosów zmierzających do dekonstrukcji dzieł teologów Północy i dążących do zaśpiewania nowej pieśni własnymi głosami”.
Wesprzyj nas już teraz!
Niektóre główne idee zawarte już we wstępie do książki wskazują, że teologia feministyczna ma za zadanie pokazać, że to „interpretacja fizycznego ciała ludzkiego jest absolutnie kluczowa dla zrozumienia społeczeństwa”. Eko-feministyczna duchowość jest bowiem „ugruntowana na naszej zmysłowości i seksualności”. Czytelnik odkrywa przy tym, że teologia feministyczna jest „wielkim ekumenicznym zadaniem opowiadania historii, celebrowania i krytykowania naszych tradycji”. Taka teologia jest relatywistyczna, ponieważ „świadczy o zmieniającej się i dynamicznej naturze relacji, a więc i samej teologii”. Teologia ta nie uznaje „ani boga, ani wcielenia, grzechu, ani zadośćuczynienia”. „My, feministki, przyjmujemy prerogatywę ponownego tłumaczenia tradycyjnych norm chrześcijańskich lub religijnych, takich jak założenie, że pycha jest grzechem”.
Wydaje się więc, że w takiej teologii nie pozostaje nic tradycyjnego, ponieważ nie ma pewności, że jakakolwiek dzisiejsza prawda jutro wciąż będzie prawdziwa. Jest to szczyt relatywizmu, a zatem… negacji religii. Ta neo-teologia nieustannie potwierdza tezę, że pycha nie jest grzechem, jak będzie to widać poniżej. Zawiera ona także odwrotną tezę: dla kobiety to pokora jest grzechem.
Inna główna propagator tego nurtu zauważa głęboko rewolucyjny charakter tej neo-teologii, mówiąc, że „rewolucja kobiet w społeczeństwie judeo-chrześcijańskim jest dynamiczna i antykościelna (…) To dlatego, że tradycja judeo-chrześcijańska legitymizuje patriarchat (…) który rewolucja kobiet odrzuca. Jest to zatem postchrześcijańska rewolucja duchowa”.
Kolejna kobieta-teolog wyjaśnia tę postchrześcijańską duchowość: „podróż kobiet w kierunku transformacji polega więc na egzorcyzmowaniu zinternalizowanego ojca w jego różnych przejawach (…). Ten proces demistyfikacji, wstawania i wydostawania się z kłamstwa jest ekstazą”.
Według eko-feministycznej teolog Marii Condren, Księga Genesis jest „fundamentalnym mitem patriarchatu”. W swym tekście zatytułowanym Ewa i wąż: Mit założycielski patriarchatu stwierdza, że „w końcu wąż miał rację. Pierwsi ludzie nie umarli, gdy zjedli owoce z zakazanego drzewa i poznali dobro i zło”. Jednak, chociaż wąż okazał się mieć rację, „a Jahwe chciał powstrzymać Adama i Ewę od poznania dobra i zła, to wąż otrzymuje karę a kobiety zostały podporządkowane mężczyznom i stały się odpowiedzialne za zmiażdżenie starożytnego źródła siły i pociechy, czyli bogini w postaci węża”.
Elizabeth Schüssler Fiorenza, również teolog ekologiczno-feministyczna, proponuje zaś następujące nawrócenie Kościoła: „Egzorcyzmując zinternalizowane zło strukturalne patriarchalnego seksizmu i wzywając cały Kościół do nawrócenia, chrześcijański feminizm i teologia feministyczna ratują prawo i władzę do artykułowania naszej własnej teologii. Prawo do stania się kościołem kobiet!”.
Zmarła już teolog i zakonnica, Madonna Kolbenschlag, proponuje natomiast formułę-rytuał, swoisty „egzorcyzm” przeciwko „mitowi Ewy” służącemu według niej jako podstawa doktryny o patriarchacie: „Pamiętając historię Ewy i ogrodu pokus, gromadzimy się, by czytać historię Księgi Rodzaju (…) Na koniec każdej lektury wszystkie zgromadzone kobiety śpiewają energicznie: to nie jest wola ani słowo Boże!. Następnie jabłko jest błogosławione i przekazywane od jednej kobiety do drugiej słowami: Bierz i jedz, bo jest dobre, i ty jesteś dobry”.
Pamiętamy oczywiście, że jabłko jest symbolem owocu zakazanego przez Boga, a więc i symbolem grzechu. Wąż jest symbolem diabła. Jedzenie jabłka w takim obrządku jest zatem zaprzeczeniem koncepcji grzechu pierworodnego i całej teologii katolickiej opartej na Księdze Rodzaju. Co więcej, ma wzbudzać sympatię uczestników wobec węża, czyli diabła!
I rzeczywiście, niektóre parafie katolickie i grupy kościelne w stolicy Chile, Santiago, już nauczają i praktykują ten rzekomy egzorcyzm. Kobiety „nauczycielki” przyciągnęły już uczniów, którzy przekazują swoje lekcje nowym adeptom tego nurtu.
Co będzie dalej?
Juan Antonio Montes Varas
Tfp.org