Skandal spowodowany wystawieniem w warszawskim Teatrze Powszechnym bluźnierczej „Klątwy” sprowokował Grzegorza Brauna do zainicjowania dyskusji o celowości państwowego mecenatu nad kulturą i sztuką. Zdaniem dokumentalisty, administracja powinna trzymać się na dystans od tej dziedziny.
„Powiedzmy to wyraźnie: państwo powinno być trwale oddzielone od jakiejkolwiek działalności o charakterze kulturalno-rozrywkowym. Ponieważ efekty tej działalności są z zasady nieodzownie kontrowersyjne – bo nie ma, na szczęście, żadnego miernika i skali, wedle której można by urzędowo oceniać, co gustowne i co sensowne, a co wręcz przeciwnie” – czytamy w tekście Grzegorza Brauna opublikowanym w „Polsce Niepodległej”.
Wesprzyj nas już teraz!
„Państwo zatem – jako wielkie dobro publiczne – nie powinno w ogóle angażować swego autorytetu w jakiekolwiek artystyczne kontrowersje. Nie powinno brać odpowiedzialności za życiowe decyzje nieudaczników, którzy raz wstąpiwszy na artystyczną uczelnię państwową, do końca życia nie będą już znali świata poza etatem, dotacją, ewentualnie europejskim grantem. A za dostęp do tych konfitur będą się wywdzięczać, szerząc propagandę wspierającą ten właśnie chory kształt ustrojowy Polski, Europy i całego globalnego świata, w którym wszyscy ludzie na poziomie hołdują tej samej poprawności politycznej i wyznają tę samą zastępczą religię dla niewierzących, tj. marksizm kulturowy” – zauważa dokumentalista.
Braun zwraca jednocześnie uwagę na genezę obowiązującego obecnie systemu. „Jaki jest wspólny mianownik tych artystycznych prowokacji? Otóż zawsze, bez wyjątku były one przynajmniej częściowo, choć przecież najczęściej w 100 proc. ufundowane przez nas samych. Tak jest: naród polski – poprzez utrwalony jeszcze za PRL-u system podatkowy – partycypuje nieustannie w tworzeniu, eksponowaniu i reklamie takiej aktywności, która dla zdecydowanej większości z nas ma charakter jeśli nie wprost obraźliwy i oburzający, to w każdym razie nierozumny i niewart jakiegokolwiek wsparcia. O opinię i o wolę sponsorowania takiej sztuki nikt nas jednak nie pyta – bo do demokratycznej retoryki propagandowej i dogmatyki politycznej należy wszak państwowy mecenat artystyczny” – przekonuje reżyser zauważając, że szkalujący wiarę katolicką i polskość „twórcy” niemal zawsze działają w ramach instytucji „narodowych” z nazwy. Czas to skończyć!
„Trzeba po prostu skończyć z gwarantowaniem popytu na działalność ich wszystkich: komunistów, sodomitów, zawodowych semitów i ochotniczych judoentuzjastów, sfanatyzowanych demokratów, modernistów, pacyfistów, eugeników, aborcjonistów i genderystów, a nierzadko i satanistów – trzeba przestać fundować im frajdę opluwania nas” – pisze konserwatywny dokumentalista.
Tymczasem, jak zauważa Grzegorz Braun, paradygmat o konieczności finansowania sztuki i „sztuki” przez państwo jest mocno zakorzeniony nawet na prawicy, za sprawą rozpowszechnienia się oświeceniowych przesądów zainstalowanych nad Wisłą przez wolnomularzy działających u kresu I RP. A przecież nie jest konieczna państwowa kontrola nad sztuką, czego dowodzi fakt, że wielcy polscy twórcy nie mieli wydanych przez urząd „papierów” na bycie artystą.
Źródło: polskaniepodlegla.pl
MWł