Grzegorz Braun nie trafi do aresztu. Przynajmniej na razie. Reżyser chciał poddać się karze, nie został jednak przyjęty. – Obrazą sądu jest to, czego wymiar sprawiedliwości dopuszcza się wobec mnie już siódmy rok – mówi PCh24.pl Braun przedstawiając sprawę trwającego ponad 6 lat procesu i skazania go na areszt.
Sąd ukarał Grzegorza Brauna siedmiodniowym aresztem. – Nie wiadomo czy zostanę przyjęty do aresztu, bo przecież na skutek przeludnienia, zdarzają się sytuacje, gdy zgłaszających się do odbycia kary zakłady penitencjarne odprawiają z kwitkiem – stwierdza w rozmowie z PCh24.pl reżyser.
Wesprzyj nas już teraz!
Tak się faktycznie stało. Braun zgłosił się do wrocławskiego aresztu. Nie został jednak przyjęty. Reżyser zgłosił się więc do sądu, do wydziału odwoławczego, który zasądził karę. Tam dowiedział się, że powinien pójść na policję. – Przypuszczam, że dokumenty tej sprawy krążą teraz między sądem a policją. Być może przyjdzie do mnie jakieś wezwanie do poddania się karze lub po prostu zostanę zatrzymany – mówi Braun.
Specjalnie dla nas, reżyser opowiedział o przebiegu sprawy dotyczącej rzekomego pobicia przez niego… pięciu policjantów (sic!).
– Od blisko siedmiu lat staję przed sądami z powodu fałszywego oskarżenia prokuratury o rzekomą napaść na policję. Tymczasem sprawy miały się zupełnie inaczej. To ja, w kwietniu 2008 roku, zostałem zaatakowany i bezprawnie zatrzymany przez wrocławską policję, na co się poskarżyłem. Skarga ta jednak została odrzucona lekką ręką – przypomina Grzegorz Braun. Po odrzuceniu skargi, to wrocławski reżyser został postawiony w stan oskarżenia.
Proces toczy się nieprzerwanie od wielu lat. Wrocławski reżyser ocenia, że prokuratura działa wspólnie ze „skorumpowanym” stanem sędziowskim oraz policją. Jak wygląda wersja zdarzeń przedstawiana przez reżysera? Nim doszło do zatrzymania Grzegorza Brauna w 2008 roku podczas politycznej manifestacji we Wrocławiu, ten poprosił nieumundurowanego policjanta, by się wylegitymował. Na to jego przełożony miał powiedzieć: „co się będziesz z nim p…” – To jest bandytyzm – ocenia Braun i relacjonuje, jak policjanci rzucili go na ziemię i skuli kajdankami wyłamując dwa kciuki.
Grzegorz Braun wskazuje na szereg nieprawidłowości w trakcie trwającego sześć lat procesu. – Wszystko wskazuje na to, że doszło do ewidentnych fałszerstw w dokumentach policyjnych – mówi. Reżyser wskazuje na przykład, że z dokumentacji wynika, iż policjant zatrzymujący „musiałby mieć dar bilokacji”. – Wystawiono na jego nazwisko dokumenty w tym samym czasie, w dwóch różnych miejscach – chodzi o badanie alkomatem i obdukcję lekarską – twierdzi reżyser.
Za co Grzegorz Braun otrzymał karę siedmiodniowego aresztu? Zdaniem sądu miał nazwać policjanta – tego, który zatrzymał go 6 lat temu – „bandytą” i „złodziejem”. Jak relacjonuje reżyser, faktycznie nazwał policjanta „bandytą”, ponieważ na to wskazywało jego zachowanie podczas zatrzymania w 2008 roku. Nie użył jednak słowa „złodziej”. Ponadto policjant ten, wezwany na świadka, miał zaglądnąć jedynie do sali sądowej i wymienić z sędzią kilka słów. Jak twierdzi Braun, sędzia pytał go czy ma coś do dodania w tej sprawie. Funkcjonariusz nie był więc de facto przesłuchiwany w charakterze świadka. Grzegorz Braun nie mógł na przykład zadawać mu pytań. – To było naruszenie mojego prawa do obrony – mówi.
Za słowa skierowane wobec policjanta sąd skazał wrocławskiego reżysera na karę grzywny. Usłyszawszy ów wyrok, Braun opuścił wraz z adwokatem salę sądową. I za to sąd skazał go na 7 dni aresztu. – Wymierzając mi karę grzywny, sąd powołał się na niewypowiedziane słowo. Nie użyłem słowa „złodziej” – przypomina reżyser. A jak komentuje sprawę skazania na areszt? – W tej sprawie to ja występuję w obronie wymiaru sprawiedliwości w Polsce i ja bronię honoru sędziowskiego, który łajdacy poprzebierani za sędziów nieustannie szargają. Obrazą sądu jest to, czego wymiar sprawiedliwości dopuszcza się wobec mnie już siódmy rok – podsumowuje Braun.
ged