Z niewytłumaczonych powodów radykalnie spadła w ciągu ostatniej dekady liczba urodzeń w krajach Ameryki Łacińskiej oraz na Karaibach. Portal Deseret News z USA opisuje szerzej to zjawisko, rysując perspektywy demograficzne dla poszczególnych części świata.
Przyzwyczailiśmy się, że liczne i wielodzietne rodziny to nieodłączna cecha, która charakteryzuje tamten region świata. W ostatnich latach wpisuje się on jednak w tendencje typowe dla zamożniejszych regionów, gdzie inżynierowie społeczni wtłaczają kolejnym już pokoleniom wzorce kulturowe prowadzące w dłuższym okresie do stopniowego wyludnienia. Tyle że w bogatszych krajach Zachodu postępuje zjawisko wymiany ludności w związku ze sterowaną i masową imigracją.
Wesprzyj nas już teraz!
Przed dwoma laty magazyn „Americas Quarterly” odnotował 5-milionowy deficyt ludności Brazylii ze względu na obniżenie notowań wskaźnika urodzeń.
„(…) nie jest w tym osamotniona. Od pół wieku wskaźniki dzietności na całym świecie spadają dzięki połączeniu czynników rosnącego poziomu wykształcenia, większego udziału kobiet w rynku pracy, wzmocnionych praw reprodukcyjnych i szerszego dostępu do antykoncepcji. Jednak w kilku krajach Ameryki Łacińskiej i Karaibów spadek ten przyspieszył ostatnio do nieoczekiwanego poziomu, którego nawet eksperci nie potrafią wyjaśnić” – pisali lewicową nowomową autorzy magazynu.
Liczby są bezlitosne. Na przestrzeni ostatniej dekady Urugwaj zanotował spadek liczby urodzeń aż o ponad 1/3! (34 procent). Argentyna – niewiele mniejszy (32 proc.). Kostaryka – o 27 proc., Meksyk – niemal 1/4 (24 proc.), Chile i Kuba – 21 procent, Kolumbia – 13, Brazylia 10 procent.
Raport Narodów Zjednoczonych mówi, że kraje tego regionu do 2054 roku przekroczą w dół wskaźnik zastępowalności pokoleń, wynoszący 2,1 dziecka na kobietę. Przykładowo, dla Stanów Zjednoczonych wynosi on obecnie zaledwie 1,6, co oznacza prognozę spadku liczby ludności o ile Waszyngton podtrzyma obecną surową politykę imigracyjną.
Na biegunie najwyższej dzietności klasyfikują się kraje regiony Afryki Subsaharyjskiej. Jeśli wziąć pod uwagę średni wskaźnik dla całego świata – 2,2 – widzimy, że minimalnie przekracza on poziom zapewniający zastępowalność pokoleń. Jeszcze w 1990 roku wynosił on jednak 3,3, zaś w latach 50. minionego wieku – aż 5.
„Wiele krajów charakteryzuje się bardzo niską dzietnością, co prowadzi zarówno do spadku liczby ludności, jak i znacznego starzenia się społeczeństwa. Organizacja Narodów Zjednoczonych podaje, że 10% krajów ma obecnie dzietność poniżej 1,4 urodzeń na kobietę, a w czterech spośród nich – Chinach, Republice Korei, Singapurze i na Ukrainie – dzietność spadła poniżej 1 urodzeń na kobietę” – czytamy na łamach Deseret News.
Wiosna Afryki, jesień Zachodu
Portal przytacza szereg komentarzy na ten temat autorstwa mediów tak zwanego głównego nurtu.
„Newsweek” ubolewał ostatnio, że „wiele krajów rozwiniętych, w tym Stany Zjednoczone, odnotowuje najniższy wskaźnik urodzeń od pokoleń – zmiana ta sygnalizuje długotrwałe niedobory siły roboczej, obciążenia usług publicznych i dominację starzejącego się społeczeństwa. Dalszy spadek może oznaczać mniejszą liczbę osób w wieku produkcyjnym utrzymujących rosnącą liczbę starszych obywateli, co osłabi bazę podatkową kraju i wywrze presję na systemy opieki społecznej”.
„The Atlantic” twierdzi, że „praktycznie jedyne kraje, które mogą utrzymać wzrost gospodarczy, są rozpaczliwie biedne”. Z kolei państwa zamożne starzeją się, natomiast te biedne „zestarzeją się, zanim osiągną bogactwo”.
Zdaniem Jamesa Pethokoukis z American Enterprise Institute korzystnym zjawiskiem związanym ze spadkiem liczby ludności jest zmniejszenie się presji na zasoby naturalne.
Efekt mniejszej dzietności łagodzony jest przez dokonujące się obecnie wchodzenie w wiek rozrodczy przez coraz większą liczbę kobiet. „Dlatego płodność może spadać szybciej niż liczba dzieci” – czytamy. Taki stan może potrwać jeszcze kilka dekad.
Na przykład, według biura budżetowego amerykańskiego Kongresu populacja Stanów Zjednoczonych będzie rosnąć jeszcze przez najbliższe 3 dekady, pomimo wskaźnika dzietności na bardzo niskim poziomie (przypomnijmy: 1,6).
Badanie przeprowadzone w zeszłym oku przez Pew Research Center pośród dorosłych osób, których wiek nie przekroczył 50 lat mówi, iż niemal połowa z nich (47 procent) nie spodziewa się już w przyszłości potomstwa. Jeszcze 7 lat temu twierdziło tak 10 procent mniej sondowanych. Wiele spośród tych osób motywowało taką deklarację „obawami o stan świata i środowiska lub po prostu brakiem chęci” – czytamy.
Według PRC, liczba ludności świata osiągnie apogeum 10,3 miliarda w 2084 roku. Po tej dacie ma już spadać.
„Największy wzrost populacji świata do roku 2100 nastąpi w Demokratycznej Republice Konga, Etiopii, Nigerii, Pakistanie i Tanzanii. Świat będzie się starzeć, bo rodzi się mniej dzieci, a ludzie się starzeją. Afryka nadal będzie najmłodszym regionem, następnie Ameryka Łacińska i Karaiby” – pisze Deseret News.
Źródło: Deseret News
RoM