4 kwietnia 2017

Hazard. Kiedy rozrywka staje się zniewoleniem

(Yamaguchi先生 at the English language Wikipedia [GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html) or CC-BY-SA-3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/)], via Wikimedia Commons)

W życiu gracza pojawia się taki moment, gdy „rozrywka” staje się „nałogiem”, a troska o los własny i bliskich odchodzi na dalszy tor. To – wedle nauki Kościoła – sytuacja moralnie nie do przyjęcia. Niestety ryzyko przekroczenia tej granicy podejmuje już co trzeci Polak. Co dwudziesty – a prawie każdy zapewnia, że problem go nie dotyczy – zostaje niewolnikiem hazardu.

 

Początki każdego romansu z hazardem są niewinne. Najczęściej jest to próba poprawienia swojego losu, chęć zdobycia dodatkowych środków na odrobinę luksusu – zwykle nieosiągalnego – na „coś ekstra”. Inną, równie silną motywacją do podjęcia gry jest nuda, szarość życia i „poszukiwanie adrenaliny”. Zaś połączenie tych dwóch motywacji – ekonomicznej i rozrywkowej – jest najprostszą drogą do wpadnięcia w nałóg. Według badań przeprowadzonych przez Fundację Centrum Badania Opinii Społecznej w 2015 roku, liczba osób uprawiających patologiczny hazard w Polsce może sięgać niemal 30 tys., przy zaobserwowanej rosnącej tendencji do uzależnień.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Mimo ostrzeżeń, a nawet dominującego w społeczeństwie przekonania, że rozpoczęcie przygody z grami losowymi może prowadzić do uzależnienia i nieszczęść z nim związanych, wielu Polaków decyduje się podjąć ryzyko. Z raportu FCBOS „Oszacowanie rozpowszechnienia wybranych uzależnień behawioralnych oraz analiza korelacji pomiędzy występowanie uzależnień behawioralnych a używaniem substancji psychoaktywnych” wynika, że w ciągu roku co trzeci Polak w wieku „15+” grał w jakieś gry na pieniądze, zaś niemal co dziesiąty gra w jakąkolwiek grę na pieniądze codziennie lub co najmniej dwa razy w tygodniu. Dominują tu gry liczbowe Totalizatora Sportowego. To blisko piąta część dość sporego i różnorodnego hazardowego rynku. Połowa aktywnych graczy zadeklarowała, że gra w więcej niż jedną grę.

 

Większość hazardzistów to mężczyźni. Jak się okazuje, wiek nie gra tu roli, choć najmniej graczy jest w grupie osób niepełnoletnich (15-17), czyli zwykle bez stałego dochodu. Coraz częściej z gier losowych korzystają emeryci. Więcej graczy – co wydaje się naturalne z uwagi na dostępność gier i wielkość populacji – pochodzi z miast. Statystycznie hazard wciąga też sporo osób dobrze wykształconych i zarabiających poniżej 2 tys. zł netto. To nie oznacza, że wsie są wolne od hazardu, bo automaty do gier, kolektury czy „zdrapki” dostępne są też w małych miejscowościach.

 

Moralna granica hazardu

Z badań wynika, że częstotliwość praktyk religijnych nie ma przełożenia na zaangażowanie w hazard. Bo i samo obstawianie zakładów grzechem nie jest. Do czasu. Tę kwestię jasno opisuje Katechizm Kościoła Katolickiego (pkt 2413): „Gry hazardowe (karty itd.) bądź zakłady nie są same w sobie sprzeczne ze sprawiedliwością. Stają się moralnie nie do przyjęcia, gdy pozbawiają osobę tego, czego jej koniecznie trzeba dla zaspokojenia swoich potrzeb i potrzeb innych osób. Namiętność do gry może stać się poważnym zniewoleniem. Nieuczciwe zakłady bądź oszukiwanie w grach stanowi materię poważną, chyba że wyrządzana szkoda jest tak mała, że ten, kto ją ponosi, nie mógłby w sposób uzasadniony uznać jej za znaczącą”.

 

Problem jest poważny, bo uzależnienie od hazardu ma swoje ponure konsekwencje. To zaburzenia osobowości, depresje, nerwice, wyczerpanie fizyczne. To także rozbicie rodzin, czy problemy w życiu zawodowym. Bo liczy się tylko to, by pozostać w grze o mityczną wysoką wygraną. I to za wszelką cenę. „To nic, że szczęście jakoś już nie dopisuje”, przecież „los się kiedyś odmieni”. Pozbawiony środków, a uzależniony od hazardu gracz gotów jest złamać prawo. Brak możliwości kontynuowania gry wywołuje u niego poczucie winy, wstydu i może zakończyć się próbą samobójczą. Nałogowego hazardzisty nie da się wyleczyć. Konieczna jest wstrzemięźliwość, unikanie pokus i silne wsparcie. Inaczej nawrót choroby jest niemal pewny.

 

Jak zauważa ks. Bogdan Peć, dyrektor Katolickiego Ośrodka Leczenia Uzależnień „Dom Nadziei” im. ks. Jeana Berthiera w Bytomiu, uzależnienie od hazardu niesie dziś za sobą na pewno więcej konsekwencji społecznych, niż przed kilkoma laty. Najbardziej skuteczne metody leczenia z uzależnienia, to te stacjonarne i całodobowe. W przypadku osób uzależnionych od hazardu brakuje tego typu placówek, bo nikt nie finansuje takiej działalności. Rozpowszechnione są za to działania ambulatoryjne, funkcjonują (nieliczne) oddziały dzienne prowadzące terapie w systemie indywidualnym i grupowym.

 

Tego typu terapie w przypadku uzależnienień są o tyle nieskuteczne, że pacjent wraca do domu, gdzie nie jest odizolowany. Tutaj musi być, przynajmniej na początku, czas na nauczenie się abstynencji. Inaczej pacjent napotyka punkt hazardowy i idzie zagrać. Może i dobrze pracował on na terapii indywidualnej czy grupowej, ale nie ma jeszcze wypracowanych mechanizmów odmawiania. Tak praca, którą wykonaliśmy na sesji zostaje zmarnowana. Wracamy do punktu wyjścia – stwierdza ks. Peć.

 

Mimo tych mankamentów ks. Peć ocenia, że obecnie podejmowane działania ukierunkowane na pomoc hazardzistom wydają się być wystarczające. Pytany zaś o zagrożenie hazardem ludzi młodych i potrzebę ich edukacji zauważył, że w tej grupie wiekowej pojawiają się inne zachowania behawioralne, groźniejsze niż hazard. – Hazard umieściłbym w połowie tej stawki. W kontekście ludzi młodych groźniejsze od hazardu jest uzależnienie od smartfonów i gier komputerowych. Na hazard trzeba mieć pieniądze. To wpływa na jego mniejszą popularność wśród młodych. A telefon komórkowy ma dziś niemal każdy – dodaje.

 

„To tylko zabawa”

Specjaliści oceniają, że czysto hobbystyczna gra jest możliwa i są osoby, które mimo podejmowanego ryzyka (stanowią oni statystycznie dość mocny trzon graczy), nigdy nie ulegną nałogowi. Formowaniu takiego modelu klienta mają służyć np. akcje Totalizatora Sportowego, który chwali się budowaniem „świadomości wśród graczy na temat bezpiecznej rozrywki”. Jednak szybko rozwijający się rynek gier i zakładów wzajemnych, rosnące wydatki polskiego społeczeństwa na gry hazardowe i wzrost liczby osób uzależnionych doprowadziły do powołania, jeszcze w 2009 roku, Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych, którego dysponentem jest minister zdrowia. Jego przychód stanowi 3 proc. wpływów z dopłat od gier objętych monopolem państwa. Tylko Totalizator Sportowy na ten cel przeznaczył dotąd kwotę niemal 35 mln zł. A to jedynie fragment działań ukierunkowanych na pomoc uzależnionym, jakie podejmuje zarówno budżet państwa, jak i organizacje pozarządowe.

 

Należy tu dodać, że taka pomoc zwykle trafia do osób, które obstawiając kolejny już zakład twierdziły, że… problem wpadnięcia w nałóg hazardu w ogóle ich nie dotyczy.

 

Marcin Austyn

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij