8 października 2012

Heretycka czkawka a homohuśtawka

(Jan Kochanowski. Repr. P. Mecik/Forum)

 

Kaszel, chrypka. I zaniemówiłem. Gardło zatarte. A tu – któraś już odsłona polskiej choroby, a nawet powtórka ze staropolskiej rozrywki. Pisałem ostatnio w podobny deseń, ale przy kawie. Teraz śledzę bodaj, że zakaźny „przystanek homofobia” (ten z Wiązownicy, zobacz: http://korabita.salon24.pl/452782,nauczycielka-z-wiazownicy-contra-gazeta-wyborcza-ciag-dalszy) z pozycji horyzontalnej… i zamiast kawy łykam gorzkie lekarstwa. A zamiast Soli Ziemi – sól emską.

 

Wesprzyj nas już teraz!

Jak być katolikiem, czyli satyrowe rogi & inhalacja

No bo jak się człowiek wypowie na temat gejowskiej propagandy, to niektórzy już reagują jak na Jana z Czarnolasu:

 

„Oho, znać papieżnika!”

– „Po czymże?”

– „Po mowie”.

Mniemałem, by po rogach, co to mam na głowie.

 

U Mistrza były rogi na głowie, bo to nie on mówi, tylko jego Satyr. Ale teraz protestanci nie są już przeciwnikami. Ale i niektórzy będą nam wmawiać, że opinia pani nauczycielki z Wiązownicy to wyłączny efekt opacznego wpływu Benedykta XVI i papiestwa, ze skutkiem w postaci slumsów w Manili, no i z objawem w postaci rogów na głowie. Niech spojrzą w lustro…, a swoją drogą, większość chyba protestantów ma dziś na wiadomy temat takie samo zdanie jak katolicy. Jeśli niektórzy nie mają, to dlatego, że brak im autorytetu Namiestnika Chrystusowego… i dewianci u nich kwitną. A wtedy, jak rzekł Kochowski, „miesza pycha rozum, który bez Chrystusa zbawienia szuka: a błędne owce, powszechną wzgardziwszy owczar­nią, w parowach błędów marnie parszywieją…”

 

Więc na wszelki wypadek zrobię sobie inhalację.

 

Krwiste dialogi (nie)tolerancyjne, czkawka, antybiotyk

Mistrz Czarnoleski, choć katolik, był w dyskusji z protestantem wyjątkowo spokojny. To inni stali w oku cyklonu i spierali się mocno. Na ile merytorycznie? Z jakim skutkiem? O, to dopiero pasjonujące.

 

Mówi się, że była w Sarmacji tolerancja, że dialogowano. Owszem. Ale różnie. Czasem ostro – jak dziś w telewizji. Prawda, iż ożył literacki gatunek dialogu. Na przykład Marcin Kromer napisał sławną a wielekroć wydawaną „Rozmowę Dworzanina z Mnichem”. Żeby było jasne – Dworzanin to u Kromera protestant, a Mnich to katolik. Kromer aplikuje czytelnikowi sytuację niby z życia wziętą. Mnich idzie, a Dworzanin się naśmiewa:

 

DWORZANIN: Słysz ty, licemierniku [=obłudniku], Ancykrystów sługo, nieprzyjacielu prawdy i krzyża Krystusowego… wilku w owczej postawie, ty w błazeńskim odzieniu, któryś się po błazeńsku ogolił… Już nam Luter oczy otworzył, a obłudności, przewrotności, a niepobożne sprawy wasze odkrył…, szczyrą prawdę światu objawił.

MNICH: Jamci mnimał, iżeby ją syn Boży, pan Krystus, dawno był objawił.

DWORZANIN: Takci jest. Aleście ją wy, mniszy z popy, z biskupy i z papieżmi potym byli zatłumili. Luter ją znowu z ciemności wyrwawszy, na świat zjawił.

MNICH: Tedy Luter jest u ciebie Duchem świętym?

 

Czy to nie brzmi jak Środa albo inna palikotka u Moniki Olejnik czy u Lisa? Nie porównam sam, bo nie oglądam, ale z relacji obcych coś niecoś pochwytuję. W każdym razie katolik Kromer imitował tu inwektywy, używane przez najbardziej zdeterminowanych, intelektualnych bokserów. Na dowód zacytuję księdza, który wziąwszy żonę, rzucił Kościół, po czym pisał o dawnych współbraciach w kapłaństwie:

 

…lud szalony, bękarci, wilcy, niedźwiedzie, liszki, lwi drapieżni i ryczący smokowie, psi niemi, psi nienasyceni, wieprzowie dzicy, wołowie i bykowie tłuści, nieprzyjaciele boży, świadkowie złośliwi, szaleni mężowie i napełnieni krwie, rada złośliwa, stolica zaraźliwa…  

 

Trudno orzec: bardziej to obelgi prywatne czy bardziej literackie a biblijne. W każdym razie dźwięczy mi tu prawie ex-predykant Bartoś, ex-ksiądz Polak i ex-konfrater Skargi – Obirek. Czkawka.

 

No, to antybiotyk, antybiotyk! Ten tylko dobije paskudztwo. Łykam.

 

Dysputy tolerancyjne sine ira et studio?

Były i inne sposoby dysputowania. Wielki humanista Andrzej Frycz Modrzewski pragnął spokojnej rozmowy na forum synodu, aby sine ira et studio przedstawić Kościołowi swoje propozycje reformy tegoż Kościoła. A proponował między innymi, iżby wszystkie stanowiska kościelne obsadzać w wyniku wyborów. Nie chciano z nim o tym dyskutować, i słusznie. O utopiach dyskutować trudno, zwłaszcza gdy asystują wielkie emocje. Podjęcie dyskusji z poglądem, z którym się absolutnie nie zgadzamy i który odrzucamy z gruntu – może nastąpić tylko wtedy, gdy istnieje pewna szansa porozumienia. Inaczej każde ustępstwo na rzecz dyskutanta oznaczać może zburzenie lub nadkruszenie gmachu Kościoła, Państwa, Narodu. Bo sama zgoda na dyskusję ugruntowuje u naszego przeciwnika wrażenie naszej słabości… I wiadomo, że takie dyskusje zdarzają się w sytuacjach podbramkowych jeno.

 

Nadto, trudno w takiej dyskusji poprzestać na prezentacji argumentów. Trzeba też wyciągnąć wnioski i uzgodnić, kto wygrał. W mediach, relacjach, polemikach późniejszych – łatwo zmanipulować wynik takiej dysputy. I w gruncie rzeczy, nie siła argumentów, ale przewaga, by tak rzec, medialno-społeczna decyduje o rzekomym wyniku (dziś – może z wyjątkiem niektórych dysput telewizyjnych kandydatów na prezydenta… ale nie zawsze).

 

Dlatego też publiczne dysputowanie z heretykami przestało bawić tych ostatnich w momencie, gdy większość dysput zaczęła finiszować antyprotestancką reakcją publiczności.

 

Bo z chorobą się nie dyskutuje. Więc płuczę gardło, nie usiłując tłumaczyć grypie & anginie, że zasadniczo nie mają racji.

 

Wycięcie migdałków i końska kuracja

Społeczna atmosfera – która nie tworzyła się przecie sama przez się! – była zatem niejednokrotnie od dysput ważniejsza.

 

Policzmy. U progu panowania Zygmunta Starego plebs gdański, naznaczony już luterskim nauczaniem – napadł na kościoły, porabował kosztowności, kapłanów wypędził. A u progu panowania Zygmunta Augusta studenci krakowskiej Akademii wściekli się na rozpustnego a dumnego proboszcza-humanistę i wszczęli awanturę z jego służbą, wskutek czego przynajmniej jeden student zginął. Na to wszyscy owi studenci (że zacytuję arcysarmatę, księdza Chmielowskiego, autora „Nowych Aten”):

 

…nie mogąc doczekać się sprawiedliwości, w same południe intonowawszy słowa ewangeliczne owe Ite in Orbe Terrarum [idźcie na cały świat], poszli do luterskich stron, tam erribus infecti [błędami zarażeni], do Polski reduces [powróciwszy], wiele luteranizmu krewnym w gościńcu przynieśli.

 

Pisze się, że krakowscy studenci zadziałali „niczym barometr”, zapowiadając wybuch reformacji w Polsce. Ale gdy po śmierci Zygmunta Augusta ta sama reformacja poczynała się „zwijać”, również i wówczas studenci, „niczym barometr”, poświadczyli ten zwrot. W roku 1574 porwali mieszczan i plebs; wskutek czego protestancki zbór przy ulicy św. Jana, zwany Brogiem, został splądrowany i zburzony. Dwu protestantów zginęło, a pięciu pochwyconych napastników dało za to gardła na krakowskim rynku.

 

A teraz możemy się mocno zdziwić. Sprawiedliwość kazała napastników surowo osądzić. Tumult w mieście to tumult w mieście, burzenie i gwałt to burzenie i gwałt, plebs należało trzymać w ryzach. A jednak kardynał Hozjusz (kandydat na ołtarze!) – co prawda śledząc owe wydarzenia z bardzo dużej odległości, bo aż z Rzymu – napisał do biskupa krakowskiego, że „czego nie śmiał ani król, ani biskup, to zrobić się ośmielili studenci akademii krakowskiej”, którzy byli „rycerzami Chrystusa” oraz że teraz należy „starać się z całych sił, aby na miejsce zniszczonego Brogu żadna nie powstała synagoga szatana”.

 

Czemuż tak? Czy to ewangelicznie? Czy to wypada? Dlaczego?

 

Nie wiem. Wiem, że jak chrypka, to witaminy mogą wystarczyć, a jak gorączka, to trzeba wziąć na poty i napchać się antybiotykiem. Czasem postawić bańki (choć niektórzy nie wierzą, że to pomaga), a czasem… wyciąć migdałki. Tumultów jednak z serca nie polecam, a na sarmacką przeszłość patrzę – i czasem dziwię się jej – a czasem przyjmuję do wiadomości, nie wszystko pojmując. Ale i… nie ferując wyroków. Bo nie wiemy, co jeszcze przyjdzie nam przeżyć dziś. Jaką końską kurację?…

 

Szczepionka albo i probiotyk

Za to w epoce, w której sarmacka dysputa z protestantyzmem odeszła do sarmackiego lamusa, pewien przyszły krakowski kanonik, Szymon Starowolski, wspominał dwóch ostrych dyskutantów minionych czasów, pisząc, że…

 

…działało w Polsce dwóch… mówców… pozostających ze sobą w niezgodzie: mianowicie Stanisław Orzechowski i Andrzej [Frycz] Modrzewski. Czyż może być wspanialsze widowisko, niż gdy w narodzie, obdarzonym darem wymowy w stopniu najwyższym, dwóch najdoskonalszych mówców, żywiących do siebie nieskrywaną i nieubłaganą niechęć i różniących się w najważniejszych kwestiach prawdy i pewności wiary, stawi się w jednym, wcześniej umówionym miejscu? Cóż milszego niż lektura tylu pełnych treści pism, wymierzonych w przeciwnika? [przeł. E.J. Głębicka]

 

Można było chwalić obu – z perspektywy czasu. Po pół wieku dawne polemiki fascynowały, bo już nie było zagrożenia wiary. A już w naszej epoce zauważono, że za czasów trzech Zygmuntów „po raz pierwszy na tak szeroką skalę sięgnięto do polszczyzny jako języka sporów religijnych” (to Janusz Tazbir). Że w ogniu polemik polszczyzna zakwitła. A dla katolików oznacza to też, że gdyby protestanci nie zaczęli masowo śpiewać po polsku – to pewnie nierychło pojawiłyby się tak licznie polskie, katolickie pieśni, które znamy i lubimy. Gdyby nie protestanckie sukcesy, nie cieszylibyśmy się kazaniami Skargi. Gdyby nie ostre polemiki wokół Pisma Świętego, nie mielibyśmy Biblii w przekładzie Wujka. Gdyby nie protestancki atak na Mszę Świętą, nie byłoby liturgii wedle trydenckiego rytu.

 

Ale też gdyby nie grzech pierworodny – Pan Jezus nie umarłby na Krzyżu. I już widać, że nie wybrniemy z tego problemu. Nie da się pochwalić tego, czego nie da się pochwalić – choć to coś może działać na zasadzie potrzebnej szczepionki czy probiotyku, który wspomaga drobnoustroje, mimo że tak zasadniczo to chcemy je zniszczyć.

 

Morał antybiotyczny

Zażywam więc ten mój antybiotyk, zapytując sam siebie, czy z zamieszania wokół homofobii, pornografii, zoofilii, związków partnerskich i tak dalej wyniknie jakiś pożytek dla ojczyzny-polszczyzny? Dla polskiej kultury? Ja tego pożytku nie widzę. Nie, nijak. Nie wydaje mi się, żeby to było możliwe. Ale przecie Bóg cudowny, a fortuna zmienna, jak powiadał Karolowi Gustawowi kanonik Starowolski. No a poza tym, ów właściwie aplikowany antybiotyk skutkuje.

 

Jacek Kowalski

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie