Nowa koalicja rządzącą w Niemczech zapowiada „nowy” model podejścia do zjawiska migracji. Socjaliści, Zieloni i liberałowie chcą promować „dalekowzroczną i realistyczną” politykę migracyjną. Co będzie to oznaczać w praktyce?
Po słynnym „zaproszeniu” migrantów przez kanclerz Merkel w 2015 roku Niemcy doświadczyły swoistej traumy związanej z problemami, które owo „zaproszenie” ściągnęło na ich kraj. Pogorszenie się stanu bezpieczeństwa, wzrost przestępczości i wydatków socjalnych – to tylko niektóre z bolączek, jakie przyniosła Berlinowi polityka „otwartych drzwi”. Jednak najwięcej obaw rządu wywołał związany z tym wzrost notowań… „skrajnej prawicy” (AfD). To z tego powodu kanclerz Merkel w ostatnich latach stała się wobec imigracji dość wstrzemięźliwa.
Nowa lewicowa większość polityczna takich obaw nie ma. W umowie koalicyjnej pojawiła się „zmiana paradygmatu imigracyjnego”. Sporo tu ładnie brzmiącego pustosłowia o „aktywnym, strukturalnym, dalekowzrocznym i realistycznym” podejściu do migracji. Co ciekawe, ta nowa polityka jest jednak całkowicie oderwana od kwestii bezpieczeństwa i tożsamości Niemców, co w przypadku tego kraju i ze względu na doświadczenia historyczne, raczej nie dziwi i jest rzeczywiście tematem wrażliwym.
Wesprzyj nas już teraz!
Umowa koalicyjna zakłada „szczególną odpowiedzialność humanitarną” Berlina. Przyszły rząd poprosił np. Frontex o „ratowanie migrantów na morzu”, przypominając, że jest to „obowiązek cywilizacyjny i prawny”. Dominującym argumentem „za” jest jednak przede wszystkim refleksja nad potrzebami rynku pracy Niemiec i to w „perspektywie długoterminowej”. Migracja jest przedstawiana jako zjawisko pozytywne, które ma zapewnić odpowiednią ilość rąk do pracy i odpowiedzieć na proces starzenia się społeczeństwa.
Z tego „pozytywnego” podejścia cieszy się Sarah Pierenkemper, ekonomistka Instytutu Ekonomicznego w Kolonii, która uważa, że innej drogi dla niemieckiej gospodarki nie ma. Jej zdaniem, to „rzeczywistość gospodarcza dyktuje tu ważny punkt zwrotny”.
Konkretami będzie ułatwienie wydawania pozwoleń pobytowych. Niedawno Federalna Agencja Zatrudnienia oszacowała na 400 tys. liczbę migrantów, którzy powinni co roku i to przez najbliższe 10 lat wjeżdżać do kraju, by zasilać rynek pracy i utrzymać niemiecki wzrost gospodarczy. „Możemy przyjąć inną postawę i powiedzieć, że nie chcemy obcokrajowców, ale to nie zadziała” – mówił dyrektor tej agencji Detlef Scheele.
Nowa koalicja oparła się właśnie na takich wnioskach. Co ciekawe, „za” była zwłaszcza koalicyjna liberalna partia FDP, która mówiła, że wyraża tu dotyczące zatrudnienia „obawy niemieckich firm”. Według badania przeprowadzonego przez instytut IAB, 43 proc. firm obawia się właśnie braku siły roboczej.
Warto zwrócić uwagę, że w przeciwieństwie do polityki prorodzinnej wielu innych krajów, nie ma tu np. postulatów wspierania dzietności. Berlin woli tworzyć „tygiel” różnorodności społecznej, co może być także dyktowane zaszłościami historycznymi, ale co ma wpływ na politykę całej UE.
Joachim Stamp, minister integracji z FDP w Nadrenii Północnej-Westfalii, który brał udział w rozmowach programowych koalicji, mówi, że chciałby w temacie migracji uprościć zbyt złożony system deportacji na granicę („marchewka” dla uspokojenia opinii), ale też otworzyć nowe możliwości dla osób „już w pełni zintegrowanych ze społeczeństwem”. Stąd zawarty w umowie pomysł wstrzymania deportacji osób, które nie dostały azylu, ale wykazują się „udaną integracją”. To właśnie temat „integracji” ma być główną osią działań nowego rządu. Dla młodych migrantów poniżej 27 roku życia, przewidziano uzyskanie zezwolenia na pobyt stały już po 3 latach (także naturalizacji), o ile będą się „dobrze zachowywać”. Do tego ma dojść polityka przyciągania zdolnych studentów zagranicznych i „talentów”.
Od 1 stycznia migranci o nieuregulowanym statusie, którzy przebywają w Niemczech przez co najmniej pięć lat i nie popełnili przestępstw, otrzymają roczne zezwolenie na pobyt. Ułatwione zostaną też procedury naturalizacji. Niemcem można będzie zostać po pięciu latach pobytu, a nawet po trzech dla osób najmłodszych.
Jak zwykle lewica wierzy w cudowne skutki polityki państwa. Kursy integracyjne i językowe mają być oferowane migrantom od pierwszego dnia pobytu w Niemczech. Cel – jak najszybsze wchłonięcie migrantów przez gospodarkę. Federalne Ministerstwo Pracy wspiera te tezy informacjami o dodatkowych wpływach podatkowych i nowych składkach na ubezpieczenie społeczne, które mają popłynąć do budżetu od przybyszy.
Ralph Brinkhaus, lider grupy parlamentarnej CDU w Bundestagu studzi jednak te optymistyczne wizje. Dla niego to zachęta do kolejnych fal nielegalnej imigracji. Norbert Röttgen, kandydat na stanowisko przewodniczącego CDU, mówi wprost, że to „fatalny błąd”. Lewicowy optymizm ostudzi wkrótce wzrost wydatków socjalnych, przestępczości, czy np. kolejny atak terrorystyczny islamistów. Oni się jednak na żadnych błędach nie uczą, bo najważniejsza jest tu zawsze ideologia.
Bogdan Dobosz