Bez idei pielgrzymowania nie da się zrozumieć historii zbawienia. Pielgrzymka ma dwa cele – dotarcia do jej wyznaczonego celu oraz wejście na drogę realizacji Bożej woli. Bardzo ważne jest, by w pielgrzymkach brali udział proboszczowie i wikariusze; wówczas parafianie chętniej pójdą razem z nimi – mówi portalowi PCh24.pl ks. dr Janusz Chyła, proboszcz parafii Matki Bożej Królowej Polski w Chojnicach, inicjator i uczestnik wielu pielgrzymek, pieszych i rowerowych.
Paweł Chmielewski, PCh24.pl: Pytanie fundamentalne: po co w ogóle pielgrzymować?
Ks. dr Janusz Chyła: Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w Piśmie Świętym, bo cała historia zbawienia jest historią pielgrzymowania. Kiedy Abraham usłyszał, że powinien wyjść z Ur do Kanaanu, to Bóg wezwał go nie tylko do przemieszczenia się z miejsca na miejsca, ale do wejścia na drogę realizacji Jego woli. W pielgrzymowaniu niezwykle istotne jest podwójne ukierunkowanie: na drogę, przejście z punktu A do B; oraz na wejście w głębszą zażyłość z Panem Bogiem. Pielgrzymka jest też podróżą do wnętrza swojego serca.
Wesprzyj nas już teraz!
Pielgrzymowanie jest obecne również w Nowym Testamencie. Widzimy, jak pielgrzymuje Święta Rodzina. Maryja najpierw sama niesie Jezusa do św. Elżbiety; później pielgrzymują już razem do Betlejem, Egiptu, Jerozolimy. Również sam Jezus pielgrzymuje do Jeruzalem. Wreszcie widzimy pielgrzymowanie Kościoła: Apostołowie zostają posłani w świat, aby głosić Ewangelię. Historii zbawienia nie można zrozumieć bez idei pielgrzymowania. Do zaproszenie do nowego sposobu myślenia; to zarazem nauka wolności, nieprzywiązywania się, gotowości do zmiany planów, rezygnacji z tego, co niekonieczne do życia. To gotowość do pójścia w nieznane za głosem Boga.
Skoro tak się sprawy mają, to czy pielgrzymowanie jest czymś więcej, niż tylko jedną z form pobożności? Jest wprawdzie fakultatywne, ale czy nie należy usilnie starać się, aby rzeczywiście pielgrzymować?
Kościół naucza, że łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna, pielgrzymowanie – nie. Myślę jednak, że dzięki pielgrzymowaniu otwarcie na łaskę Bożą może być większe. Nie wszyscy mogą uczestniczyć w pielgrzymce pieszej czy rowerowej; wszyscy mogą jednak uczestniczyć w duchowym doświadczeniu pielgrzymowaniu – nasłuchiwać, co Duch Święty mówi do Kościoła, co mówi do mnie; jak realizować Bożą wolę. Abraham i Mojżesz otrzymali polecenie, żeby wyjść; ale może być też polecenie, żeby zostać. Pielgrzymowanie może być realizacją Bożej woli wobec mnie samego, wobec wspólnoty, w której funkcjonuję, wobec Kościoła. Uczestnictwo w pielgrzymkach jako takich jest fakultatywne, ale ci, którzy rozsmakowali się w pielgrzymkach i mają po temu możliwości fizyczne wiedzą, że bardzo im to pomaga w rozwoju duchowym.
Nasze czasy to kultura podróżowania. Turyści zalewają cały świat, są wszędzie, wszystkiego chcą doświadczyć. Podróż jest kolekcjonowaniem miejsc i doświadczeń. Czy katolicką ideę pielgrzymowania i sposób przeżywania pielgrzymek łatwo jest uchronić przed zainfekowaniem przez takie świeckie podróżowanie?
Nieraz słyszę takie pytanie: czy ta pielgrzymka to nie jest wycieczka? Owszem, w wycieczkach uczestniczą wierzący, odwiedzają miejsca święte, modlą się. Jednak w pielgrzymowaniu istotny jest cel – nie tylko punkt dotarcia, ale moja główna intencja. W przypadku naszych dłuższych pielgrzymek intencja jest złożona. Modlimy się o powołania do służby w Kościele, to nasza zasadnicza idea. Jan Paweł II, gdy był w Santiago de Compostela, podkreślał, że nasz kontynent został zbudowany przez chrześcijan z Ewangelią w ręku. Taka intencja również nam przyświeca: chcemy zaświadczyć wobec ludzi, których spotykamy, że jako ludzie wierzący, księża i świeccy, wierzymy, że jest możliwe budowanie naszego kontynentu w oparciu o Ewangelię, z której to Ewangelii ten kontynent się zrodził. Trzecią intencją jest wspieranie hospicjum w Kartuzach. My codziennie modlimy się, odprawiamy Mszę świętą w intencji tych, którzy tworzą to dzieło, a osoby, które chcą wesprzeć, przekazują ofiary pieniężne na budowę i funkcjonowanie tego hospicjum.
Uczestniczy Ksiądz nie tylko w pielgrzymkach pieszych, ale i w rowerowych. Dlaczego? Wydawałoby się, że idąc jest o wiele łatwiej modlić się; jazda na rowerze jest czynnością bardziej angażującą. Czy rower nie przeszkadza w wewnętrznym przeżywaniu pielgrzymowania?
Ja byłem pieszo na Jasnej Górze 24 razy. Być może wrócę jeszcze kiedyś na szlak pieszy, ale przyznam, że piesza pielgrzymka trochę mnie już męczyła z uwagi na hałas. W ostatnim czasie w pielgrzymce pelplińskiej, po rozmowach z przewodnikiem, stwierdziliśmy, że musi być trochę ciszy. Jednak w całości piesza pielgrzymka funkcjonuje trochę jak radio. Kiedy w radio jest cicho, to coś jest zepsute. Często pielgrzymka też tak działa: albo ktoś śpiewa, albo ktoś coś mówi; cały czas jest hałas. Człowiek przestaje słyszeć własne myśli. Na rowerze jest trochę inaczej, jest podmuch wiatru, jest cisza. Kiedy jedziemy, odmawiamy różaniec, koronkę do miłosierdzia Bożego. Gdy jedzie się pod górkę, nie jest to oczywiście łatwe, to dodatkowe wyzwanie. Wiążą się z tym jednak czasem piękne wydarzenia. Dwa lata temu, gdy jechaliśmy ścieżką rowerową przez Austrię, odmawialiśmy koronkę do Miłosierdzia Bożego. Mówimy na cały głos: „Dla Jego bolesnej męki…” i gdzieś zza płotu, z daleka, z jakiegoś bloku, słyszymy wykrzyczaną odpowiedź: „…miej miłosierdzie dla nas i całego świata”. To kapitalne doświadczenie.
Gdy jedziemy rowerami na Jasną Górę, odmawiamy dziesiątkę różańca podczas odpoczynków, niezależnie od tego, gdzie to jest – czy w lesie, czy przy jakimś hipermarkecie. Bywają sytuacje, że ludzie przyłączają się do naszej pielgrzymki: zastanawiają się, kto to jest – ubrani jak rowerzyści, a modlą się? Jest to budujące oddziaływanie. Oczywiście codziennie jest Msza święta, adoracja Najświętszego Sakramentu, Apel Jasnogórski. Przyznam, że obecnie pielgrzymki rowerowe bardzo mnie fascynują. Jest to też bardziej kameralne grono; tu, z Chojnic jedzie nas trzydziestu. Choćby przygotowywanie posiłków jest pewnym budowaniem wspólnoty, inaczej, niż przy o wiele większej grupie.
Wydawałoby się, że pielgrzymka powinna niejako programowo wiązać się z przestrzenią dla ciszy. Hałas, który towarzyszy wielu grupom pielgrzymkowym, bywa rzeczywiście dość odstręczający.
Dwa tygodnie takiego hałasu bywa dosyć męczące. Zdarzały mi się sytuacje, że w pielgrzymce pieszej zostawałem gdzieś z tyłu albo szedłem zupełnie z przodu, żeby być z Panem Bogiem sam na sam. Od kilku lat jest jednak ta praktyka, że przynajmniej kwadrans czy pół godziny jest to pielgrzymowanie w ciszy. To bardzo słuszne, bo my ciszy potrzebujemy; pielgrzymka powinna być taką szansą pójścia na pustynię i wyciszenia się wewnętrznego.
Jak postrzega Ksiądz przyszłość pielgrzymek? Od czasu pandemii Covid-19 podaje się, że w pielgrzymkach uczestniczy jakoby coraz mniej osób. Czy rzeczywiście zainteresowanie pielgrzymowaniem słabnie? A może jest wręcz przeciwnie, przybiera tylko czasem nowe formy?
Bardzo dużo zależy od duszpasterzy. Jeżeli proboszczowie i wikariusze są gotowi poświęcić swój czas, nawet swój urlop – w końcu jesteśmy dla Kościoła również w czasie wakacji – jeżeli idą, to łatwiej, żeby poszli z nimi i parafianie.
Ja jestem z takiego pokolenia, które pamięta jeszcze pielgrzymki w latach 80., kiedy zdarzało się, że ktoś szedł na pielgrzymkę służbowo. Moje pierwsze pielgrzymki, jako nastolatka, były motywowane przede wszystkim chęcią zamanifestowania dystansu – mówiąc delikatnie – wobec ówcześnie panującego systemu. Ten czynnik patriotyczny czy wręcz polityczny w przypadku wielu osób był dominujący. Później to się przekształcało w kierunku rekolekcji w drodze. W tej chwili myślę, że nie ma jakiegoś spadku w stosunku do tego czasu sprzed pandemii; jest raczej utrzymanie lub nawet lekki rozwój.
Podam przykład z własnego doświadczenia. Od blisko dwóch lat, trochę na kanwie spotkań synodalnych, chodzimy w Chojnicach do Zamartego, w każdą trzecią środę miesiąca. To jest 14 kilometrów. Idziemy w intencji szeroko rozumianych powołań do służby w Kościele, niezależnie od tego, jaka jest pogoda czy pora roku. Co miesiąc idzie nawet 170 osób. To pewien fenomen lokalny. Ufam, że przynosi to owoce. Mamy w Pelplinie kilku kleryków z naszego dekanatu, mamy kandydatki do życia zakonnego. Chodzą też małżonkowie. Choćby jedno małżeństwo chodziło co miesiąc, teraz chodzi tylko mąż, bo urodziło im się dzieciątko. Myślę więc, że są owoce naszego pielgrzymowania.
I oby było ich jak najwięcej. Bardzo dziękuję za rozmowę. Szczęść Boże.
Daj Boże.