Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że po niedzielnych „historycznych wyborach” nad Bosforem obecny prezydent Recep Tayyip Erdoğan będzie z wielką pompą obchodził setną rocznicę powstania Islamskiej Republiki Tureckiej jako „ojciec narodu”, który uchronił kraj przed stoczeniem się ku kosmopolitycznej przyszłości – ku wielkiemu rozczarowaniu wielu krajów zachodnich i świeckiej opozycji.
Stawką wyborów bacznie obserwowanych na całym świecie nie była jedynie kwestia redefinicji międzynarodowych sojuszy, ale przede wszystkim pewien model rządzenia, który miał się zakończyć wraz z przerwaniem ponad 20-letnich rządów Erdoğana. Wychodzi na to, że model ten może być chętniej powielany przez wiele innych państw, co wpłynie na dużą dynamikę stosunków międzynarodowych.
Wesprzyj nas już teraz!
Zwycięstwo Erdoğana w I turze wyborów prezydenckich. Sukces jego partii w parlamencie mimo presji mediów zachodnich i nieprzychylnych sondaży
Przy tradycyjnie już wysokiej frekwencji – ponad 88-procentowej – w pierwszej turze wyborów prezydenckich Erdoğan otrzymał, wbrew sondażom, 49,5 proc. poparcia wyborców. Jego główny rywal Kemal Kılıçdaroğlu, który stoi na czele sześciopartyjnego sojuszu opozycyjnego, zyskał nieco ponad 45 proc głosów. Za niespełna dwa tygodnie Turcy ponownie udadzą się do urn wyborczych, by – jak obecnie się szacuje – przypieczętować zwycięstwo Erdoğana.
Co istotne, sprzyjać temu będzie silna pozycja sojuszu prezydenckiej partii AKP, który uzyskał 322 mandaty w 600-osobowym parlamencie.
Jeszcze przed wyborami – jak kąśliwie zauważył państwowy dziennik turecki „Daily Sabah” – zachodnie media, w szczególności „The Economist”, prowadziły kampanię wymierzoną w Erdoğana, przedstawiając go jako tyrana i despotę. Jednak w momencie, gdy się okazało, że tenże zdobył przytłaczające poparcie, nastąpił „epicki zwrot” w relacjach publikatorów. „Zaledwie kilka godzin po tym, jak stało się jasne, że długo oczekiwane i kontrolowane przez media na arenie międzynarodowej wybory prezydenckie w Turcji przekształcą się w drugą turę, zachodnie media wycofały się w swojej stronniczej retoryce wobec urzędującego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, którego sukces w pierwszej turze został szeroko opisany jako niespodzianka” – głosiły.
Turecki dziennik przypomniał, że „Erdoğan i jego główny pretendent Kemal Kılıçdaroğlu wraz z dwoma innymi kandydatami, z których jeden odpadł w wyścigu zaledwie kilka dni przed głosowaniem, prowadzili niestrudzoną kampanię”, głosząc determinację w celu ożywienia prowincji dotkniętych trzęsieniem ziemi, oraz dla zapewnienia większego wzrostu gospodarczego. Jednak kampania nie była pozbawiona „zewnętrznych wpływów, zwłaszcza w postaci rażących uprzedzeń”.
Materiały ukazujące się w „The Economist”, domagające się wprost odsunięcia od władzy Erdoğana, miały irytować tureckich urzędników i użytkowników mediów społecznościowych. Brytyjski magazyn wskazywał na wielką stawkę wyborów zarówno dla Turcji, jak i jej polityki zagranicznej, w tym w szczególności jej relacji z Rosją.
W podobnym tonie wypowiadały się media we Francji, Niemczech czy Szwajcarii. Obecnie nie mają one wątpliwości, że 28 maja Erdoğan przypieczętuje swoje zwycięstwo. Co charakterystyczne, wygrał zdecydowanie w południowych regionach kraju nawiedzonych nie tak dawno temu potężnymi trzęsieniami ziemi, w wyniku których zginęło ponad 55 tys. osób, a wręcz miliony innych straciły dach nad głową.
Jeszcze w trakcie kampanii prezydent obiecał, że do końca roku przekaże ponad 319 tys. mieszkań a jego rząd już rozdał klucze do nowych lokali setkom poszkodowanych.
Główny rywal, raczej niecharyzmatyczny a biurokratyczny Kılıçdaroğlu – reprezentujący świecką i kosmopolityczną część społeczeństwa, lewicowe elity i część Kurdów – obiecywał „naprawienie stosunków z USA i UE” jeśli zdobędzie najwyższy urząd, a także naprawę gospodarki i respektowanie uroszczeń lobby LGBT.
Jak zwróciła uwagę izraelska agencja Ynet News, Erdoğan twierdził, iż opozycja otrzymuje instrukcje od kurdyjskiego ruchu oporu, zaś jego rywale współpracują z „terrorystami”. Ponadto prezydent miał atakować „środowisko LGBT” by zyskać poparcie konserwatywnych wyborców. Straszył, że opozycja zagraża wartościom rodzinnym.
YN dodało, że turecki przywódca dysponował nieproporcjonalnie większym czasem antenowym w mediach niż jego rywale i podniósł emerytury, płace w sektorze publicznym oraz zwiększył dopłaty do rachunków za prąd i gaz. Erdoğan miał też „rozdawać pieniądze dzieciom – zwyczaj akceptowany podczas świąt muzułmańskich, ale nie podczas kampanii wyborczych” – zaznaczyło izraelskie medium.
W sobotę, na dzień przed wyborami Erdogan twierdził, że opozycja współpracuje z prezydentem USA Joe Bidenem w celu jego obalenia. Przypomniał słowa amerykańskiego przywódcy z 2020 r., gdy mówił, że nie można zmienić władzy w Turcji za pomocą zamachu stanu, ale trzeba wspierać przeciwników Erdoğana. – Biden wydał rozkaz obalenia Erdoğana. Ja to wiem i wszyscy moi ludzie to wiedzą – komentował na wiecu w Stambule turecki przywódca. Zaapelował do emigrantów mieszkających w USA, aby nie popierali Demokraty w następnych wyborach.
Podczas gdy turecki lider twierdził, iż opozycja współpracowała z USA, to przeciwnicy Erdoğana oskarżyli Rosję, że pomaga prezydentowi, rozsiewając fake newsy i spreparowane filmy. Kreml oczywiście w swoim stylu zaprzeczył.
Dosłownie tuż przed wyborami główny rywal Erdoğana, Kılıçdaroğlu – „napompowany” pozytywnymi wynikami sondaży – arogancko twierdził, iż „już widzimy, że w kraju i poza nim jest ulga” i „jasne jest, że zostanę wybrany na prezydenta”.
Ale stało się inaczej. Po ogłoszeniu niepełnych wyników głosowania opozycja niemal się rozpadła. Rywal prezydenta wezwał sojuszników do pełnej mobilizacji i wiary, że uda im się zmienić losy kraju.
Niemiecki „Bild am Sonntag” tuż przed głosowaniem wyraził nadzieję, że „wreszcie po 20 latach sprawowania władzy Recep Tayyip Erdoğan (69 l.) może zostać odsunięty od władzy”.
Medium zaznaczyło, że służby bezpieczeństwa są w pełnej gotowości w całym kraju, obawiając się ewentualnych spontanicznych zgromadzeń i starć między zwolennikami Erdoğana i Kurdami. Jednocześnie podkreślono, że w Turcji znalazło schronienie prawie 4 mln Syryjczyków. Wielu spośród nich bało się zwycięstwa Kılıçdaroğlu, ponieważ jeszcze w trakcie kampanii obiecał on, że w ciągu dwóch lat deportuje wszystkich Syryjczyków oraz sfinansuje odbudowę reżimu Asada.
Jak zasugerował „Bild”, wielu Syryjczyków, obawiając się tortur, z pewnością zaleje europejskie kraje. Berlin obawiać się ma polityki tureckiej, zwłaszcza napływu „uchodźców”, ponieważ „od czasu uwięzienia niemieckiego dziennikarza Deniza Yücela w 2017 r. stosunki niemiecko-tureckie znalazły się w opłakanym stanie. Jest wiele spornych punktów, w tym umowa dotycząca uchodźców czy ułatwień wizowych”.
Ekspertka ds. Turcji Beate Apelt z Fundacji Friedricha Naumanna wyraziła przekonanie, że można byłoby obrać nowy kurs w relacjach z Turcją pod warunkiem, że kraj wreszcie ratyfikuje konwencję stambulską o ochronie praw kobiet, renegocjuje unię celną i zaakceptuje obecnie kwestionowaną umowę o uchodźcach UE – Turcja.
Apelt wskazała, że Kılıçdaroğlu musiałby wypracować akceptowalną dla zachodnich sojuszników nową linię w relacjach z nimi i nie być takim „trudnym partnerem jak Erdoğan”. W pewnym sensie jednak pozostanie na stanowisku obecnego prezydenta może być korzystne, bo nie trzeba będzie przyspieszać akcesji Turcji do UE.
Turcja jako potencjalny członek UE – pod względem liczby ludności – przewyższa populację mieszkańców Niemiec: 84,8 mln versus 83,2 mln. Pod względem gospodarczym oczywiście jest w dużo gorszej sytuacji (stopa inflacji w tym kraju sięga 43,7 proc., u Niemców: 7,2 proc.). Produkt krajowy brutto Turcji to : 828,2 mld euro (Niemcy: 3,87 bln euro). To jednak kraj wschodzący, który może odegrać bardzo dużą rolę w następnych dekadach. W Niemczech mieszka 2,7 mln osób pochodzenia tureckiego.
Mimo obaw wybory przebiegły spokojnie. Po raz kolejny skompromitowali się ankieterzy. Zachodni komentatorzy zachodzą w głowę, jak to jest możliwe, że pomimo wysokiej inflacji i wysokich kosztów utrzymania (rzekomo tureccy obywatele mają bić się nawet o cebulę, jak z przekąsem pisało jedno z mediów amerykańskich) i pomimo katastroficznego trzęsienia ziemi, Erdoğan znowu jest górą?
Oczywiście pojawiają się różne tłumaczenia, w tym także absurdalne, a turecki prezydent kpi, że „nie da się wygrać wyborów sondażami i kampaniami w mediach społecznościowych”.
Wyniki wyborów I tury oraz prawdopodobne zwycięstwo Erdoğana w II turze (silne zaplecze w parlamencie, przekonanie obywateli, że tylko on jest w stanie naprawić, to co niedomaga w gospodarce i tylko on gwarantuje, że Turcja rzeczywiście pozostanie podmiotowym graczem na arenie międzynarodowej) – mają konkretne implikacje.
To co wiele mediów wolałoby przemilczeć – duże zwycięstwo sojuszu AKP z partiami nacjonalistycznymi, które wprowadziły do parlamentu więcej kobiet i młodszych posłów – utwierdzi pewną wizję państwa.
W nowym parlamencie zasiądzie jedynie 5 posłów poniżej 30. roku życia, w tym czterech z partii Erdoğana, a jeden z Partii Zielonej Lewicy. W sumie będzie 479 mężczyzn i 121 kobiet. Większość prawodawców ma wykształcenie prawnicze, ale w parlamencie znajdą się także: inżynierowie, lekarze, socjologowie, piloci, nauczyciele, rolnicy, dentyści, dziennikarze, farmaceuci, archeolodzy, artyści i pielęgniarki.
O ile nie wydarzy się coś w ostatniej chwili, powszechnie oczekuje się, że obecny prezydent rozpocznie bezprecedensową trzecią dekadę rządów. Przemawiając do tłumów zgromadzonych przed siedzibą Partii Sprawiedliwości i Rozwoju w Ankarze tuż po zamknięciu urn wyborczych oświadczył: – To nasz naród i kraj wygrały. Nie jesteśmy jak ci, którzy próbowali oszukać ludzi, prawdopodobnie po raz ostatni.
Wybory skupiły uwagę świata
Głosowanie prezydenckie w Turcji było niezwykle uważnie śledzone w różnych częściach świata ze względu na model rządzenia, którego koniec lub kontynuacja jest przedmiotem zainteresowania wielu krajów.
Gokhan Cınkara, analityk polityczny z tureckiego Uniwersytetu Necmettin Erbakan w rozmowie z „Times of India” zauważył, że wynik miał kluczowe znaczenie dla tureckiej polityki: czy zwycięży opcja kosmopolitów, czy też nacjonalistów. Od czasu nieudanego zamachu stanu w 2016 r. społeczeństwo jest spolaryzowane. Wybory prezydenckie i parlamentarne miały zadecydować, która wizja rozwoju kraju zwycięży. I jak się okazało, Erdoğanowi udało się skonsolidować podstawową bazę wyborców, uzyskać silnie poparcie nacjonalistów dzięki rozbudowie przemysłu zbrojeniowego i zaczepnej polityce zagranicznej, kładąc nacisk na aspekt tożsamościowy.
Ekspert uważa, że po wyborach prezydent skupi się na naprawie gospodarki i równoważeniu relacji z USA, UE oraz Rosją. Wojna na Ukrainie „czyni Turcję silniejszą i bardziej negocjowalną w oczach NATO”. Jego zdaniem, prezydent musi przeanalizować obecną sytuację w Syrii i na Ukrainie, aby zawrzeć nowe porozumienie z Waszyngtonem. W zamian za rozszerzenie współpracy z NATO na Ukrainie, Ankara powinna żądać zawężenia strefy wpływów Iranu w Syrii. Erdoğan ma też otworzyć nowy rozdział w stosunkach z Indiami, głównie ze względu na trwającą niestabilność polityczną w Pakistanie.
Od 2020 r. Turcy podjęli działania na rzecz ułożenia poprawnych relacji z krajami z regionu, co ma wynikać m.in. z trudnej sytuacji gospodarczej i zmieniającej się polityki światowej.
Inny analitycy wskazują na to, że Erdoğan to „bystry populista”, który gdy jeszcze był burmistrzem Stambułu (1994-1998) zrozumiał, że kwestie chleba powszedniego motywują tureckich wyborców ponad wszystko.
Uważa się, że jest on nawet pionierem nowoczesnego populizmu, a jego bunt przeciwko światowemu porządkowi i opowiadanie się za populistyczną polityką gospodarczą – nazywaną Erdonomics – zainspirowało także przywódców z całego świata zachodniego, chociaż nie odważyli się oni na utrzymywanie polityki niskich stóp procentowych w celu walki z inflacją.
Prezydent rok przed wyborami wprowadził tanie kredyty mieszkaniowe, wdrożył program redukcji zadłużenia dla milionów osób, ustawę zezwalającą ponad 2 milionom Turków na natychmiastowe przejście na emeryturę, a w styczniu podniósł płace urzędników i płace minimalne o 94 procent w stosunku rok do roku.
Ma być „pragmatycznym islamistą”, który zdobył serca konserwatywnych wyborców, wcześniej latami izolowanych przez świecką elitę rządzącą.
Zwolennik politycznego islamu nie ustępował w negocjacjach z UE ani USA w sprawach liberalizacji obyczajowości. Nie był też jednak aż nadto rygorystyczny, zezwalając kobietom na odkrywanie głowy itp. W przeciwieństwie do byłego egipskiego przywódcy związanego z Bractwem Muzułmańskim, Mohameda Mursiego, który wylądował na „śmietniku historii”, nie był tak fanatyczny: zintegrował islam z głównym nurtem polityki bez narzucania go świeckim Turkom. Erdoğan ma gwarantować stabilizację.
Zachód obawia się, że inne kraje podążą za populistyczną polityką w kierunku „wybieralnej autokracji”, zamykając niejako obszar swobód dla kosmopolitów. Starsi Turcy mają postrzegać Erdoğana jako energicznego i silnego przywódcę, który broni swoich wartości i rzuca wyzwanie zniewieściałej zachodniej elicie, w przeciwieństwie do Kılıçdaroğlu uważnego za marionetkę mocarstw zachodnich.
Położona na skrzyżowaniu Azji i Europy Turcja – poza tym, że jest członkiem NATO i G20 – to także ważny gracz na Bliskim Wschodzie i w ogóle gracz globalny.
Były ambasador Indii w Turcji Rajeev Singh przypomina, że Indie i Turcja w stosunkach dwustronnych nie mają większych problemów, ale wzajemne relacje stały się zakładnikiem polityki wobec Pakistanu. Napięcia wzrosły po cofnięciu przez Indie 5 sierpnia 2019 roku – na mocy konstytucji – specjalnego statusu Dżammu i Kaszmiru. Ankara ma popierać „stronnicze stanowisko w sprawie Kaszmiru” oparte na „narracji pakistańskiej”, antyindyjskiej. New Delhi zastrzega, że poprawy relacji – co miałoby znaczenie dla sytuacji ekonomicznej Turcji – nie będzie, jeśli Ankara nie zmieni kursu. Ewentualna wizyta prezydenta w kontekście spotkania G20 mogłaby pomóc skoncentrować się na przywróceniu stosunków dwustronnych na właściwe tory.
Ambasador zwrócił uwagę, że od czasu próby zamachu stanu w 2016 roku, Turcja wybrała drogę, która „wymyka się logice”. „Jej agresywna postawa i konfrontacyjne podejście, podważanie sojuszy, a nawet rzucanie wyzwania zachodnim sojusznikom oznaczało odejście od konwencjonalnego, nieinterwencyjnego, klasycznego podejścia do polityki zagranicznej, które było ostrożne i szczególnie unikało uwikłań na Bliskim Wschodzie. Napięte stosunki z sąsiadami, opowiadanie się po stronie syryjskiej opozycji i bliskie powiązania z Bractwem Muzułmańskim stopniowo przyczyniały się do narastania uprzedzeń wobec Turcji na arenie międzynarodowej. Zmiana podejścia pod rządami Erdoğana była strategicznym błędem w kalkulacjach, która ani nie służyła interesom narodowym, ani nie pomogła w przywróceniu globalnego wizerunku kraju. Potem jedynie nasiliło się niezadowolenie Zachodu wobec sprzeciwu Turcji na tle wywiązywania się z podstawowych zobowiązań w zakresie bezpieczeństwa wobec NATO. Ponadto jednostronna interwencja wojskowa w Syrii, lekceważąca ostra krytyka zachodnich sojuszników, zakup rosyjskich systemów przeciwlotniczych S400, a tym samym zakończenie udziału w amerykańskim programie zaawansowanych myśliwców F-35, dramatyczna deklaracja otwarcia bram dla Europy dla syryjskich uchodźców, zaangażowanie w Libii i powtarzające się konfrontacje z Cyprem i Grecją podczas starania się o członkostwo w UE, są wyraźnymi sygnałami intencji, których Zachód nie może lekceważyć. Chociaż powszechnie postrzegany jako „zły chłopiec z bloku”, nikt nie mógł zaprzeczyć jego wewnętrznej wartości” – komentuje indyjski dyplomata.
Prezydent Erdoğan rzeczywiście wielokrotnie rekalibrował swoją politykę zagraniczną, czym niekiedy doprowadzał do szału tak zachodnich, jak i bliskowschodnich czy rosyjskich polityków. Jednak uzależnione to było od wewnętrznej dynamiki i polityki krajowej. Po zamachu zorganizował czystki w wojsku, mediach, w wymiarze sądownictwa. W 2018 r. zmienił system na prezydencki. Zachowuje scentralizowaną władzę.
Jednak Erdoğan zyskał duże poparcie wskutek odwoływania się do konserwatywnych wartości i nacjonalizmu, przejmując rolę przywódcy w świecie sunnickim, stale starając się poszerzać wpływy na arenie międzynarodowej.
Teraz czeka go prawdziwe wyzwanie naprawy gospodarki. W marcu przyszłego roku szykują się wybory samorządowe i do tego czasu nie należy spodziewać się drastycznych zmian w polityce. Zachodni inwestorzy zastanawiają się, czy Erdoğan nie sięgnie po ich środki, zamiast podwyższać stopy procentowe, by – jak w 2014 r. obiecywał – zwiększyć PKB do poziomu 2 bln dolarów i dochód na mieszkańca do poziomu 22 tys. USD. W 2020 r. PKB Turcji spadł z około 900 do 700 miliardów dolarów, a dochód na osobę spadł z około 12 do 8,5 tys. USD.
Jeszcze w 2021 r. Ankara podjęła „ofensywę uroku”, zabiegając o lepsze relacje z Egiptem, ZEA, Armenią, Arabią Saudyjską, Grecją, a nawet USA i Izraelem. Jednocześnie dąży do mediacji między Moskwą a Kijowem. Turcja dostarczyła Ukrainie sprzęt wojskowy i – zgodnie ze stanowiskiem NATO – potępiła „działania militarne Rosji” w tym kraju. Jednak rząd turecki nie zgodził się na sankcje wobec Moskwy i pozostawił otwartą przestrzeń powietrzną dla rosyjskich samolotów. Ankara utrzymuje chłodne stosunki z Chinami (spór o Ujgurów) i potępiła w ONZ Pekin w 2021 r. za łamanie praw człowieka przez Chiny w Sinciangu.
Erdoğan „faktycznie wygrał, a nie ukradł wybory”
Naturalnie Zachód chciałby, aby Turcja była bardziej sterowalna, współpracowała bez zastrzeżeń w ramach NATO, zliberalizowała się i dała przestrzeń dla opozycji, ale raczej tego nie należy się spodziewać.
Erdoğan cieszy się poparciem rodaków, mimo licznych problemów wewnętrznych i – jak to trafnie ujął Timothy Ash, strateg inwestycyjny RBC BlueBay – „szok jest po części spowodowany tym, że wygląda na to, że (…) faktycznie wygrał te wybory, zamiast ukraść je, jak niektórzy się obawiali”.
Michael Georg Link, specjalny koordynator i lider europejskiej misji obserwacyjnej uznał, że nie było to w pełni demokratyczne głosowanie, ponieważ Erdoğan wcześniej ograniczył pluralizm polityczny, „kryminalizując niektóre siły polityczne”. Poza tym Turcy mają „nie wypełniać zobowiązań międzynarodowych”.
Frank Schwabe, szef delegacji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy uznał, że „turecka demokracja okazuje się niezwykle odporna. Te wybory miały wysoką frekwencję i oferowały prawdziwy wybór. Jednak [Turcja] nie spełnia podstawowych zasad przeprowadzania demokratycznych wyborów”.
Turecki dyrektor German Marshall Fund w USA Ozgur Unluhisarcikli stwierdził, że „ostatecznie polityka tożsamościowa przebiła wszystko inne”. Can Selcuki wskazał, że zwyciężyła sunnicka polityka tożsamościowa, „konserwatywna i nacjonalistyczna pokryta grubą warstwą patriarchalizmu”.
Erdoğan powtarzał, że od obecnych wyborów zależy bezpieczeństwo narodowe i stabilność kraju jako islamskiej republiki w następnym stuleciu.
Warto odnotować, iż prezydent Rosji Władimir Putin odroczył płatności za gaz ziemny na kilka miesięcy przed wyborami. Podobnie mieli zrobić Saudowie, Katarczycy i ZEA.
Do zwycięstwa w I turze tureckiego prezydenta przyczyniła się także słaba opozycja. Mozolnie budowany sojusz wyglądał na kruchy jeszcze przed głosowaniem.
Przed czerwcowym szczytem NATO, Turcja – która ma deficyt w finansach na poziomie 220 mld dolarów – będzie pod dużą presją sojuszników, by przyłączyła się do sankcji przeciwko Rosji. Siła presji będzie zależeć od tego, czy Ukraina faktycznie zacznie kontrofensywę przeciwko siłom rosyjskim.
Agnieszka Stelmach