Najskuteczniejszy probierz światopoglądowy dla całej rzeszy pisarzy i publicystów od wielu dekad stanowi wojna domowa w Hiszpanii. Oto wydawałoby się rzetelny historyk, świadomy zbrodniczego charakteru komunizmu i dający temu wyraz w swych publikacjach, wobec hiszpańskiego dramatu nie jest w stanie zdobyć się na bezstronność i sprawiedliwy osąd. Dlaczego?
Historyk, chociaż jest oczywiście niezdolny do zachowania całkowicie beznamiętnego stosunku do materii, powinien podjąć próbę dokonania czegoś więcej niż zrozumienie uczuć obu stron, powinien wniknąć głęboko we wcześniejsze domniemania i rozszerzyć granice wiedzy. Moralny osąd natomiast, tak dalece, jak leży to w ludzkich możliwościach, należy pozostawić indywidualnemu czytelnikowi – pisze we wstępie autor, by na kolejnych pięciuset pięćdziesięciu stronach zająć zdecydowane stanowisko „za a nawet przeciw” przyjętemu założeniu. Za – albowiem okazuje się on ze wszech miar niezdolny do zachowania beznamiętnego stosunku do opisywanej rzeczywistości; przeciw – gdyż składając moralny osąd w ręce czytelnika, nie omieszka mu go przekonująco podpowiedzieć, aby ten przypadkiem w osądzie swym nie zbłądził. Ot, dobra marksistowsko-leninowska szkoła: wolność – tak, ale wedle ściśle nakreślonych wytycznych.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie powinno się pozwalać Anglikom pisać o Hiszpanii – w tej materii nie stać ich na szczątkowy choćby obiektywizm. Za duża trauma, przez stulecia gromadzona: od oburzenia na nieposłuszeństwo Katarzyny Aragońskiej, poprzez imperialną zazdrość, a może i wyrzut sumienia z powodu hurtowo rabowanych galeonów ze złotem, po strach przed Armadą – nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji i te klimaty…
Nasz biedny autor wije się jak wąż: głupio być po stronie Stalina, ale z kolei jakże miło dokopać wstrętnym papistom – za wszystko, co Anglików od XVII wieku tak potwornie mierzi: za kultywowanie rycerskiego ducha, za przywiązanie do Kościoła katolickiego, za niechęć wobec społecznych przemian. Mowa, rzecz jasna, o dawnej Hiszpanii, nie o tej, w której małpy domagają się praw człowieka.
Antony Beevor szczegółowo opisuje zarówno militarny aspekt hiszpańskiej wojny domowej, jak i jego polityczne tło, informując czytelnika o wielu ogólnie nieznanych faktach (jak choćby to, iż strona republikańska masowo kupowała broń od III Rzeszy). Czytelnik jednak nie może sobie podczas lektury pozwolić na luksus nieuwagi, gdyż padnie wówczas ofiarą przemyślanej polityki przymiotnikowej, wedle której czerwoni stosowali terror, biali zaś – straszliwy terror; ci pierwsi przeprowadzali czystki, ci drudzy – bezlitosne czystki, Kościół cechował mistyczny fanatyzm, za to przywódcy lewicy robili, co mogli, by ratować ludzi, etc. A lidera prawicy, Calvo Sotelo zamordowano, bo wygłaszał w parlamencie prowokacyjne przemówienia…
Brytyjskiemu historykowi jest wyraźnie przykro, że Hiszpanom udało się zwalczyć czerwoną zarazę. Usilnie więc przekonuje czytelnika, że źle się stało. No cóż, to rzecz gustu, światopoglądu i zdrowego rozsądku. Czyżby Hiszpania rzeczywiście miała lepiej wyjść na włączeniu w strefę wpływów Moskwy niż na neutralności w czasie drugiej wojny światowej, a wkrótce po jej zakończeniu na radykalnych reformach wolnorynkowych pod amerykańskim parasolem ochronnym? Czyżby Brytyjczykom zależało na tym, by w Gibraltarze graniczyć z Sowietami?
Jerzy Wolak
Antony Beevor, Walka o Hiszpanię 1936-1939, przeł. Hanna Szczerkowska, Znak, Kraków 2009.
Tekst powyższy został opublikowany w nr. 14 magazynu „Polonia Christiana”.