Jeszcze kilka tygodni może płonąć transportowiec przewożący samochody elektryczne, który stanął w płomieniach u Holenderskiego wybrzeża. W wyniku niespodziewanego pożaru jednego z „ekologicznych” aut śmierć poniósł jeden z załogantów, a rozległemu obszarowi grozi poważna klęska naturalna.
Do zapłonu jednego z pojazdów doszło na pokładzie statku Fremantle Highway w środę 26 lipca. Jak informuje polsatnews.pl, okręt kierował się do Egiptu – od niderlandzkiego wybrzeża zdołał jednak odpłynąć zaledwie na odległość 30 kilometrów… Potem wybuchł pożar, w którym życie stracił jeden z członków załogi.
Przyczyna wypadku pozostaje nieznana, wiadomo jednak, że jego sprawne ugaszenie uniemożliwia specyficzny charakter pożaru aut elektrycznych. Służby potwierdziły, że to jeden z „elektryków” jako pierwszy zajął się ogniem.
Wesprzyj nas już teraz!
Wedle wstępnych informacji samochody elektryczne miały zajmować jedynie niewielką część transportowanych aut. Media donosiły o 25 tego typu pojazdach na pokładzie płonącego okrętu. W rzeczywistości jednak, jak informowała dziś agencja ANP powołując się na operatora statku, transporter przewoził 500 „elektryków”.
Fakt ten znacznie komplikuje sytuację. Jak bowiem wyjaśniają służby, pożar może trwać nawet przez kolejne tygodnie, a wraz z nim ulatniają się szkodliwe substancje. Co gorsza, na statku znajdują się również znaczące ilości paliw kopalnych…
Tymczasem akcja gaśnicza wiąże się z dociążeniem jednostki pływającej przez masę wody. W konsekwencji, jak prognozują służby, okręt może zatonąć, powodując rozległ zniszczenia przyrody w wyniku wycieku ropy naftowej.
Źródło: polsatnews.pl
FA