Co najbardziej zaskakuje w nagrodzie Nobla dla Olgi Tokarczuk? Czy to, że znana z lewicowych poglądów pisarka otrzymała nagrodę od znanej z lewicowych poglądów organizacji? A może raczej powinien nas zaskakiwać brak prawicowych nagród dla prawicowych twórców?
Kiedy pojawiła się wiadomość o tej nagrodzie, w pierwszej chwili nie uznałem tego za temat, w którym powinienem się wypowiadać. Nie znam jej twórczości. Nie ze względu na jej reputację, a jedynie dlatego że nigdy nie nawinęły mi się pod rękę: kolejka książek do przeczytania jest długa. Więc cóż miałbym powiedzieć o tym Noblu, skoro nie mogę uczciwie powiedzieć, że został zasłużony bądź też nie? Nie minęło jednak kilka godzin, nim stwierdziłem, że jednak jest tu coś ciekawego do powiedzenia, nawet bez znajomości twórczości pani Tokarczuk. Bo najciekawszym aspektem tej sprawy jest reakcja prawicowej opinii na tą nagrodę.
Wesprzyj nas już teraz!
Cieszyć się, czy rwać szaty?
Reakcja tejże prawicy – tu zaznaczam, szeroko pojętej, nawet tej spod znaku socjalistycznego PiSu – jest niewątpliwie o tyle niespodziewana, co do bólu przewidywalna. Niespodziewana – bo nie powinna mieć miejsce. Przewidywalna – bo… no, cóż, bo choć takie zachowanie zakrawa na śmieszność, to chyba każdy wiedział, że tak właśnie będzie?
A jakie to bogactwo tych reakcji! Pełna gama, od radości i dumy – nie mnie oceniać czy szczerej, czy udawanej – po teatralne darcie szat. Litościwie pomijam tu wszelkie nazwiska, ale zróbmy tu ogólny przegląd zaangażowanych stron. Więc znana z podnoszenia podatków wszystkim i na wszystko partia rządząca, której minister kultury dopiero co przyznał, że nigdy nie czytał żadnej książki teraz-już-noblistki – nagle ogłasza, że w trybie natychmiastowym zmieni stosowne ustawy, aby p. Tokarczuk nie musiała dzielić się z fiskusem swoją nagrodą. Ba! Choć trzy miliony złotych to nie lada gratka, słyszymy, że ministrowie naradzą się nawet czy nie należy zorganizować jeszcze jakiejś nagrody dla naszej noblistki. Nagroda za zdobycie nagrody?! A co! Znajcie hojność pana, w przeddzień wyborów!
Poza partią rządzącą, widzimy polityków znacznie bardziej na prawo, którzy zamiast spokojnie przemilczeć sprawę, muszą pogratulować pisarce. Cóż że Olga Tokarczuk nieraz publicznie dawała upust swej niechęci do Polski i tradycji, cóż że na co dzień ci sami politycy krytykowali nie tylko jej wypowiedzi, ale też treści jej dzieł? Jak tłumaczył jeden z winszujących – to że jest ona po drugiej stronie barykady, to nie powód, aby odmawiać jej talentu. Cóż, Dzierżyński też miał talent, który poskutkował awansem do roli szefa sowieckiej bezpieki, co przywołuję nie po to, aby stawiać znak równości pomiędzy Dzierżyńskim a p. Tokarczuk, ale aby uzmysłowić nam, że jednak nie każde wybitne osiągnięcie Polaka warto chwalić „bo polskie”.
Więcej niż głosów gratulacji i radości było tych którzy się załamywali. No, nie powiem – ciekawe poglądy można było usłyszeć od ludzi skądinąd rozsądnych. Oto ktoś bowiem stwierdza, że to może nie być przypadkiem, że akurat teraz, przed wyborami. No, tak, właściwie to jest nagroda za rok 2018, która nie została przyznana w prawidłowym terminie ze względów… no, nie będziemy już rozdrapywać afer seksualnych kapituły. Ale naprawdę? Szwedzi tak się przejęli sytuacją w Polsce, że postanowili właśnie teraz przyznać nagrodę Oldze Tokarczuk? Gdyby to chodziło o pokojową nagrodę, to jeszcze taka teoria spiskowa miałaby jakieś meritum, ale…
Inni ograniczyli się do… hmm, no, właśnie nie ograniczyli się. Miast bowiem tylko stwierdzenia, że nie podoba im się przesłanie książek Olgi Tokarczuk, bądź też, że uważają jej poglądy za naganne i szkodliwe, musieli zaznaczyć, że poza tym to uważają jej książki za nudne, nieciekawe, i w ogóle fe i be. Może tak szczerze uważają. Jakem już napisał, nie znam jej twórczości, osobiście nie mogę więc ani docenić, ani krytykować jakości jej prozy. Może faktycznie jest kiepską grafomanką cenioną tylko lewe za poglądy. Sądzę jednak, że niekoniecznie, bo grafomanów się nie przekłada na kilkanaście języków.
Jeden Tomasz Żak, na tych właśnie łamach, nadał całej sprawie właściwą wagę – czyli żadną. Bo to tylko Nobel. No właśnie. Nagroda, którą dostają właściwie tylko twórcy po „odpowiedniej” stronie polityki. Nagroda, o której nie można dziś już nawet powiedzieć, że trafia do pisarzy wprawdzie lewicowych, ale posiadających autentycznie wielkie literackie talenty – przecież dostała się nawet Bobowi Dylanowi. Toteż, choć każdy twórca ucieszyłby się z trzymilionowego bilansu na koncie bankowym, i choć mimo wszystko większość jej laureatów to wciąż literacko wybitne postacie, to jednak prestiż tej nagrody raczej z roku na rok maleje, a zwłaszcza po konserwatywnej stronie. No, bo jaki katolik – ale taki katolik na poważnie – uznałby dziś opatrzenie danego autora nagrodą Nobla za autentyczną zachętę, aby zapoznać się z jego twórczością?
Nobel jak wyrzut sumienia
I tylko jednej rzeczy w tym wszystkim żal – i może dlatego nadal tak bardzo zwracamy uwagę na tego literackiego Nobla? Może jest on po prostu wyrzutem sumienia? Bo ubolewamy nad tym, że rozmaite lewe persony otrzymują rozmaite lewe nagrody – a to Nobel, a to Nike, a to Paszport „Polityki”, a to Nagroda Parandowskiego, a to tamto, siamto… a jakie nagrody dostają porządni, katoliccy pisarze? Ba, nawet powiedzmy nie muszą być porządnymi katolikami, byle chociaż dobrze pisali o Polsce i Polakach. Rozumie się, że nie dostają Nobli i tym podobnych, ale co pozostaje? Poza paroma nagrodami za fantastykę, gatunku jednak dosyć specyficznego, pozostaje chyba tylko ta jedna, wspomniana przez Tomasza Żaka, Nagroda Mackiewicza.
Piękna rzecz, Nagroda Literacka im. Józefa Mackiewicza. Ale przecież jest to nagroda nie literacka sensu stricte, bo równie często, jeśli nie częściej jest przyznawana za dzieła historyczne czy filozoficzne, zgodnie z credo Mackiewicza, iż „jedynie prawda jest ciekawa.” Bardzo dobrze, bo historycy też zasługują na nagrody, a już filozofowie to szczególnie, skoro na wysokie nakłady nie mogą liczyć.
Tylko dlaczego na kilkanaście nagród literackich z lewej stronie, przypada jedna nagroda po prawej stronie? Obawiam się, że w tym momencie, zbyt wielu czytelników żachnie się i stwierdzi, że jakże ma być inaczej, skoro rząd nic z tym nie zrobił. Oczywiście: jest cała masa nagród ufundowanych przez rząd czy samorządy i należy ubolewać nad tym jak, bez żadnej próby odporu politycznej prawicy, zdominowały je środowiska lewicowe. Jednak wiele tych polskich lewych nagród z lewymi kapitułami, chociażby te trzy wymienione tutaj… są prywatne. Nie chodzi więc tylko o rząd. Brak prywatnych inicjatyw na prawicy jest zdecydowanie frapujący.
Nie godzi się rozporządzać cudzymi pieniędzmi. Toteż nawet gdybym wiedział kto mógłby taką nagrodę ufundować bez uszczerbku dla swego majątku, nie wskazywałbym na nikogo palcem. Ja tylko zauważam istnienie wyraźnego problemu, nawet bez wnikania w jego przyczyny. Tym problemem jest brak inicjatyw, które by należycie doceniały twórców wyrażających prawdę i dobro w formie pięknej literatury. Ten problem nie wynika z działań lewicowych wrogów prawdy, dobra i piękna. Jest po naszej stronie. Dopóki tak pozostanie, nie możemy się dziwić, że tak wielu młodych, jeszcze nieugruntowanych ideowo twórców lgnie do lewicy jak muchy do lepu.
Tak być nie musi. I to właśnie tego, a nie jakiegoś tam Nobla dla Olgi Tokarczuk, warto żałować.
Jakub Majewski