Francuski prezydent Francois Hollande oświadczył, że Francja, z uwagi na europejskie spowolnienie gospodarcze, odłoży do przyszłego roku wprowadzanie cięć w wydatkach publicznych. Dopiero w 2014 r. podjęte zostaną kroki, by zredukować deficyt do 3 proc. PKB. Czy nie jest to jednak odkładanie koniecznych reform ad calendas graecas?
Francuski rząd zdecydował, że odłożenie reform oszczędnościowych jest niezbędne w sytuacji, gdy gospodarka znajduje się na skraju recesji. Prezydent argumentował zaś, że wprowadzanie środków „hamujących konsumpcje i inwestycje” byłoby niewłaściwe. Nie ma też, jego zdaniem, potrzeby, by stosować kolejne środki oszczędnościowe w tym roku, skoro od podatników i tak wymaga się już „dużo”, jak stwierdził.
Wesprzyj nas już teraz!
Wiele będzie zależało od tego, jakiego charakteru środki oszczędnościowe prezydent ma zamiar realizować w przyszłym roku. Zadeklarował, że o ile dotychczasowe reformy polegały na podwyżkach podatków, od przyszłego roku skoncentrują się na cięciu kosztów. Istnieją jednak uzasadnione obawy, że Francois Hollande powtórzy grecki model wychodzenia z kryzysu. Przypomnijmy, że Grecja w latach 2010-2011 utrzymywała wydatki publiczne na poziomie około 50 proc. PKB, pomimo zobowiązania do radykalnego ich ograniczenia. W tych samych latach, były socjalistyczny premier Grecji, Jorgos Papandreu, zatrudnił 5 tys. nowych urzędników.
Biorąc pod uwagę, że socjalizm nad Sekwaną jest mocno zakorzeniony zarówno w umysłach polityków, jak i społeczeństwa, Francja raczej nie zdecyduje się na skalę i charakter oszczędności, które zastosowała u siebie Łotwa. Redukcji uległa tam przede wszystkim biurokracja, zwolnionych została prawie jedna trzecia urzędników państwowych, a połowa rządowych agencji uległa zamknięciu.
Powodem, dla którego Hollande zdecydował się odsunąć oszczędności na przyszły rok, jest obawa przed reakcją opinii publicznej, alergicznie reagującą na jakiekolwiek próby deregulacji, koniecznych zwolnień i redukcji wydatków państwowych. Politycy mają zapewne w pamięci skalę niedawnych protestów, podsycanych przez związki zawodowe w sprawie zwolnień, jakie chciał wprowadził koncern metalurgiczny Mittal. Plany dotyczyły zaledwie 3 proc. pracowników, jednakże przedsiębiorstwo stało się obiektem medialnej nagonki. Można sobie zatem wyobrazić, jaki protest wzbudziłyby plany poważnego odchudzenia administracji państwowej.
Tomasz Tokarski