9 sierpnia 2025

„Ich teologią była ofiara, oddanie życia, pełnienie co dzień woli Bożej”. Rozmowa ze współbratem męczenników z Pariacoto

„Żaden z nich nie pisał żadnego dzienniczka, nie pozostawił po sobie doktoratów, dzieł teologicznych… Ich teologią była ofiara, oddanie życia, pełnienie co dzień woli Bożej”, mówił Br. Jan Hruszowiec OFMConv – promotor kultu Męczenników z Pariacoto w rozmowie z PCh24.pl. Franciszkanin osobiście znał jednego z męczenników z paragwajskiego Pariacoto. „Myślę, że najważniejsze przesłanie jakie nam dzisiaj niosą to jest wierność i wytrwałość. Zostali wierni i wytrwali do końca. Mogli wrócić, bo przełożeni by im kupili bilety i w ciągu trzech dni byliby w Polsce, a jednak zostali. Nie uciekli. Byli wiernymi. Wytrwałymi”, dodawał.

M.D: Bracie, gdzie Brat był trzydzieści cztery lata temu? W jakich okolicznościach dowiedział się Brat, że O. Zbigniewa Strzałkowski i O. Michał Tomaszek zostali zamordowani? 

­Trzydzieści cztery lata temu byłem w Kalwarii Pacławskiej, to był drugi rok mojego pobytu w zakonie. Pamiętam jak dziś, że niosłem ciężką belkę przez plac kościelny, podleciał do mnie jeden ze współbraci i powiedział, że zabili naszych braci: Zbyszka i Michała. Stałem w miejscu i narodziło mi się pytanie: „Co teraz?” W głębi serca usłyszałem: „Nic. Rób dalej to, co robisz i rób to dobrze”

Wesprzyj nas już teraz!

M.D: Brat poznał błogosławionych męczenników?

Przez samym wyjazdem na misje poznałem Michała Tomaszka. Spotkałem się z nim w Krakowie, w bazylice, w głównym wejściu. Staliśmy tak przez kilka minut, nic do siebie nie mówiąc. Michał miał tradycyjnie złożone ręce, był w popielatym habicie. W tamtym czasie pewnie ani on, ani ja nie wiedzieliśmy, że kiedyś się „połączymy” przez aktualne działania w Biurze Promocji Kultu Męczenników z Pariacoto – Bł. Michała Tomaszka i Bł. Zbigniewa Strzałkowskiego

M.D: A O. Zbigniewa?

Zbyszka nie znałem, za to było mi dane poznać jego mamusię. Tak naprawdę Michała i Zbyszka poznaję dopiero teraz poprzez promowanie kultu błogosławionych męczenników. Trzeba pamiętać o tym, że żaden z nich nie pisał żadnego dzienniczka, nie pozostawili po sobie doktoratów, dzieł teologicznych… Ich teologią była ofiara, oddanie życia, pełnienie co dzień woli Bożej. To jest chyba największe bogactwo, które dziś odkrywamy 

M.D: Brat nie tylko odwiedzał mamę O. Zbigniewa, ale był także przy jej śmierci…

Dla mamusi Zbyszka stałem się jakby czwartym synem – Zbyszek miał dwóch braci: Bogdana i Andrzeja. Często nie omijałem ich domu, kiedy byłem na trasie Kraków – Przemyśl. Czułem jakąś jedność z mamą. Później się okazało, że mama nikomu nie chciała udzielać wywiadów, a mi się udało nie tylko nawiązać z nią kontakt, ale nagrać słynny wywiad, który można odsłuchać na YouTube. 

Pamiętam, że na przedostatnim spotkaniu przed śmiercią mamusia Zbyszka powiedziała: „ojcze, ja się będę w niebie za ojca modliła”. Czuję, że się za mnie modli. 

Sam moment śmierci był niesamowity. Tego dnia wróciłem z O. Dariuszem z akcji międzynarodowej. Odebrałem telefon od rodzonego brata Zbyszka, że mamusia jest w ciężkim stanie w szpitalu. Od razu spakowaliśmy relikwie i ruszyliśmy w drogę. W połowie drogi odebrałem znowu telefon od brata i usłyszałem: „już nie przyjeżdżajcie, bo mama jest nieprzytomna”. Nie zrezygnowaliśmy. Kiedy przyjechaliśmy do szpitala okazało się, że chwilkę wcześniej mama odzyskała przytomność. Weszliśmy z relikwiami do sali, powiedziałem, że przyprowadziłem syna. Mama wzięła relikwie, przytuliła je do serca i w tym momencie wszystkie wskaźniki na monitorach pokazywały, że za chwilkę odejdzie z tego świata. 

Nadeszła 15.00. Zaproponowałem żebyśmy wspólnie odmówili Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Mama podczas całej modlitwy nie przerwała ani jednego słowa. Na monitorach wszystkie wskaźniki w górę, pokazywały idealne ciśnienie, idealny puls… Wszyscy byliśmy w szoku. Skończyliśmy modlitwę, wszystkie wskaźniki spadły. Mama przytuliła relikwie, chwilkę porozmawialiśmy  

M.D: Proszę opowiedzieć co było dalej…

Wyszliśmy z sali. Na korytarzu stał ordynator i kilku lekarzy. Zapytałem czy coś się stało. Zapytali: „Czy my też tak możemy?”. Lekarze widzieli na kamerach co się działo, więc chcieli też przytulić relikwiarz do serca. Prosili o błogosławieństwo. O. Darek zezwolił, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną. Na trasie do Krakowa dostaliśmy informację, że mama umarła. 

Z rozmów z braćmi Bł. O. Zbigniewa wiem, że ich mama nie lubiła kiedy zakonnicy odwiedzali ją ubrani w zwykłe ciuchy. Jak zakonnik to w habicie?

Podczas jednych odwiedzin była taka sytuacja. Zajechałem do mamy Zbyszka, oczywiście w habicie. Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy… Później wieczorem starszy brat Zbyszka – Bogdan, odprowadzał mnie do samochodu. W tym czasie zdjąłem habit, ale trwało to może krócej jak minutkę. Kiedy Bogdan wrócił do domu to mama pytała gdzie tak długo był. Na co odpowiedział, że mnie odprowadzał. Mama jeszcze raz zapytała czemu tak długo i wtedy Bogdan powiedział, że zdjąłem habit. „Wiedziałam, że tak będzie” – odpowiedziała mama. 

M.D: W czym tkwi fenomen tych „zwykłych”, ale niezwykle bliskich błogosławionych?

Dla mnie są odbiciem ikony Rembrandta „Syn Marnotrawny”. Widzimy, że ojciec ma jedną dłoń matki, i jedną ojca. Tacy byli oni razem. Świadkowie opowiadali, że kiedy Zbyszek i Michał byli odpowiedzialni za seminarium, bo byli dziekanami – Zbyszek był bardzo konkretny, wymagający. Natomiast Michał łagodził tę konkretność, chociaż też od siebie wymagał. Zbyszek miał męską dłoń, a Michał – matczyną. Oni się świetnie uzupełniali. 

M.D: Może jakiś przykład?

Kiedy Zbyszek był dziekanem – „szefem” wśród kleryków, który m.in. wyznaczał dyżury, klerycy zapamiętali jedno zdarzenie, o którym opowiadali. Było to w pewną sobotę, kiedy mieli jechać razem na koncert. Wszyscy siedzieli już w busie, kiedy przyszedł Zbyszek. Zwrócił się do jednego ze współbraci: „bracie, ty nie pojedziesz na koncert”. Oczywiście od razu się pojawiły pytania dlaczego. Odpowiedzią Zbyszka było to, że ten konkretny współbrat nie wywiązał się ze swoich obowiązków, nie posprzątał korytarza. Wstawili się za nim pozostali klerycy, którzy próbowali przekonać Zbyszka, że kleryk posprząta jak wrócą w poniedziałek, na co im odpowiedział: „OK, tylko pamiętaj: jeśli on teraz takie rzeczy robi, to jakim on będzie kapłanem”. 

M.D: Jakie lekcje płyną dla nas z ich życia?

Myślę, że najważniejsze przesłanie jakie nam dzisiaj niosą to jest wierność i wytrwałość. Zostali wierni i wytrwali do końca. Mogli wrócić, bo przełożeni by im kupili bilety i w ciągu trzech dni byliby w Polsce, a jednak zostali. Nie uciekli. Byli wiernymi. Wytrwałymi. Jak dziś mało wśród nas jest wierności, wytrwałości. Ile małżeństw się rozpada. Ilu księży odchodzi, ile sióstr zakonnych… 

Drugie najważniejsze przesłanie to wierność do końca w tym, co się ślubowało Panu Bogu. Chodzi o to, że wszystko w życiu jest ważne. Wszystko – dom, rodzina, praca, samochód… ale jest jedno najważniejsze – moje własne zbawienie. Jeśli o to nie zadbam to wtedy wszystko inne staje się nieważne. Męczennicy uczą nas tego, że troska o zbawienie ma największą wartość. Jeśli będę dbał o własne zbawienie to wtedy wszystko staje się wartościowe. 

M.D: A dziś tak trudno się nam zatrzymać, ciągle się gdzieś spieszymy…

Ludzie gonią za tym wszystkim, przewartościowali dobro. Na pierwszym miejscu stawiają zbawienie na świecie, czyli żeby było im najlepiej, ale przestali myśleć o tym, co będzie później. chyba demon we współczesnym świecie nam poprzewracał w głowie. 

M.D: Często jedźcie do różnych parafii w kraju i na świecie. Wprowadzenie relikwii Bł. Męczenników z Pariacoto to niesamowite wydarzenie… Trudno opisać emocje…

To jest konkretne doświadczenie duchowe. Mam świadomość tego, że kiedy do kościoła przyjeżdżają męczennicy to są ludzie mocno ugruntowani w wierze, wzmacniają się, ale też są ci, którzy może przyszli po raz ostatni. Męczennicy nie po to przyjeżdżają do parafii żeby jeszcze bardziej dzielić tych ludzi, tylko żeby wzmocnić mocnych, ale wzmocnić również tych, którzy są słabi. To jest chyba główne przesłanie – współczesnej ewangelizacji, żeby mówić o świętych i błogosławionych. Oni mają łączyć. Marzy mi się, żeby nasi męczennicy stali się patronami pojednania całego narodu. Przypominam, że są patronami w obronie przed terroryzmem. 

M.D: Poza tym Michał jest patronem dzieci, a Zbigniew – osób starszych, schorowanych… ale to nie wszystko?

Od roku mamy dużo świadectw od osób zakonnych, którzy dzięki temu, że poprosili Zbyszka i Michała – uratowało się ich kapłaństwo, powołanie. Mamy też dziesięć świadectw od małżeństw, które doczekały się potomstwa, za wstawiennictwem Michała. Dla mnie każde świadectwo jest wyjątkowe.

M.D: Nie możemy zapominać, że Bł. Zbigniew i Bł. Michał są pierwszymi polskimi błogosławionymi misjonarzami męczennikami, prawda?

Tak, do ich męczeńskiej śmierci w dn. 9 sierpnia 1991 roku nie mieliśmy w Polsce błogosławionych misjonarzy męczenników. 

M.D: Jak wyglądają prace nad Muzeum?

Muzeum Bł. Męczenników z Pariacoto powstaje w Kalwarii Pacławskiej. Uroczyste otwarcie jest zaplanowane na 7 czerwca 2026 roku, czyli w dniu ich wspomnienia. W przyszłym roku przypadać będzie trzydziesta piąta rocznica ich śmierci. Otwarcie Muzeum będzie połączone z pierwszym ogólnopolskim spotkaniem czcicieli Bł. O. Zbyszka i Bł. O. Michała. Zapraszamy już dziś wszystkich, którym bliscy są nasi męczennicy. 

Rozmawiała Marta Dybińska

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Zatrzymaj ideologiczną rewolucję. Twoje wsparcie to głos za Polską chrześcijańską!

mamy: 237 015 zł cel: 500 000 zł
47%
wybierz kwotę:
Wspieram