31 października 2021

Koła „postępowych” katolików próbują sprowadzić przywiązanie do katolickiej nauki społecznej i moralnej do prawicowych poglądów politycznych i konserwatywnych zapatrywań. W uprawianej przez siebie retoryce liberalni wierni posługują się swojego rodzaju „redukcją do polityki”. Sprzeciw wobec akceptacji związków homoseksualnych czy Komunii dla rozwodników próbują ukazać jako wynik prawicowych sympatii, przysłaniających zasady wiary. Tymczasem to ich poglądy są zaczerpnięte wyłącznie z wyznawanych ideologii społecznych, a koncepcje religijne, które prezentują, są prostym przeniesieniem perspektyw społeczno- politycznych w świat teologii. Brak im oparcia w źródłach wiary, ani podstawy w jakimkolwiek obszarze katolickiego nauczania.

W opublikowanym na łamach „Tygodnika Powszechnego” artykule „Strefy Wolne od Franciszka”, Marta Zdzieborska postanowiła rozprawić się z największym amerykańskim medium katolickim- stacją EWTN. W stronę konsorcjum posypały się oskarżenia o upolitycznienie i koniec końców odgrywanie roli przybudówki Partii Republikańskiej. Publicystkę periodyku rozjuszyła zachowawczość tego medialnego konglomeratu, sprzeciw wobec zmian katolickiego nauczania społecznego i niechęć do wspierających aborcję polityków. Próbowała więc przekonywać, że EWTN to stacja stojąca prawicową ideologią i że to z niej bierze się niechęć do reorganizacji katolickiego nauczania. „Od początku pontyfikatu Franciszek drażnił amerykańskich konserwatystów wizją Kościoła opartego na obronie ubogich i imigrantów oraz otwartości na grupy do tej pory spychane na margines: rozwodników, środowiska LGBT, a nawet osoby niewierzące”, pisała Marta Zdzieborska. Podobnie na polskim podwórku postępowi katolicy powtarzają jak zaklęcie, że przyczyną niechęci wobec wypowiedzi i gestów Franciszka jest konserwatywna ideologia, a nie przywiązanie do katolickiej doktryny. Z kolei sam papież na pokładzie samolotu, którym wracał z tegorocznej pielgrzymki na Słowację, sugerował, że decyzja amerykańskiego episkopatu, by nie dopuszczać sprzyjających dzieciobójstwu polityków do Komunii jest decyzją polityczną… Kościelni postępowcy nieustannie zarzucają ortodoksyjnym katolikom upolitycznienie. Niezgoda na „pojednanie” Kościoła z LGBT, oraz „zagwarantowania miejsca w społeczeństwie” dla tych ruchów, miałaby brać się z niemotywowanych wiarą prawicowych preferencji politycznych. Szczególnie narażeni na takie oskarżenia są katolicy zaangażowani społecznie, dążący do budowy chrześcijańskiego ładu w swoich wspólnotach. Wielu księży posunęło się nawet na tyle daleko, by zeszłoroczne obrony Kościołów i Mszy Świętych przed agresją zwolenników aborcji nazywać politycznymi manifestacjami.

Przyjęcie retoryki upolitycznienia przez ruchy wywrotowe w Kościele ma zdyskredytować wiernych stojących na straży ciągłości nauczania. Sugeruje ona, że postawa zakładająca trwałość magisterium jest jedną z narracji politycznych, wiążącą się raczej z osobistymi przekonaniami, niż z zachowywaniem prawd wiary. Ma to przekonać odbiorców, że obstawanie przy katolickich zasadach w życiu prywatnym i publicznym, niechęć ich „dostosowania” do aktualnych realiów, motywowane są przez czynniki niereligijne.

Wesprzyj nas już teraz!

Tymczasem zarzuty kierowania się względami politycznymi, a nie wiarą, rzucane przez „postępowców” to prawdziwy szczyt hipokryzji. O ile bowiem broniący konserwatywnego porządku wierni nawiązują do ciągłości nauczania Kościoła, orzeczeń papieskich i stanowisk urzędu nauczycielskiego, o tyle kościelni rewolucjoniści w ogóle nie przedstawiają żadnej linii „teologicznej”. Ich propozycje są prostym przeniesieniem na grunt kościelny modnych koncepcji społeczno- politycznych, nie popartych niczym w Tradycji. W gruncie rzeczy spór pomiędzy „zachowawczymi” katolikami i reprezentantami środowisk pokroju „Tygodnika Powszechnego”, to spór pomiędzy osobami, których światopogląd i opinie dają się wpisać w logikę katolicką, a ideologami opartymi o niekatolickie koncepcje społeczne ostatnich wieków. Ci drudzy pragną wprowadzić do świadomości Kościoła zupełnie nowe kategorie. Oderwane od katolickiej moralności, teologii, a nawet aparatu pojęciowego. To spór pomiędzy Kościołem a światem, próbującym przemodelować go na swoją modłę.

Trwający Synod o Synodalności doskonale ilustruje tę zależność. Rzut oka na dokument przygotowawczy pozwala stwierdzić, że nie kontynuuje on żadnych tradycji kościelnych i nie przedstawia wniosków wyprowadzonych z zasad wiary katolickiej. Zamiast tego adaptuje on paradygmat uprzedzeń, narzucony przez lewicowych badaczy w naukach społecznych. Próbuje mówić o przyszłości Ciała Chrystusowego językiem „inkluzywności i otwartego społeczeństwa”. Autorzy dokumentu proponują, by synod odkrywał grupy wykluczone przez obecne w kościelnym systemie „uprzedzenia”, i dążył do ich równouprawnienia, znalazł dla nich nowe miejsce pośród Ludu Bożego. Zakładają się więc, że marginalizacja cudzołożników (i kogo tylko mają odpowiedzialni za dokument na myśli) nie jest skutkiem odrzucenia przez nich nauczania moralnego, ale niesłusznych „fobii”, które przedostały się do katolickiej nauki. Takie podejście, to zaproponowanie wizji Kościoła jako tożsamego z nowo-lewciową wizją wszystkich wspólnot ludzkich, a jego doktryny moralnej jako podobnej do każdego z wielu wyznawanych systemów wartości. Proponowana pod hasłem „synodalności” reforma Kościoła jest z kolei lustrzanym odbiciem rewolucji, wyśnionej przez demagogów społeczeństwa otwartego. Rezygnacja z jakichkolwiek form wykluczania i dyskryminacji ujawnić się ma w Kościele jako unikanie potępienia grzeszników. Wsłuchiwanie się w głos wszystkich, uczestniczenie… Synodalność to zwyczajnie utopia, rodem z traktatów politycznych nowej lewicy, tyle że zaadaptowana do warunków eklezjalnych. Jak ma się ona do wiekowej praktyki i doktryny Kościoła, zabraniającej trwającym w grzechu dostępu do komunii, stosującej kary kościelne i klątwy przeciw heretykom? To koncepcja na wskroś świecka.

Nie sposób nie odnieść się również do konfliktu amerykańskich hierarchów, komentowanego przez nieszczęsny „Tygodnik Powszechny” we wspomnianym artykule. W USA trwa spór o możliwość dopuszczenia sprzyjających aborcji polityków, w tym prezydenta Joe Bidena, do Komunii świętej. Kręgi liberalne z oburzeniem twierdzą, że to próba wykorzystania eucharystii w wyborczej rywalizacji, dla zapewnienia zwycięstwa republikanom. To, że Jan Paweł II zabronił zwolennikom dzieciobójstwa, którzy swoimi decyzjami przywalają na aborcyjny proceder, przystępowania do Eucharystii nic dla „katolików otwartych” nie znaczy. Pytanie jednak, kto stawia politykę ponad wiarą? „Konserwatyści”, którzy chcą, by trwający w grzechu śmiertelnym decydenci polityczni nie przyjmowali świętokradzko Ciała Pańskiego ,czy postępowcy, żądający wbrew nauczaniu Komunii świętej dla popieranego przez siebie prezydenta? Jaka jest w tym przypadku właściwa ocena w perspektywie nadprzyrodzonej wiary?

Współczesne kręgi postępowe w rodzaju Tygodnika Powszechnego, czy jezuickiego pisma „America Magazine”, są prostym powtórzeniem błędu modernizmu z XIX wieku. W tamtym czasie liczne zastępy kleru owładnęła filozofia i poglądy społeczne oświecenia – co było iskrą dla pragnienia „dostosowania katolicyzmu do preferencji ówczesnego człowieka. Zaczęły pojawiać się postulaty świeckiego państwa, pozbawienia Kościoła ziemskiej własności i doczesnej władzy. Nade wszystkim królowały zaś koncepcje praw człowieka i wolności: sumienia, druku, religii, posunięte do granic możliwości. Choć nie pokrywały się one w żaden sposób z wykładnią wiary, czemu wyraz dawali kolejni papieże w encyklikach „Quanta Cura”, „ Mirari Vos”, „Immortale Dei”, znaczna część teologów domagała się realizacji tych postulatów. Moderniści uznali bowiem, że wykładania katolicyzmu może podlegać zmianom. Jego ojcowie założyciele twierdzili, że być może była słuszna w momencie ogłaszania, ale w czasach im współczesnych potrzebowała uzgodnienia z nową rzeczywistością. To właśnie punkt wspólny tej herezji, potępionej przez X w „Pascendi Dominici Gregis”, i współczesnego „katolicyzmu otwartego”- całkowita sekularyzacja kościelnego magisterium. Dla jednych i drugich nie jest już ono dłużej wyrazem Objawienia Bożego. Zostaje sprowadzone do rangi opinii, czy intelektualnego think- tanku, a nawet gorzej– do systemu uprzywilejowania „białych heteroseksualnych mężczyzn” krępującego mniejszości. Z tego powodu dla postępowców każdy społeczny aspekt doktryny katolickiej zawsze będzie jedynie polityką. Jedną z wielu koncepcji społeczno- politycznych, która przewinęła się przez dzieje świata.

Filip Adamus

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij