Czy w Polsce opłaca się być posłem? Patrząc na długie listy wystawiane w wyborach przez poszczególne partie, chyba tak. Z pewnością jeśli chodzi o pracę na stanowisku posła, w najbliższym czasie wakatów raczej nie ma się co spodziewać. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że jest to dosyć dochodowe zajęcie. Jak więc wyglądają koszty związane z utrzymywaniem naszych posłów?
Co miesiąc wydajemy na wszystkich posłów prawie 11 mln zł. brutto. Na koszt jednego posła składa się pensja w wysokości 9892 zł., dieta wynosząca 2245 zł. a także koszty prowadzenia biura oraz przejazdy 11 650 zł., co daje w sumie 23,8 tys. zł.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak jednak się okazuje1/4 posłów dostaje dodatkowo 1,5 tys. zł. w związku z kierowaniem komisjami lub podkomisjami. Co dziesiąty z nich „wspaniałomyślnie” zrzeka się pensji, co jednak nie dziwi biorąc pod uwagę, że i bez tego na ich konto wpływa blisko14 tys. zł.
Rekordzistami w zakresie wysokości poborów są posłowie Franciszek Stefaniuk z PSL oraz Stanisław Wziątek z SLD, te bowiem wynoszą bez mała 27,5 tys. zł. Pierwszy z tej dwójki szefuje komisji Etyki i jest zastępcą w Komisji łączności z Polonią. Drugi z posłów kieruje pracami Komisji ds. Służb Specjalnych, jest też wiceszefem Komisji Obrony Narodowej. Każdemu z nich wpada do kieszeni dodatkowo prawie 3,5 tys. zł.
W czołówce znajdują się także Andrzej Czerwiński, Beata Małecka-Libera i Jadwiga Zakrzewska z PO, Mieczysław Łuczak i Andrzej Sztorc z PSL oraz Krystyna Łybacka z SLD, którzy łączą stanowisko zastępcy komisji i szefa podkomisji. To daje im prawie 2,5 zł. więcej.
Posłów, którzy dostają dodatkowe pieniądze za szefowanie lub wiceszefowanie w komisjach czy podkomisjach jest 121, z czego 93 to zastępcy przewodniczącego komisji. Tak duża liczba tych ostatnich wynika z faktu, że komisje mają po 4-5 zastępców. Jak widać parlamentarzyści nie obawiają się śmieszności, dlatego kto wie, czy kiedyś ta liczba się nie zwiększy, wszak chętnych na dodatkowe pobory jest na pewno więcej. Według ekspertów ta praktyka nie jest jednak niczym uzasadniona. Przyznaje to nawet Franciszek Stefaniuk, twierdząc, że stoją za tym partyjne ambicje a nie realna potrzeba.
Za pracę zastępcy przewodniczącego (albo może raczej za sam fakt bycia wiceszefem komisji, wszak nie wiadomo, czy rzeczywiste obowiązki rzeszy wiceszefów zasługują na miano pracy, czy też statystowania w pracach), łącznie musimy zapłacić w miesiącu 138 tys. zł., niezależnie od intensywności prac poszczególnych komisji. A te zbierają się z różną częstotliwością. Średnio każda z komisji odbyła od początku kadencji 19-20 posiedzeń. Najwięcej miało miejsce w przypadku Komisji Finansów Publicznych, Samorządu Terytorialnego czy ds. UE – około 40. Ale zdarzały się też takie, gdzie posiedzenie odbyło się tylko 11 razy.
Łączenie stanowisk może się jednak odbić na efektywności prac tych komisji. Według Stefaniuka trudno czasem pogodzić prace w komisji z innymi obowiązkami. To wiąże się również z trudnościami natury logistycznej, gdyż trzeba posiedzenia ustawiać tak, aby nie nakładały się na siebie.
Wszystkie wydarzenia „z życia” Sejmu oraz dane czy statystyki, dotyczące tej instytucji można śledzić na portalu pracujadlaciebie.pl.
Gdybyż chociaż te koszty przełożyły się na efektywną i pożyteczną dla Polski pracę wykonywaną przez posłów. Można się jednak domyślać, że wielu naszych rodaków ma na temat pracy posłów zgoła odmienne zdanie. Niestety na to nie mamy wpływu, jak też nie mamy wpływu na koszty, jakie ponosimy w związku z utrzymaniem naszych „drogich” parlamentarzystów. Raczej nie powinniśmy także liczyć na to, że oni sami w tym względzie cokolwiek zmienią. Chyba, że na swoją korzyść…
I.Sz.
Źródło: www.rp.pl