Jednym z głównych powodów, dla których Prawo i Sprawiedliwość przejęło rok wcześniej władzę z rąk koalicji Platforma Obywatelska – Polskie Stronnictwo Ludowe, była deklaracja zdecydowanego oporu wobec relokacji tak zwanych uchodźców z krajów obcych Polsce kulturowo. Każdy kolejny rok i obserwacja sytuacji w krajach otwartych na „ubogacenie” dostarcza dowodów, że taki opór był uzasadniony.
W październiku 2021 roku profesor Urszula Glensk z Uniwersytetu Wrocławskiego bardzo zmartwiła się słowami szefa rządu. Mateusz Morawiecki wypowiedział je do protestujących przeciwko blokowaniu granicy dla egzotycznych imigrantów, których do Polski zapraszały (i wciąż zapraszają) służby Aleksandra Łukaszenki. Podobne sformułowania premier wygłaszał zresztą również i przy innych okazjach.
Wesprzyj nas już teraz!
„Najbardziej przykry był dla mnie moment, w którym Morawiecki opowiedział nam o ordo caritatis, że jest porządek miłosierdzia, premier zaznaczył ręką na stole, że najpierw dbamy o rodzinę, o bliskich, potem o nasze otoczenie, a dopiero później ten krąg troski się rozszerza…” – relacjonowała polonistka. Profesor Glensk wraz z trójką towarzyszy – literaturoznawców podczas spotkania z premierem zaprezentowała transparent z napisem : „Morawiecki, nie zabijaj uchodźców”. W rozmowie starali się przekonać szefa rządu do zmiany postawy.
Być może tamto spotkanie wywarło na czołowym obecnie polityku z Polski niezwykłe wrażenie, bowiem od ponad roku obserwujemy w postawie władz państwowych już nie symptomy, ale coraz bardziej dobitne dowody, że niezawodna chrześcijańska zasada nie determinuje już ich poczynań. Coraz częściej wielu z nas rozważa, czy nie stajemy się czasem, w ekspresowym tempie – we własnym kraju mieszkańcami drugiej kategorii.
Czym jest ordo caritatis?
W kwartalniku Fides et Ratio koncepcję świętego Tomasza na temat „porządku miłowania” omawia dr Irena Grochowska. Doktor Anielski zalicza miłość caritas do cnót nadprzyrodzonych wlanych (virtus infusae). Rodzi się ona na podstawie łączności człowieka z Panem Bogiem. Ta więź buduje z kolei swego rodzaju przyjaźń, która jest bazą miłości caritas.
„Do wszystkich innych podmiotów człowiek ma ustosunkowywać się ze względu na miłość do Boga” – czytamy. Zatem caritas obejmuje nawet nieprzyjaciół, jest wieczna, odnosi się do intencji nadprzyrodzonych, a więc do samego Pana Boga (a nie na przykład do własnego pożytku tego, który ją świadczy). Jej źródłem jest Duch Święty.
Ponieważ wszystko otrzymujemy od Stwórcy za darmo, jesteśmy zdolni kochać Go dla Niego Samego – podobnie zresztą jak nasz Ojciec kocha nas dla nas samych.
Caritas ma jeszcze szereg innych przymiotów – jest wzajemna („w podmiotowości życzliwości”), uczestnicząca (we wspólnym dziele), jednocząca z Bogiem i zgodna z Jego wolą, a także wolna, czynna, trwała, współodczuwająca, radosna i pocieszająca. Według świętego Tomasza, jest „matką cnót” i ma wpływ na wszystkie ich akty. Zaprzepaścić można ją przez grzech ciężki (na przykład aprobatę dla zabijania dzieci nienarodzonych).
W bardziej praktycznym ujęciu przedstawia caritas ksiądz profesor Antoni Bartoszek, teolog moralista, dziekan Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego. – Mamy kochać wszystkich, ale nie da się wszystkich kochać tak samo i nie wszystkim powinno się wyrażać miłość w ten sam sposób. Nie wszystkim potrafimy pomóc, dlatego potrzebny jest pewien porządek, który wskazuje kryteria, jak dobrze pomagać – wyjaśniał w rozmowie, którą opublikował w 2016 roku portal Wiara.pl. Wywiad ukazał się w kontekście moralnego szantażu, jakiemu poddawana była Polska w okresie będącym nasileniem tak zwanego kryzysu imigracyjnego.
Skuteczny szantaż
Jednym z głównych powodów, dla których Prawo i Sprawiedliwość przejęło rok wcześniej władzę z rąk koalicji Platforma Obywatelska – Polskie Stronnictwo Ludowe, była deklaracja zdecydowanego oporu wobec przymusowej relokacji tak zwanych uchodźców z krajów obcych Polsce kulturowo. Każdy kolejny rok i obserwacja sytuacji w krajach otwartych na „ubogacenie” dostarczają dowodów, że taki opór był uzasadniony.
– Najpierw jest troska o swój dom, potem o rodzinę, sąsiedztwo, miasto, ojczyznę. Taka kolejność narzuca się sama. Najbardziej kochamy tych, którzy są nam najbliżsi, z którymi łączą nas różne więzy – podkreślał ksiądz profesor Bartoszek.
Teolog moralista zwrócił uwagę na polityczno-propagandową presję w kwestii przyjmowania imigrantów. Ukazywano ich jednoznacznie jako ofiary wojen i głodu. Ktoś – tak jak wówczas Polska – miał jakiekolwiek wątpliwości co do formy czy samej idei masowego sprowadzania przedstawicieli religii wrogiej chrześcijaństwu oraz programowo zwalczającej „niewiernych”, ustawiany był pod pręgierzem moralnego potępienia. Wszelkie obawy i wątpliwości co do skutków polityki Unii Europejskiej w tym zakresie kontrowane były oskarżeniami o brak miłosierdzia, nieludzkie traktowanie obcokrajowców uciekających przed bombami i kulami. Sami zaś zgłaszający takie zastrzeżenia byli – stosując dzisiejszą retorykę – kimś w rodzaju „ruskich onuc”.
– Wydaje mi się, że czasem jednostronnie akcentujemy ten emocjonalny aspekt, wręcz szantażujemy tym innych. Tymczasem aby dobrze pomagać, trzeba połączyć wrażliwość serca z racjonalnością działania, z kompetencją, z pewnym porządkiem właśnie – zwracał uwagę ksiądz prof. Bartoszek.
O tak zwanym kryzysie uchodźczym wypowiadał się w tamtym okresie również ks. profesor Paweł Bortkiewicz, między innymi na łamach portalu PCh24.pl. Powiedział wówczas: – Należy się zastanowić, co z tymi ludźmi zrobić, w jaki sposób im pomóc. Bardzo logiczny sposób myślenia – wykazywany, niestety, przez mniejszość przywódców państw europejskich – reprezentują premier Orbán i prezydent Duda. Podkreślają oni, że ofiary wojen i prześladowań trzeba wspierać na miejscu, w ich ojczystych krajach. Stan obecny wymaga wielkich nakładów i ogromnej skali działań politycznych, ale to, moim zdaniem, jedyna droga realnej poprawy sytuacji – ocenił.
– Oczywiście możemy nadal przyglądać się biernie fali młodych mężczyzn przekraczających granice. Tylko przygotujmy sobie z góry transparenty z napisem: „Ja jestem…” A potem będziemy tam wstawiać: Charliem, Paryżaninem, Londyńczykiem, Watykańczykiem, a kto wie, może i Warszawiakiem – dodał teolog.
„Wszyscy są chrześcijanami z Syrii”
Ksiądz Andrzej Antoni Klimek na łamach „Opiekuna”, dwutygodnika Diecezji Kaliskiej, z gorzką ironią zwrócił uwagę na aspekt naiwności (w najlepszym razie) strategii otwierania granic Europy przed wszystkimi chętnymi. Napisał: „(…) papież Franciszek robi to, co do niego należy i czyni to bardzo dobrze, ale od władz mojego kraju i Unii Europejskiej oczekuję zupełnie innych działań. Jak ja sobie przypomnę, z jaką skrupulatnością były badane na lotniskach osoby przybywające z krajów, gdzie zdarzyły się przypadki eboli, to teraz włosy jeżyłyby mi się na głowie, gdybym je miał, widząc tysiące przez nikogo nie kontrolowanych ani nie badanych, przybywających nie wiadomo skąd, uchodźców vel imigrantów. A nie! Przepraszam. Wiadomo skąd. Wszyscy są prześladowanymi chrześcijanami z Syrii”.
Cytowany już powyżej ksiądz profesor Bartoszek odniósł się do pomocy świadczonej ludziom podającym się za osoby w pilnej ekonomicznej potrzebie, wskazał na konieczność rozeznania rzeczywistych potrzeb proszącego.
– Z pomocą przychodzi właśnie ordo caritatis. Są dwa typowe zachowania ludzi w takich sytuacjach. Pierwsze: daję pieniądze i mówię sobie, jeśli on mnie oszuka, to bierze to na swoje sumienie. Drugie podejście jest bardziej racjonalne: próbuję dowiedzieć się, czego potrzebuje, i idę z nim kupić te produkty. Warto ten przykład przenieść na skalę makro. Jeśli odpowiadam za jakąś społeczność i decyduję o pomaganiu na dużą skalę, to ordo caritatis nakazuje wybierać tę drugą opcję. Muszę pomagać racjonalnie, nie mogę się opierać na spontaniczności. Ponieważ konsekwencje błędu są o wiele większe w wymiarze społecznym.
Od wspominanego tu nasilenia „kryzysu imigracyjnego” minęło zaledwie kilka lat. Sądząc po dominującej w sferach politycznej i medialnej atmosferze, tamta nauka poszła w las. A może po prostu zmieniła się tak zwana mądrość etapu. Społeczna inżynieria, łatwość urabiania mas jednobrzmiącą propagandą ociera się już chyba o doskonałość.
Roman Motoła