Publicysta „Wirtualnej Polski” wypunktował niektóre z zalewających światowe media „łzawych” manipulacji, mających na celu pobudzić Europejczyków do litości. Spreparowane zdjęcia, tendencyjne wycinki rzeczywistości, oderwane od rzeczywistości argumenty – oto w jaki sposób sojusz polityczno-medialny ogłupia opinię publiczną i siebie nawzajem. Na szczęście – coraz mniej skutecznie.
Dobra pamięć historyczna chroni nieraz nie tylko ludzi, ale i całe narody. Publicysta „Wirtualnej Polski” przypomina o rzekomej zbrodni Serbów na Albańczykach, która rozdmuchana przez media stała się wymówką dla interwencji NATO i stworzenia Kosowa, po czym okazało się, że była to grubymi nićmi szyta prowokacja pozorujących swą niewinność Albańczyków. Podobnie sytuacja wygląda dziś – takie same medialne „ustawki” towarzyszą unijnej propagandzie na rzecz przyjmowania przez Europę rzekomych uchodźców.
Wesprzyj nas już teraz!
„Martwy chłopczyk na plaży. Mała dziewczynka z laleczką na dworcu Keleti w Budapeszcie. Niemcy oklaskujący przyjeżdżających do nich imigrantów. Jarosław Kurski w „Gazecie Wyborczej” piszący niczym natchniony kaznodzieja o obowiązkach moralnych wobec „uchodźców”. To wszystko elementy wielkiej medialnej manipulacji i moralnego szantażu, jakim próbuje się poddawać nie tylko Polaków, ale Europejczyków w ogóle” – pisze Łukasz Warzecha.
Podobnie jak w Albanii, lecz jeszcze bardziej sprytnie, gdyż grając na najczulszych strunach ludzkiego współczucia media zmanipulowały sprawę zdjęcia umarłego 3-letniego Syryjczyka. „Gdy przewaliła się już pierwsza fala histerii, okazało się, że rodzina, z której pochodził chłopiec, mieszkała od roku w Turcji. Nie była zamknięta obozie, ojciec miał pracę. Ale chciał mieć lepiej w Niemczech (pojawia się informacja, że zależało mu na… reperacji uzębienia, co w Niemczech miałby bezpłatnie), i tam się wybierał” – przypomina autor felietonu.
Tak samo rzecz ma się w przypadku ogromnej części napływających „uchodźców”, czego przykładem jest niedawna sprawa niejakiego Laitha al Saletha, mężczyzny podającego się za uchodźcę, a w rzeczywistości czynnego dżihadystę, który twierdził, iż walczył przeciwko Państwu Islamskiemu w Kobane, co – po zweryfikowaniu przez znawcę stosunków bliskowschodnich – okazało się nie mieć żadnego związku z rzeczywistością.
Warzecha odświeża pamięć czytelników przede wszystkim w kwestii rozumienia słowa „uchodźca”, tak chętnie nadużywanego przez liberalne media i polityków. „Uchodźca to ten, który uchodzi przed bezpośrednim zagrożeniem, czyli zwykle konfliktem zbrojnym. Takie konflikty targają dziś Bliskim Wschodem, ale to nie oznacza, że każda osoba we wlewającej się do Europy masie spełnia kryteria uchodźcy. Uchodźca to z definicji ktoś, kto ratuje swoje zdrowie, a równie często życie. Jego plan to znalezienie się w możliwie bezpiecznym miejscu, a nie przejazd przez kilka krajów do tego, który zapewni mu największe socjalne świadczenia” – pisze.
Kolejną medialną manipulacją jest historia Polaków wyjeżdżających do Iranu podczas II wojny światowej, przywoływana jako argument przez liberałów – świadczący o ich zupełnej ignorancji i nieznajomości (albo świadomym pomijaniu) okoliczności, w jakich armia Andersa wraz z cywilami przybyła do Iranu, by tymczasowo żyć tam, korzystając z własnych środków finansowych i nie wysuwając roszczeń wobec rządu tego państwa.
Łukasz Warzecha zwrócił uwagę, iż Europa – z wyjątkiem Węgier – nie podjęła jak na razie żadnych środków, aby przeciwdziałać zalewowi imigrantów, a pomagać autentycznym uchodźcom. „Tu znów właściwą kolejność wskazał Orbán: najpierw uszczelnienie granic, potem rozmowy o podziale imigrantów i pomocy dla prawdziwych uchodźców. Problem należy też zwalczać u źródła, czyli na Bliskim Wschodzie. Jeśli trzeba – wysyłając do Syrii wojska. Alternatywą jest bowiem dalszy niekontrolowany zalew imigrantów z tego kraju, choć wśród żądających prawa wjazdu do Niemiec są też Serbowie, kosowscy Albańczycy i inni. A do tego idąca od południa, z Włoch, fala imigracji afrykańskiej” – zwraca uwagę publicysta.
Jak zauważa Warzecha, na szczęście wśród społeczeństw słychać liczne głosy zdrowego rozsądku. „Otuchą napawa fakt, że obywatele Unii – nie tylko Polacy – zrywają z polityczną poprawnością i nie chcą ulec emocjonalnemu szantażowi elit, w Polsce uprawianemu przez część polityków i publicystów. Gazeta Wyborcza blokuje komentarze pod wszystkimi swoimi tekstami dotyczącymi kryzysu imigranckiego, ponieważ komentujący nie spełniają jej oczekiwań. To samo zrobił Tygodnik Powszechny”.
„Rozdźwięk pomiędzy pięknoduchami z elity a zwykłymi ludźmi dawno nie był tak wielki” – celnie wskazuje autor. „Lewica oszalała. Jest całkowicie ślepa na dramatyczne skutki multi-kulti i głucha na argumenty, że masowa imigracja z krajów muzułmańskich oznacza spotęgowanie konfliktów. Nie interesują ją koszty ani kulturowe, ani społeczne, ani finansowe. Poziom fanatyzmu w tej sprawie jest niebywały – i dlatego nie powinniśmy się mu poddawać. Państwo – nie tylko polskie, ale każde – ma obowiązek dbać przede wszystkim o swoich obywateli i nie kierować się sentymentami, ale interesem. W naszym interesie z całą pewnością nie leży masowa imigracja z Afryki czy Bliskiego Wschodu” – pisze.
Na koniec Łukasz Warzecha zwraca uwagę na problem, którego media głównego nurtu i decydenci liberalnej polityki zdają się nie traktować z należytą powagą. „A prawdziwi uchodźcy? Oni przecież także są w tym tłumie. I są w tej sytuacji najbardziej pokrzywdzeni. Ale nie my, Polacy, ponosimy za to winę” – podsumowuje publicysta.
Źródło: wp.pl
FO