Poznań ponownie posłuży za scenę cyklicznego festiwalu globalizmu, skąd czołowi przedstawiciele kultury, polityki i biznesu ogłoszą kolejne przystanki na drodze do inkluzywnego, pozbawionego cierpienia, wojen i dwutlenku węgla, świata. A w tym roku, cyniczne oszustwo zwane zrównoważonym rozwojem pragną zamaskować nie tylko pięknie brzmiącymi hasłami, ale i śliczną twarzą gościa specjalnego.
Konferencje z cyklu Impact już od kilku lat służą jako forum wymiany idei, a zarazem miejsce nabierania przekonania o swojej wyjątkowości; czerpania radości z przynależności do kasty współczesnych patrycjuszy, dostępujących tajemnej wiedzy na temat tego, co tak naprawdę w trawie piszczy.
Podobne spotkania, niczym rękawica rzucona pogrzebanej opowieści demokratycznej, przekonują o sile „współpracy ponad podziałami”, skuteczności zarządzania w stylu „top-down” czy efektywności zrównoważonych strategii biznesowych, wyprzedzających o lata świetlne grzęznące w bagnie kadencyjności i wojnach plemiennych systemy zarządzania.
Wesprzyj nas już teraz!
Ciężko aby było inaczej, skoro ich czołowi przedstawiciele swoją obecnością uwiarygadniają śmierć demoliberalnego porządku, bijąc się o możliwość choćby krótkiego zaistnienia na globalnej scenie. Na te kilka dni koryfeusze nowego świata, na co dzień realizujący swoją mrówczą misję w ciszy i bez niepotrzebnego rozgłosu, jednoczą się w kolorowym korowodzie, pokazując swoje prawdziwe, jednolite twarze.
Radosne pląsy łączą na co dzień rzekomo śmiertelnie zwaśnione stronnictwa: z jednej sceny przemawiają przedstawiciele zarówno obozu patriotycznego (Jacek Sasin, Mateusz Morawiecki) jak i ich polityczne antytezy (Jacek Jaśkowiak). Asystują im jeszcze bardziej zajadli funkcjonariusze frontu informacyjnego (Polsat, PAP, Onet, TVN, TOK FM, Krytyka Polityczna), którzy na okres globalistycznych igrzysk wstrzymują dolewanie do ognia w polskim piekiełku i wspólnie namierzają wyzwania dla nowej, jednomyślnej rzeczywistości.
Ten magiczny czas pozwala łączyć, niczym ogień z wodą, przeciwne bieguny światopoglądowe. Obok przedstawicieli rządu potwierdzającego prawo głoszące, że chorych dzieci nie wolno zabijać, wystąpi wiceszefowa Fundacji Obamy, która takie same prawa, uchwalane po drugiej stronie oceanu, nazywa „strasznym” zamachem na wolność kobiety.
Tylko tam premierowi nazywającego radykalne programy klimatyczne „pseudoekologicznym wymysłem biurokratów”, towarzyszy namaszczona przez ONZ liderka młodzieżowego ruchu klimatycznego. Miraż wzajemnej współpracy na poziomie globalnym sprawia, że ugrupowanie, którego prezydent nie boi się nazwać LGBT „ideologią”, patronuje wydarzeniu, gdzie czołowi reprezentanci gender mainstreamingu zastanawiają się nad jak najlepszymi sposobami wykorzystania kultury i sztuki do służby homopropagandzie.
„I see you!”
Nad wszystkim czuwa bezsenne oko zrównoważonego rozwoju, pilnujące by żaden Hobbit niosący kaganek kontrrewolucji nie pokrzyżował jego misternych planów. Dlatego więc zgromadzeni podczas podobnych spotkań paneliści pragną nadać kierunek niemal wszystkim dziedzinom życia: polityce, finansom, cyfryzacji, komunikacji, wysokim technologiom, zarządzaniu, energetyce, rodzinie, psychologii, rolnictwu, wojnie na Ukrainie (kolejny dowód jak wielkie znaczenie ma ten konflikt dla porządku światowego), sztuce, architekturze, modzie, diecie, a nawet ludzkiej seksualności.
Występujący w roli wieszczów mówcy bardziej ogłaszają pewne prawdy, niż nad nimi debatują. I choć z roku na rok korygują pewne założenia, wciąż poruszają się w ramach tych samych schematów, żeby nie powiedzieć – dogmatów – zdeterminowanej w zaciszu gabinetów przyszłości.
Nad podobnymi wiecami zawsze unosi się atmosfera nieuchronnej zmiany, wymuszonej koniecznością stawienia czoła bliżej nieokreślonej katastrofie, odpowiedzialnością za którą obarczono „najbardziej inwazyjny gatunek w historii”.
I tak powstrzymanie widma owej katastrofy ma zależeć wyłącznie od naszej kolektywnej zdolności do zaprzeczenia wszystkim prawidłom rządzącym rzeczywistością, z negacją samego człowieka i wszystkiego co sobą reprezentuje. Natomiast przed tragicznymi skutkami majstrowania przy próbie stawiania świata na głowie, mają nas tym razem uchronić wysokie technologie. Dzięki nim – jak przekonują – nie będziemy musieli martwić się „końcem dywidendy demograficznej”, jak górnolotnie nazwano spowodowany przez depopulację kryzys.
Atmosferze nadciągającej apokalipsy przeczy jednak postawa samych uczestników. O „szóstym największym wymieraniu gatunków” mówią z uśmiechem na ustach i szampanem w dłoni, z kolei o zagrożeniach nieprzeprowadzenia transformacji energetycznej piszą w chwilach wolnych od pozowania na ściankach. Wrażenia ogromnej hucpy dopełnia również fakt, że cały proces, u podstaw którego leży radykalna globalna agenda marksistowska, napędza korporacyjna siła międzynarodowego kapitału, która w tym przypadku – jak się okazuje – jednak nie ma narodowości.
Wśród sponsorów całej imprezy znajdziemy bowiem zarówno globalne potęgi jak Google, AstraZeneca, Delloite czy MasterCard, jak i polski Orlen, PKO, KGHM czy PGE. To tylko część gospodarczego zaplecza „elit” mających usta pełne frazesów o przeciwstawianiu tęczowej ofensywie. Tak oto w stronę nowego, wspaniałego świata bez Boga, własności i rodziny prowadzą nas nie ascetyczni hippisi, lecz menadżerowie w garniturach zachłyśnięci celami maksymalizacji zysków w jak najkrótszym czasie.
Piękna twarz zbrodniczych idei
A jak przystało na poważne przedsięwzięcie biznesowe, do ich reklamy zaprasza się światowe sławy, uosabiające ideologie jutra swoim życiem i działalnością społeczną. Zeszłoroczne wydarzenie otwierał „guru” globalizmu, Yuval Noah Harari, przy którego poglądach (człowiek jako pozbawiony godności i wolnej woli zbiór algorytmów) faszyzm to dziecinna zabawa. Kiedy jednak okazuje się, że Izraelczyk niespodziewanie zmienił zdanie w kwestii sztucznej inteligencji, a jego otwarte bluźnierstwa przestał tolerować sam Klaus Schwab, sięgnięto po jego piękniejszą i dużo przystępniejszą wersję.
Tegoroczny Impact’23 swoją obecnością zaszczyci inna przedstawicielka Narodu Wybranego. Natalie Portman, właściwie Neta-Lee Hershlag, znana z oszałamiającej kariery w Hollywood, jest wierną uczennicą Harari’ego. Światowa żydówka, podobnie jak absolwent Oksfordu, kończyła równie prestiżowy uniwersytet Harvarda i tak samo jak jej guru nienawidzi wszystkiego, co w jej kraju kojarzy się z narodem i religią. Właśnie z tego powodu (aby nie uwiarygadniać rządu Netanjahu) odmówiła przyjęcia Genesis Prize, prestiżowej nagrody przyznawanej za wybitne zasługi dla popularyzacji kultury żydowskiej na świecie.
Podczas konferencji w 2018 r. oddawała na scenie hołd swojemu mistrzowi, z zachwytem przytakując, gdy ten ze znaną sobie zuchwałością przekonywał, że religie w zasadzie niczym nie różnią się od hollywoodzkich filmów i seriali. Religie stanowią jednak o wiele niebezpieczniejsze „fantazje”, gdyż jeszcze w XXI wieku w ich imieniu „małpy człekokształtne zabijają siebie nawzajem”, a zamiast wspomagać globalną współpracę, wzmacniają „trybalizm” i „nacjonalizm”. Dzisiaj nie są potrzebne nawet jako kompas moralny społeczeństwa, ponieważ „nie trzeba wierzyć w Boga, żeby unikać sprawiania cierpienia”.
Nic dziwnego, że jego pilna uczennica, pozbawiona wiary w przyrodzoną godność człowieka nazywa cofnięcie aborcyjnego precedensu w USA „wojną wytoczoną kobietom”. Nie dziwi również, że współczucie tak chętnie okazywane przez aktorkę zwierzętom hodowlanym, nie obejmuje już bezbronnych dzieci mordowanych w aborcyjnych rzeźniach. I jak na każdego globalistę, a zarazem przedstawiciela Hollywood przystało, obowiązkowo skrytykowała Donalda Trumpa, fotografując się w czapeczce „Make America Gay Again”, parafrazującej słynne hasło wyborcze Republikanina.
Tym samym zza uroczej twarzy przebija trupia zgnilizna, jako, że człowiek który dobrowolnie decyduje się na utratę własnej podmiotowości, wpędza się w mentalny gułag oraz pozbawia ochrony przed silniejszymi, zastępując wypracowane przez pokolenia kodeksy etyczne i moralne zwesternizowaną zasady ahimsy, w zasadzie jest już martwy.
I jakby na potwierdzenie tych słów, podczas podobnych konferencji, również i tegorocznej, coraz więcej uwagi poświęca się narastającym problemom psychicznym. Skoro w XXI wieku więcej ludzi ginie z powodu otyłości niż wojen, przeciętna długość życia wzrosła do nieporównywalnych w historii wartości, a bezprecedensowy rozwój technologii i medycyny zapewnia najlepszą możliwą jakość życia, dlaczego coraz więcej osób (a nade wszystko dzieci!) pragnie udać się na tamten świat? Odpowiedź jest niezwykle prosta: proponowane przez Natalie Portman i innych ambasadorów globalizmu wizje, w rzeczywistości nie okazują się rajem, lecz piekłem na Ziemi.
Piekłem promowanym przez formalnie prawicowy rząd, który już za niedługo z Bogiem i Ojczyzną na ustach będzie nas szantażował, że ich wyborcza przegrana oznacza nadejście dużo gorszych.
Piotr Relich
Biblia prezentuje „heteropatriarchat”. Profesor teologii queerowej dąży do rewolucji