Zapłodnienie pozaustrojowe to intratny, lukratywny przemysł, a zwolennicy metody in vitro w renomowanych medycznych czasopismach polecają je, używając kłamliwych tez – wskazywał podczas konferencji formacyjnej dla wrocławskich lekarzy, 24 października, prof. Marian Gabryś, ginekolog-położnik. W trakcie spotkania uczestnicy zauważyli także wady importowanej do Polski z zachodu edukacji seksualnej, obojętnej na ludzkie uczucia.
Wesprzyj nas już teraz!
Profesor wskazał m.in. artykuł w „Fertility and Sterility”, jednego z najważniejszych periodyków medycznych, dotyczący płodności i na zdanie: „Niepłodne pary [dzięki in vitro] mają możliwość skorzystania z realnej szansy stworzenia pełnej rodziny”.
– To manipulacja – mówił profesor. Artykuł, w którym zawarto to zdanie, dotyczył wad macicy, przy którym kobiety mają problemy przede wszystkim z donoszeniem ciąży. Każdy znający się na rzeczy lekarz wie, że techniki zapłodnienia in vitro z wadami macicy nic wspólnego nie mają i w żaden sposób nie pomogą. Przekazanie młodym, uczącym się dopiero lekarzom takiej informacji ma wdrukować w ich mózgi sposób kojarzenia: „nowoczesne leczenie niepłodności” równa się „in vitro”.
Fot. Dorota Niedźwiecka
Prof. Gabryś, zawracając uwagę na kolejne nielogiczne argumenty, które podaje się w przestrzeni społecznej, by promować in vitro, zauważył między innymi, że techniki zapłodnienia pozaustrojowego niosą ogromne ryzyko dla ludzkiego genomu, a co za tym idzie – ryzyko dla przyszłych pokoleń. – Nie myślmy tylko o dzieciach i wnukach, tu chodzi o pokolenia, które mogą się pojawić za sto lat – powiedział dodając, że w wyniku zapłodnienia in vitro znacznie częściej pojawiają się u dzieci: autyzm, wady wrodzone, zaburzenia chromosomalne oraz zaburzenia umysłowe.
Cytując dane dotyczące skuteczności metody, które kilka dni temu pojawiły się na stronach Ministerstwa Zdrowia, zwrócił uwagę, że – jeśliby nawet pozbawiać in vitro całej niemoralności i ryzyka – z demograficznego punktu widzenia przy stosunku nakładu środku do rezultatów, te ostatnie są bardzo niskie. Profesor przypomniał, że zasadniczym źródłem szkodliwych poglądów jest niewiedza, zachęcając tym samy do zgłębiania zagadnienia i przekazywania wiedzy.
Rozwiązanie w zasięgu ręki
– 98% nastolatków z problemami tożsamościowymi określa się z czasem jako osoby heteroseksualne i aż 70 % chłopców, którzy w wieku 17 lat odczuwali skłonności homoseksualne, w wieku 22 lat określa się jako heteroseksualni – cytowała badania prof. Savin-Williamsa, doc. psychologii Alina Czapiga. Proces utrudnia publiczne ujawnienie się ze swoją skłonnością – prawdopodobnie ze względów psychologicznych.
Mówiąc o roli genderyzmu w kształtowaniu rozwoju psychoseksualnego dzieci i młodzieży naukowiec zwracała uwagę na skutki przestymulowania bodźcami seksualnymi, których dziś doświadczają młodzi. Powołując się na wytyczne WHO, edukację seksualną stosowaną m.in. w Niemczech, działalność tzw. edukatorów seksualnych w naszych przedszkolach i szkołach, podkreślała, że u dziecka, które zaabsorbuje się seksualnością, proces rozwoju umysłowego i intelektualnego będzie przebiegał z trudnościami. Prelegent wskazywała, że dziecko potrzebuje mieć poczucie bezpieczeństwa i jego pochodnych: miłości, więzi, a nie – zaspokajania tzw. „potrzeb seksualnych”, których do momentu dojrzewania nie ma, a które poprzez edukację seksualną rozbudza się w sposób sztuczny.
– Autorzy tych programów mówią, że chodzi o prewencje, a tymczasem wprowadzają ryzyko antykoncepcji, ciąż i aborcji u młodocianych dziewcząt, trudności w przyszłości w budowaniu trwałych relacji i ryzyko budowania zaburzonych osobowości – wymieniała naukowiec.
Taka edukacja nie sprzyja także budowaniu trwałych rodzin w przyszłości: przestymulowanie sprawia, że pragnienia w normalnych relacjach nie mogą być uruchomione i zaspokojone, przez co niemożliwe jest szczęśliwe pożycie seksualne i prokreacja w rodzinie.
– Dzieci i młodzież nie potrzebują doznań seksualnych ale miłości. Problemy mają wtedy, gdy ta potrzeba miłości nie została zaspokojona – wyrażali swoją opinię specjaliści. – To rodzice muszą wiedzieć na czym polega wychowanie do miłości, do dobrej seksualności i zapobiegać temu, co rozwojowi nie służy. Także poprzez czujność wobec tego, jakie programy seksualizacyjne proponuje się dzieciom w przedszkolach i szkołach – zauważono.
Spotkanie zostało zorganizowane przez wrocławski oddział Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich.
Dorota Niedźwiecka