Władze muzułmańskiej Indonezji, podobnie jak kilku krajów Europy Zachodniej, są coraz bardziej zaniepokojone powrotem do kraju „swoich” dżihadystów.
Eksperci obawiają się, że powracający nabrali już sporych umiejętności bojowych i terrorystycznych.
Wesprzyj nas już teraz!
Dzihadyści indonezyjscy opisują zarówno niebywałe okrutności, jakich byli świadkami na Bliskim Wschodzie, jak i nie wywiązywanie się ludzi z ISIS ze swoich obietnic. A po wyjeździe na tereny Państwa Islamskiego, Indonezyjczycy liczyli na… spore korzyści socjalne.
Australijskie media przedstawiają dwóch byłych już indonezyjskich dżihadystów, którzy wrócili kilka tygodni temu do swojej ojczyzny. Heru Kurnia, niedawny bojownik ISIS, opowiada, że w Syrii był świadkiem, gdy dzieci grały w piłkę używając… czaszek zabitych mieszkańców! Heru jest jednym z 18 indonezyjskich dżihadystów, którzy niedawno uciekli z – jak sam opisuje – „idealistycznego społeczeństwa muzułmańskiego Państwa Islamskiego”.
Inny niepokojący problem stanowią dżihadyści indonezyjscy (szacuje się, że jest ich co najmniej 30), którzy walczą po stronie powiązanych z ISIS milicji. Prawdopodobnie stacjonują oni w Marawi na filipińskiej, muzułmańskiej wyspie Mindanao. W praktyce granica między Indonezją a Filipinami nie istnieje; miejscowe milicje nie uznają jej bez przeszkód przekraczając ją łódkami.
Zaniepokojony powrotami Indonezyjczyków i ich nie do końca kontrolowanym przepływem na Mindanao jest premier Australii Malcolm Turnbull. – Obawiam się, aby nie powtórzył się rok 2002, kiedy w zamachu na indonezyjskiej wyspie Bali zginęły 204 osoby, wśród nich 88 Australijczyków. Rozczarowani indonezyjscy dżihadyści są w dalszym ciągu zagrożeniem dla bezpieczeństwa całej Azji Południowo-Wschodniej – uważa australijski premier.
Źródło www.smh.com.au
ChS