Dzisiaj

Innowierstwo? Brzydzę się! Niemodna świętość Piotra Kanizjusza

(PCh24.pl)

Chrześcijański święty – kto to taki? Wśród modnych pretendentów do tej roli znalazłby się pewnie Luca Cassarini – lewicowy włoski aktywista, dbający o przewożenie do Włoch nielegalnych migrantów po tragediach na Morzu Śródziemnym. W końcu rodzimy Kościół wspiera jego działalność sowitymi dotacjami z diecezjalnych pieniędzy. Mężczyzna ten brał nawet udział w synodzie o synodalności na specjalne papieskie zaproszenie. O wizerunek „męża Bożego” mógłby pewnie starać się również jakiś prominentny promotor dialogu międzyreligijnego. Życia Św. Piotra Kanizjusza pokazuje, że to chybione kandydatury. Jego „niedzisiejszy”, ale za to ponadczasowy charyzmat przypomina, że pierwszym obowiązkiem chrześcijanina jest zachowanie czystej wiary. W czasach doktrynalnego zamętu jego przykład przemawia „wielkim głosem”.  

Urodzonego w niderlandzkim Nijmejgen jezuitę błogosławionym ogłosił Pius IX – ale na ustach i w pismach papieży gościł on wielokrotnie. Kanizjuszowi encyklikę o znaczącym tytule „Militantis Ecclesiae” poświęcił Leon XIII. Czempion kontrreformacji w Niemczech gościł też w przemowach do biskupów niemieckich Jana Pawła II i Benedykta XVI.

Świętość Kanizjusza jest więc postawiona wyraźnie na kościelnym świeczniku. Jako doktor Kościoła i „drugi apostoł Niemiec” stanowić on powinien – zdaje się – częsty i pewny punkt odniesienia dla całego ludu wiernego.

Wesprzyj nas już teraz!

Tymczasem słuchając nawet najbardziej wpływowych przedstawicieli władzy duchownej odnosi się wrażenie, że jest zgoła odwrotnie. Współczesne prądy teologiczne, cieszące się poparciem nawet Ojca Świętego, każą na takie życiorysy patrzeć z dekonstrukcyjną nieufnością… Hierarchowie dający się ponieść nowinkarskiemu prądowi zmian – od dekad zalewającemu Kościół – prędzej podważyliby chyba zasługę Kanizjusza, niż zalecili otwarcie jego naśladowanie.

Najdosadniej dowodzą tego pochwały wielości religii, jakie kilkakrotnie padały już z ust Franciszka… a nawet wychodziły spod jego pióra. Ojciec święty w słynnej Deklaracji z Abu Zabi wspólnie z imamem Al-Tayyebem afirmował różnorodność wyznań. Szokujące i sprzeczne z dogmatem wiary stanowisko potwierdził bez ogródek podczas podróży do Azji Wschodniej.

– Jeżeli zaczniecie się kłócić „Moja religia jest ważniejsza od twojej! Moja jest prawdziwa, a twoja nie jest prawdziwa!” Dokąd to doprowadzi? – pytał Franciszek na Dalekim Wschodzie. – Wszystkie religie są drogą do Boga – dodał. – Zrobię porównanie. Są jak różne języki, różne idiomy, żeby do Niego dotrzeć. Ale Bóg to Bóg dla wszystkich. A skoro Bóg to Bóg dla wszystkich, wszyscy jesteśmy dziećmi Boga – twierdził.

Konsekwentne zastosowanie tych druzgocących słów musiałoby doprowadzić do przekonania, że Piotr Kanizjusz na żaden kult, ani heroiczny wizerunek nie zasługuje. O ile bowiem wielu świętych parało się uczynkami miłosierdzia wobec ciała, to posługa tego doktora Kościoła zorientowana była w całości na obronę i głoszenie katolickiej wiary. To za nic innego, jak „kłócenie się o religię” Kościół wyniósł Piotra Kanizjusza do chwały ołtarza i wskazał jako przykład chrześcijańskiego życia.

Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku wybitny papież Leon XIII w encyklice „Militantis Ecclesiae” przywoływał to dziedzictwo i wskazywał, że wobec nasilającej się apostazji Starego Kontynentu świętość Kanizjusza pozostaje szczególnie aktualnym drogowskazem:

„Obecne czasy noszą bowiem pewne cechy tamtego okresu, w którym żył Kanizjusz, gdy pęd za nowościami i swoboda doktrynalna spowodowały upadek wiary i przewrotność obyczajów. Ten Apostoł Niemiec, jakby następca Bonifacego, oddalał obydwie plagi od wszystkich, a szczególnie od młodzieży i to nie tylko siłą swej wymowy i dociekliwością rozumowania, lecz przez zakładanie szkół i najlepsze wydawnictwa”, pisał w 300 rocznicę śmierci świętego papież Pecci. Gdy wrogie wierze tendencje, niepokojące Leona XIII, doszły dziś do większych wpływów, przypomnienie charyzmatu Kanizjusza staje się tym bardziej konieczne.

Owocem jego życia i wybitnych umiejętności – tak retorycznych, jak i teologicznych – były liczne nawrócenia i podniesienie niemieckiego Kościoła z upadku, jakiego doznał w skutek luterańskiej rebelii. To spektakularne doczesne pielgrzymowanie rozpoczęło się od jego narodzin w niderlandzkim Nijmejgen. Na świat Piotr Kanizjusz przyszedł jako syn burmistrza. Jego matka zmarła krótko po porodzie. W wieku 15 lat – w 1536 roku – młodzieniec udał się do Kolonii, by kształcić się w sztukach wyzwolonych, a także teologii. Ojciec planował dla niego ożenek z dobrze usytuowana kandydatką, syn zdecydował się jednak porzucić ziemskie sprawy i oddać kapłańskiej posłudze, podczas gdy w Europie szalała antykatolicka rewolucja zapoczątkowana przez Marcina Lutra. W 1540 roku Piotr złożył śluby celibatu, a trzy lata później wstąpił w szeregi Towarzystwa Jezusowego. W 1546 roku przyjął święcenia kapłańskie.  

„Jak wielkie zadanie przyjął na siebie ten mąż najbardziej oddany dla wiary katolickiej w dziedzinie zarówno duchownej jak i cywilnej, można stwierdzić dopiero na tle sytuacji w Niemczech na początku rebelii luterańskiej. Przemiany obyczajów i ich upadek ułatwiały rozszerzanie się błędu, ten zaś przyspieszał ich ostateczną ruinę. Dlatego wielu odstąpiło od wiary katolickiej. W krótkim czasie zło ogarnęło prawie wszystkie kraje, dotknęło ludzi wszelkiego stanu i pozycji, wywołując w wielu umysłach przekonanie, że sprawa religii w cesarstwie doszła do krańcowego kryzysu i niedługo nie będzie żadnych środków dla uleczenia tej choroby. I rzeczywiście sytuacja byłaby bez wyjścia, gdyby Bóg nie pospieszył z pomocą. Pozostali wprawdzie w Niemczech ludzie dawnej wiary, wybitni pod względem nauki i gorliwości religijnej; pozostali też władcy Bawarii i Austrii a przede wszystkim król rzymski Ferdynand I, którzy stawiali ponad wszystko obronę katolickiej sprawy. Bóg jednak dał dla chwiejących się Niemiec nową długotrwałą i potężną pomoc, tak odpowiednią dla owych burzliwych czasów, w postaci towarzystwa ojca Loyoli, którego pierwszym organizatorem wśród Niemców był Piotr Kanizjusz” – opisywał dalsze losy świętego w „Ecclesiae Militantis” papież Pecci.

Na taką ocenę Kanizjusz rzeczywiście zasłużył. Odkąd został wyświęcony na kapłana brał aktywny udział w kontrreformacyjnym przedsięwzięciu. Już w 1550, po kilku latach nauczycielskiej kariery w Ingolstadt, został rektorem uniwersytetu w tej bawarskiej miejscowości. Niebawem trafił na dwór cesarski i został nauczycielem teologii na Uniwersytecie Wiedeńskim. W austriackiej stolicy doprowadził do dymisji nieprawowiernego kaznodziei dziedzica tronu Maksymiliana. Kanizjusz obnażył przed cesarzem sympatię ks. Phausera dla luterańskich błędów i fakt, że złamawszy śluby celibatu wstąpił on w małżeństwo. Wykazywał mu również nieprawowierność w publicznych dyskusjach.

W kolejnych latach Kanizjusz podjął się organizacji struktur jezuickich w południowych Niemczech, a także pracy kaznodziejskiej i misyjnej. W nich wszystkich odnosił znaczące sukcesy. Otworzył kolegia Societas Jesu w Ingolstadt i w Pradze, wizytował opustoszałe w skutek herezji parafię. Dwukrotnie odrzucił propozycję objęcia wiedeńskiego biskupstwa, a w połowie lat 50-tych XVI wieku został mianowany przez Św. Ignacego z Loyoli jezuickim prowincjałem Górnych Niemiec.

W tej roli doświadczony już retorycznie Kanizjusz brał udział m.in. jako reprezentant strony katolickiej podczas dyskusji teologicznych w Wormacji, gdzie występował ponoć przeciwko Filipowi Melanchtonowi. W wielu miastach odwracał skutki deformacyjnego buntu za pomocą starannie przygotowanych i cieszących się olbrzymią sławą kazań. Jedną z najbardziej doświadczonych przez herezję miejscowości było Straubing, w którym zrewoltowani kapłani i samozwańczy nauczyciele najpierw odciągnęli ludność od wiary świętej, a następnie wyjechali. Kanizjusz przybył tam i przez 6 tygodni nauczał, a dzięki wprawie, wyważonemu językowi i zdrowej nauce zawrócił znaczną część mieszkańców z drogi apostazji. Według relacji świadków podobnie spektakularne owoce przynosiły kazania, jakie Kanizjusz głosił w kolejnych latach w bawarskim Augsburgu, prowadząc do setek powrotów na łono Kościoła.

W kolejnych latach przyszły święty dalej służył swoim profesorskim doświadczeniem – wykładając teologię również w Monachium. Gościł na Soborze Trydenckim. Wysyłał także misjonarzy do spustoszonych przez reformację regionów. Sam udał się głosić prawdziwą wiarę do rodzimego Nijmejgen. W 1566 odwiedził zaś Wiesensteig, w którym nawrócił księcia Helfenstein oraz cały jego dwór z luterańskich błędów, a także pomógł przygotować się do śmierci dwóm osądzanym wiedźmom. W kolejnych latach posługiwał w szwajcarskim Fryburgu, gdzie Św. Mikołaj – patron miasta – miał ukazać się Kanizjuszowi i zabronić mu zmiany miejsca pobytu. W kolejnych wiekach to właśnie Fryburg stał się regionalną ostoja katolicyzmu, mimo silnych wpływów reformacji w Bernie.

Ratując Niemcy, Austrię i Szwajcarię przed skutkami protestanckiej reformacji – w mateczniku przecież herezji – Kanizjusz wzbudzał oczywiście wrogość. Nie brakowało zgryźliwych uwag pod jego adresem w tekstach protestanckich autorów. W Bernie tłum wyszydzał go podczas, gdy głosił zbawczą naukę. W Pradze podczas jego kazań husyci rzucali kamieniami w katedrę. Sam Kanizjusz pozostawał mimo wszystko elegancki i wyważony w języku – unikał ostrości i osobistych uwag.

Nie oznacza to w żadnym wypadku, by brakło mu zdecydowania… To na jego prośbę książę bawarski zakazał przedruku ksiąg naruszających prawdy wiary i grożących moralności publicznej. Podobny przepis zalecił władzom Kolonii, a w rodzimym Nijmejgen przeszukiwał znajome sobie biblioteki i palił znajdujące się w nich heretyckie księgi…

Jednocześnie św. Piotr Kanizjusz pisał własne. Olbrzymią sławą przez kolejne wieki cieszyły się jego dwa katechizmy dla młodzieży i dedykowana lepiej wykształconym dorosłym „Summa Doctrinae Cristianae”. Pod wpływem tego syntetycznego wykładu prawdziwej wiary nawrócił się m.in. książę Palatyn Wolfgang Willhelm Wittelsbach. Prace dla młodszych na wiele wieków stały się – jak podkreślał Leon XIII w „Militantis Ecclesiae” – podstawą katechizacji młodzieży katolickiej we wszystkich niemieckojęzycznych krajach.

Św. Piotr Kanizjusz do końca życia kontynuował swoją apostolską pracę. Śmierć zastała go w 1597 roku, przyodzianego w liczne zasługi… Tak przynajmniej uznał Kościół, doceniając owoce jego życia…

Jeśli jednak przyjmiemy za swoje rozważania Franciszka o bezużyteczności „kłótni” o religię, to chyba czas na zmianę tej perspektywy. Być może Kanizjusz rozjuszył i zantagonizował wielu? Nie podchodził przecież do błędnowierstwa z obojętnością… Nauczał katolickich prawd – pomnażając „podziały” podkreślając  różnice między wiernymi Kościoła i protestantami. Czy zatem czas na to, by Św. Piotra Kanizjusza anulować?

Konfrontacja tego doktora Kościoła z indyferentyzmem współczesności każe nam sięgnąć ku najważniejszej lekcji płynącej z jego przykładu. Co ma „na swoją obronę” ten uparty przeciwnik herezji i obrońca doktryny? Sięgnijmy po pierwszy artykuł, jaki zapis w swoim katechizmie.

„Kogo wolno nazywać chrześcijaninem? Tego, który wyznaje całość nauki Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga i człowieka w Jego Kościele. Ten, kto jest zatem prawdziwym chrześcijaninem, zupełnie potępia i nie znosi wszystkich innych religii i sekt, które można znaleźć gdzie indziej w jakimkolwiek narodzie, kraju, poza nauką i Kościołem Chrystusa, jak żydowskiej, pogańskiej, tureckiej lub sekt heretyckich”.

Nie bez powodu to właśnie taka uwaga znalazła się na samym początku katechizmu Kanizjusza. Przypomina ona, że katolicka doktryna nie jest zbiorem ludzkich rozważań, czy nawet wielowiekowej mądrości. To sama nauka Chrystusa, jaką Bóg powierzył straży swojego Kościoła. Zachowanie tego Objawienia i jego głoszenie to nie skutek swarliwej natury, czy niechęci do innowierstwa. Jest odwrotnie. To miłość do Chrystusa i Jego prawdy rozbudza zniesmaczenie religijnym błędem.

Ten bowiem nie jest „inną drogą do Boga”, ale tym, co trzyma tak wielu ludzi w oddaleniu od Niego… Skoro drogą ku Bogu są sakramenty, to jak ich odrzucenie może do Niego przybliżać? Skoro Mesjaszem, „drogą, prawdą i życiem” jest Chrystus – to jak tę samą rolę mógłby mieć przeczący jego nauce Mahomet, czy Budda?

Z tego właśnie powodu Kościół na przestrzeni dziejów kanonizował obrońców doktryny, teologów i apologetów. To bowiem od chętnego przyjęcia rozumem prawdy Objawionej zaczyna się złączenie Boga z człowiekiem i wszczepienie w Jego nadprzyrodzone życie. Jak podkreślał, zgodne z logiką św. Piotra Kanizjusza Św. biskup Józef Sebastian Pelczar „religia jest osobistym i żywym stosunkiem człowieka do Boga, jako początku i celu wszechrzeczy, a stąd wymaga przede wszystkim poznania Boga”. Nie da się bowiem miłować Tego, którego się nie zna…

Współcześnie podobne myślenie zastępuje humanitaryzm, który każe religii kierować się przede wszystkim ku człowiekowi – służyć za spoiwo dobrego współżycia różnych wyznań, czy gwarant dobroczynności. Przekonanie religijne miałoby mieć wartość jako jedno z narzędzi budowania powszechnego braterstwa.

Św. Piotr Kanizjusz przychodzi nam w tych czasach z kluczową pomocą. Ma zarazem przewrotną odpowiedź na pytanie Franciszka z Indonezji. Co się stanie, jeśli będziemy się kłócić o prawdziwość naszej religii? Być może – tak jak jego – czeka nas udział ze wszystkimi świętymi w niebie… Co daj Panie Boże.

Filip Adamus

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij