W trakcie konferencji zorganizowanej przez izraelski Instytut Studiów Bezpieczeństwa Narodowego szef resortu obrony Izraela, Mosze Ja’alon, wyraził zaskakującą opinię. W sytuacji konieczności wyboru między Iranem czy Państwem Islamskim żydowski polityk wybrałby ISIS. Taka wypowiedź może być argumentem dla osób uważających, że to Tel-Awiw stoi za powstaniem i rozwojem samozwańczego Kalifatu.
W opinii Ja’alona Iran ma sprzeczne interesy z Izraelem i zagraża istnieniu państwa żydowskiego. Z kolei ISIS dysponuje mniejszym potencjałem i jest mniej groźny dla Tel-Awiwu. Jeśli więc izraelski minister obrony miałby wybierać kto przejdzie kontrolę nad Syrię – Kalifat czy Iran – wybrałby z pewnością bojowników Abu Bakra al-Baghdadiego.
Wesprzyj nas już teraz!
Polityk nacjonalistycznego Likudu wyraził przekonanie, że prędzej czy później ISIS ugnie się pod ciosami koalicyjnych nalotów. Ponadto, jego zdaniem, Izrael ma wiele zbieżnych interesów z krajami sunnickimi, których naturalnym przeciwnikiem jest szyicki Iran.
Mosze Ja’alon był nieprzejednanym krytykiem porozumienia Zachodu z Iranem, które doprowadziło do zniesienia sankcji nałożonych w przeszłości na Teheran. Zdarzało mu się także mówić, że Państwo Islamskie nie jest groźne dla Izraela.
Wypowiedzi takie oraz brak ataków dżihadystów z ISIS na państwo żydowskie umacniają przekonania niektórych analityków, że Izrael ma jakiś związek z powstaniem na terenach Syrii i Iraku samozwańczego Kalifatu.
Odmienne niż Ja’alon stanowisko prezentował niedawno prezydent Izraela, Re’uwen Riwlin.
Źródło: rp.pl
MWł