Władze Korsyki w ramach walki o „świeckość” państwa i przestrzeni publicznych zakazały noszenia na swoich plażach kostiumów kąpielowych zgodnych z normami islamu, czyli tak zwanych burkini. Dyskusja nad tego typu strojami trwa we Francji od kilku lat i powraca w każde wakacje. Dekret o zakazie dotyczącym korsykańskich plaż został jednak zawieszony przez sąd administracyjny.
Dekret wydały 7 sierpnia gminy Lecci i Zonza-Santa-Lucia. Samorządy uznały, że plażowicze powinni nosić odzież „właściwą i szanującą dobre obyczaje oraz laickość przestrzeni publicznej”. Zakaz miał obowiązywać do 30 września. Jednak na wniosek prefektury korsykański sąd administracyjny w Bastii podjął w poniedziałek 19 sierpnia decyzję o zawieszeniu postanowienia.
Trybunał uznał, że „zakazy nie opierają się na przesłankach wskazujących na zakłócenia porządku publicznego i są sprzeczne z orzecznictwem Rady Stanu z 2016 roku”. Zdaniem tego organu, jest to „poważne i nielegalne naruszenie swobody korzystania z takich miejsc, a także naruszenie wolności sumienia i wolności osobistych”. Po tej decyzji mer Zonza-Santa-Lucia wycofał dekret, ale włodarz Lecci zamierza się jeszcze odwoływać. Swój zakaz uzasadniał „zagrożeniem terrorystycznym, atmosferą międzynarodowego napięcia i obawami związanymi z przestrzeganiem zasad higieny i bezpieczeństwa”. Sąd administracyjny uznał to za nieistotne argumenty.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie ma wątpliwości, że kwestie podjęte przez mera były tylko pretekstem do próby walki z manifestowaniem przynależności do islamu przez migrantów, czy też potomków dawnych przybyszów. Na tym tle dochodziło już na korsykańskich plażach do konfliktów pomiędzy muzułmanami a miejscowymi. Zakaz wydaje się rzeczywiście wychodzić poza gwarancje wolności osobistej obywateli. Chodzi tutaj jednak raczej o rozziew pomiędzy biernością władzy centralnej w walce z islamizacją kraju a odczuwaniem takiej bezpośredniej już ekspansji wyznawców tej religii przez lokalnych mieszkańców i ich samorządy.
Kwestia burkini to tylko drobny przyczynek do zjawiska islamizacji Francji. Jeszcze mocniej widać to w sporcie, edukacji czy niemal na wszystkich przedmieściach już nie tylko dużych miast. Paryż, w odróżnieniu od modelu anglosaskiego, stara się dokonywać asymilacji i integracji przez pewną formę ujednolicania zachowań i narzucanie kodeksu tzw. wartości republikańskich. Jedną z nich ma być laicyzm, który stał się mało efektywną formą „bata” na publiczne formy religijności. Ten „bat” z łatwością spada na plecy katolików (np. usuwanie pomników religijnych z przestrzeni publicznej), ale w przypadku islamu raczej się nie sprawdza. Razem z przyrostem demograficznym muzułmanów w krajach zachodniej Europy, łamie się zarówno anglosaski model „tolerowania” kulturowej odmienności jak i francuski model kulturowej integracji.
Ciekawym komentarzem do tej sytuacji jest głos algierskiego pisarza Boualema Sansala, który często publikuje we francuskich mediach. Jest m.in. laureatem Wielkiej Nagrody Akademii Francuskiej z 2015 roku. Napisał ostatnio na łamach „Atlantico”, że „islamiści wiedzą, iż Wielka Brytania upadnie jak dojrzały owoc, a Europa pójdzie za nią”. W obliczu islamu załamuje się bowiem każdy model społeczny. Sansal komentował w ten sposób ostatnie zamieszki, które wstrząsały Wielką Brytanią po 29 lipca. Jak zauważył, „jesteśmy świadkami bezpośredniej porażki Wielkiej Brytanii w wojnie domowej, (…) spowodowanej przez siły dezintegracyjne, którymi są islam i jego ekstremiści, niekontrolowaną masową emigrację oraz niekonsekwentne elity polityczne, skrępowane poprawnością polityczną i wokizmem, gotowe na wszelkie kompromisy w celu zachowania spokoju i swojej pozycji”.
„Porażka Wielkiej Brytanii doprowadzi do porażki wielu krajów europejskich. Zobaczymy, że Unia Europejska została zaprojektowana tak, że osłabiła państwa i połączyła je w bezbronną całość” – dodał Sansal. Przepowiednia brzmi groźnie, ale pisarz doskonale zna islam i to niejako od środka. Pomysły lewicy o wielokulturowym, laickim i tolerancyjnym „nowym społeczeństwie” sprzyjają jego postępom. Prędzej czy później zawsze doprowadzają do konfrontacji z prawami szariatu, jako jego nieodłączną częścią. Dość śmieszna walka Francuzów z „burkini” to pozorowanie działań, w dodatku bezskuteczne i jedynie nastawiające muzułmanów jeszcze bardziej wrogo wobec państwa. Z kolei zrzucanie odpowiedzialności przez rząd Partii Pracy za zamieszki w Wielkiej Brytanii na „skrajną prawicę” to już nie tylko złe rozpoznanie głównego problemu, ale przy okazji duży krok w kierunku przepaści rozciągniętego w czasie samobójstwa. Dwa odmienne systemy, ale ten sam efekt. Wspomniany Sansal mówił tu o „kręgielni”, gdzie jeden przewrócony w grze element powoduje upadek pozostałych.
Bogdan Dobosz