W związku z projektem ustawy o nowelizacji prawa oświatowego, tzw. „Lex Czarnek 2.0”, podnoszony jest argument, że forsowane zmiany poważnie utrudnią lub uniemożliwią tysiącom rodzin w Polsce edukację domową ich dzieci. Warto więc spojrzeć na aktualną sytuację, budzące opór propozycje zmian oraz argumenty ministra Przemysława Czarnka, a także zastanowić się nad istotą całego sporu o edukację domową.
Blisko 20 000 dzieci w Polsce uczy się obecnie w ramach edukacji domowej, a z roku na rok popularność tej formy nauczania bardzo szybko rośnie. W praktyce wygląda to tak, że dziecko jest formalnie zapisane do szkoły, ale obowiązek szkolny spełnia w swoim domu. Raz w roku przystępuje do egzaminów, a przez resztę czasu uczy się, wychowuje i kształci w swojej rodzinie.
Do Sejmu zgłoszono projekt ustawy o nowelizacji prawa oświatowego, który mocno dotyka rodziców, uczniów i szkół ze środowiska edukacji domowej. Na czym polegają główne zmiany? Spójrzmy na stan aktualny, projekt w pierwotnej formie oraz na poprawki wniesione do niego w trakcie obrad sejmowej komisji.
Wesprzyj nas już teraz!
Podnoszone w przestrzeni publicznej problemy związane z projektem dotyczą przede wszystkim:
- Kwestii terminu, w jakim należy złożyć do szkoły wniosek o kształcenie dziecka w trybie edukacji domowej.
Aktualne przepisy umożliwiają rozpoczęcie kształcenia w ramach edukacji domowej w trakcie całego roku szkolnego. Wedle projektowanych zmian, taki wniosek będzie można składać tylko w terminie od 1 do 21 września. Wedle poprawek przyjętych przez komisję, termin na składanie wniosku będzie od 1 lipca do 21 września.
- Rejonizacji, tj. lokalizacji szkoły, do której można zapisać dziecko w ramach edukacji domowej.
Obecnie można zapisać dziecko na edukację domową do dowolnej szkoły na terenie Polski. Nie ma żadnych ograniczeń terenowych. Wedle proponowanych zmian przywrócona zostanie rejonizacja, tzn. możliwość zapisania dziecka do szkoły tylko w tym samym województwie, co jego miejsce zamieszkania. Wedle poprawek przyjętych przez komisję, można będzie zapisać dziecko do szkoły położonej w tym samym województwie oraz w województwie sąsiednim.
- Warunków lokalowych szkół umożliwiających uczniom edukację domową.
Aktualnie nie istnieją szczególne utrudnienia związane z warunkami lokalowymi wobec szkół zajmujących się edukacją domową. Wedle projektowanych zmian, taka szkoła powinna zapewnić warunki lokalowe do nauczania wszystkich uczniów kształcących się w ramach edukacji domowej. Poprawki komisji usunęły ten postulat.
- Liczby uczniów, którzy w danej szkole mogą kształcić się w trybie edukacji domowej.
Nie istnieją obecnie limity uczniów, którzy mogą kształcić się w szkole w ramach edukacji domowej. Proponowane zmiany zakładają, że maksymalnie 50% uczniów danej szkoły może uczyć się w trybie edukacji domowej. Poprawki komisji usunęły ten postulat.
- Miejsca przeprowadzania egzaminów klasyfikacyjnych dla uczniów z edukacji domowej.
Aktualnie nie istnieją ograniczenia dotyczące miejsca przeprowadzania egzaminu klasyfikacyjnego dla uczniów z edukacji domowej. Projektowane zmiany wymuszają, aby odbywały się one w formie stacjonarnej na terenie szkoły, a także nakładają obowiązek zawiadomienia kuratorium o miejscu i terminie egzaminu na 14 dni przed jego rozpoczęciem.
Forsowanych zmian broni Przemysław Czarnek. Minister edukacji stwierdził, że rośnie popularność tzw. szkół w chmurze: „które mają po kilkanaście tysięcy uczniów, przy czym nie ma to nic wspólnego z edukacją domową, ponieważ egzaminy prowadzone są w sposób zdalny, bez kontroli kuratora”. Zdaniem szefa MEN egzaminy muszą mieć formę stacjonarną, gdyż: „cóż to za egzaminy zdalne, to zupełnie niepoważnie. O terminie takiego egzaminu i miejscu trzeba będzie poinformować kuratora, żeby ewentualnie mógł wizytator sprawdzić, czy egzamin odbywa się prawidłowo i na jakim poziomie?”
Wymagania stawiane przez Przemysława Czarnka egzaminom dla uczniów z edukacji domowej trudno pogodzić z praktyką całego systemu oświaty. Przez ostatnie 2 lata intensywnie forsowane było w całej Polsce tzw. „zdalne nauczanie”. Klasówki, kartkówki, zaliczenia, egzaminy – wszystko odbywało się (i często nadal się odbywa) online. Co więcej, wynajdywane są następne powody, dla których po raz kolejny zdalne nauczanie ma być w Polsce wprowadzane (takim powodem ma być m.in. brak możliwości ogrzania szkół). Dwa lata zdalnego nauczania i egzaminowania w szkołach stacjonarnych – problemu nie ma. Zdalne egzaminy w edukacji domowej – problem jest. Proponowane rozwiązanie? Zlikwidować możliwość zdalnych egzaminów dla edukacji domowej. W praktyce może dojść do kuriozalnej sytuacji, w której uczniowie uczący się w stacjonarnych szkołach będą mogli dalej zaliczać egzaminy online, a uczniowie z edukacji domowe będą musieli stawiać się osobiście na egzaminy w formie stacjonarnej…
Dalej minister Czarnek argumentuje, iż: „chcemy wrócić do rejonizacji, ale dwóch województw. Dzieci mogą być przypisane w edukacji domowej do szkoły na terenie województwa, w którym mieszkają, bądź sąsiedniego, żeby ukrócić patologię, że dziecko z Białegostoku czy Suwałk jest w szkole w Katowicach (…)” Jeżeli jakaś rodzina z Białegostoku czy Suwałk wybrała sobie szkołę pod edukację domową w Katowicach i zarówno jej jak i szkole to pasuje, to w czym problem? Gdzie tu patologia? Możliwość zdalnego zdawania egzaminów oznacza dla wielu rodzin m. in. uniknięcie dużych wydatków związanych z wyjazdami na egzaminy. W szczególności dotyczy to rodzin wielodzietnych, posiadających dzieci na różnym etapie edukacji. Czy na tym ma polegać wspieranie dużych rodzin przez „dobrą zmianę”? Możliwość wybrania dowolnej szkoły pod edukację domową na całej terenie Polski umożliwia też rodzinom dobór placówki pod konkretne potrzeby, specyfikę i wymagania danej rodziny. Dzięki temu można także wybrać szkołę rozumiejącą istotę edukacji domowej. Zablokowanie tej możliwości może w praktyce oznaczać dla wielu rodzin konieczność zrezygnowania z edukacji domowej. W szczególności dotknie to znów rodzin wielodzietnych, a także uczniów z problemami zdrowotnymi lub specjalnymi potrzebami wychowawczymi.
Minister Czarnek powiedział również, że: „nie może być tak, że w każdej chwili ktoś decyduje, że przenosi się do edukacji domowej.” Należy w tym momencie zadać pytanie: a dlaczego nie? Skoro zarówno rodzinie jak i szkole pasuje przeniesienie się do edukacji domowej w trakcie roku szkolnego, to co w tym złego? Tym bardziej, że takie rozwiązanie umożliwia rodzicom reakcje w różnych szczególnych przypadkach, takich jak np. nagła choroba dziecka albo problemy typu szkolny mobbing lub przemoc.
W Polsce szybko rośnie popularność edukacji domowej. Tysiącom rodzin takie rozwiązanie bardzo odpowiada. W szybkim tempie powstają także kolejne szkoły, fundacje i stowarzyszenia, które wspierają edukację domową. Rodzinom odpowiada także zapisywanie dzieci do szkół na drugim końcu Polski, oraz zdawanie egzaminów klasyfikacyjnych w formie zdalnej. To wszystko nie pasuje jednak rządowi i ministrowi Czarnkowi, dlatego postanowiono tę „samowolkę” obywateli ukrócić. Dotykamy w tym momencie istoty sporu o edukację domową, który wywiązał się w związku z projektem ustawy.
Już przed laty politycy „dobrej zmiany” krytykowali edukację domową argumentując, że jest to swojego rodzaju luka, przez którą dzieci uciekają z systemu. Dokładnie tym samym tropem idą dzisiaj. Jak przyznał publicznie minister Przemysław Czarnek: „system trzeba uszczelnić”. Chodzi więc o to, żeby rząd kontrolował pewną sferę życia obywateli, której obecnie nie kontroluje. Jasno wynika to z wypowiedzi ministra Czarnka. W sporze o edukację domową nie chodzi o edukację. Chodzi o nadzór – rządu, ministerstwa, kuratora, nad rodzinami w edukacji domowej i ich dziećmi. A ostatecznie chodzi o to, żeby nic w państwie nie działo się poza systemem.
Innymi słowy, wzorowa edukacja ma polegać na tym, że rząd musi wszystko nadzorować, wszystko kontrolować, ustalać programy nauczania i podstawy programowe oraz za pomocą przymusu i aparatu administracji pilnować, żeby obywatele tych wytycznych przestrzegali. Jednocześnie przedstawiciele tego samego rządu, tacy jak minister Czarnek oraz jego najbliższe otoczenie, lubią odwoływać się do „wartości klasycznych”, „Europy klasycznej”, „tradycjonalizmu” i „cywilizacji łacińskiej”. Tej samej cywilizacji łacińskiej, w której nie istniały rządowe programy edukacyjne oraz w której nie do pomyślenia było coś takiego jak państwowy przymus edukacyjny…
Jeżeli spojrzymy na historię naszej cywilizacji, historię Europy oraz Polski to zobaczymy, że dla naszych przodków „edukacja domowa” była standardem, czymś oczywistym i naturalnym. Wiedza, tradycja, historia, wiara, obyczaje, zasady – to wszystko przekazywane było w domach i w rodzinach kolejnym pokoleniom. To jest właśnie „Europa klasyczna”, a nie socjalistyczny zamordyzm reprezentowany przez rządzących współczesną oświatą. W tym kontekście dziwią wypowiedzi rozmaitych komentatorów i ekspertów pochodzących z prawej, katolickiej i konserwatywnej strony życia społecznego, którzy twierdzą, że w postawie ministra Czarnka widać pozytywne nastawienie do edukacji domowej, a w zaproponowanym projekcie ustawy potencjał wzmocnienia rodziców i rodzin. W rzeczywistości będzie dokładnie odwrotnie – wzmocni się uzależnienie rodzin od państwa.
Przyglądając się wypowiedziom polityków, w szczególności ministra Czarnka, w oczy rzuca się jeszcze coś. To pogarda dla własnego społeczeństwa. Choć nie pada to oczywiście wprost, to w optyce medialnych wypowiedzi rządzących i forsowanych zmian, Polacy wydają się być narodem głupców i nieudaczników, którzy sami nie poradzą sobie z edukacją i wychowaniem własnych dzieci. Dlatego trzeba objąć nad nimi urzędniczy nadzór, bo inaczej będą migać się od nauczania własnych dzieci i zaniedbywać ich edukację. Tu tkwi istota problemu i nie dotyczy ona tylko oświaty, a całości życia społecznego. „Wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciw państwu”. Brak zaufania kolejnego już rządu do własnych obywateli jest ogromny, przez co Polacy są traktowani coraz mniej podmiotowo, a coraz bardziej przedmiotowo, niemal w każdej sferze życia.
Nie od dziś wiadomo, że jeśli rząd się za coś weźmie, to najprawdopodobniej to zepsuje, dlatego coraz więcej ludzi z systemu ucieka i na własną rękę szuka rozwiązań najlepszych dla siebie i swojej rodziny. Co zatem mogą najlepszego zrobić politycy dla edukacji domowej? Po prostu zostawić ją w spokoju i umożliwić Polakom swobodne działanie. Tylko tyle, i aż tyle.
Marcin Musiał
Dostęp do edukacji domowej będzie ograniczony? Zaskakujące interpretacje nowego projektu ustawy
Edukacja domowa będzie utrudniona? Co na to Kościół? Chmielewski w „Na Straży”